Kocham go, ale nie chcę, żeby dziecko zostało bez ojca.
Cześć. Nazywam się Weronika i stoję teraz na rozdrożu, od którego zależy nie tylko moje życie, ale i dwojga innych ludzi. Mam dwadzieścia dziewięć lat, mieszkam w Łodzi, pracuję w małej kancelarii prawnej, mam przyjaciół, rodzinę ale moje serce należy do człowieka, z którym nie mogę być otwarcie. To nie jest zwykły romans. To męka, która trwa już rok.
Z Tomkiem byliśmy razem trzy lata. Młodzi, zakochani, beztroscy. Kłóciliśmy się, godziliśmy, snuliśmy plany. Wierzyłam, iż to mój człowiek, a on mówił, iż beze mnie nie może oddychać. Byliśmy szczęśliwi, aż pewnego dnia pokłóciliśmy się głupio, o byle co. Oboje wybuchnęliśmy, oboje odeszliśmy dumni, nikt nie zrobił pierwszego kroku. Byliśmy zbyt uparci i zbyt młodzi.
Minęło kilka miesięcy. Tęskniłam. Wpatrywałam się w telefon, czekając na wiadomość. Nie pisałam, nie dzwoniłam zbyt dumna. Aż pewnego dnia dowiedziałam się, iż zaczął spotykać się z inną. Dziewczyna z sąsiedniego biura, skromna, cicha i już po paru miesiącach w ciąży. Jakby wyrwali mi serce. Pamiętam, jak stałam przy oknie, a w piersi czułam tylko pustkę, jakby w środku osiadł lodowaty wiatr.
Gdy urodziła się jego córka, zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam tylko żeby pogratulować. Zamilkł na chwilę, potem powidział:
Nie wiesz, jak się cieszę, iż słyszę twój głos. Spotkamy się?
Nie wiem, po co się zgodziłam. Chciałam tylko spojrzeć mu w oczy. Na spotkaniu prawie nie rozmawialiśmy. Tylko patrzyliśmy na siebie, milczeliśmy, a w tym milczeniu było wszystko miłość, ból, żal. Trzymał mnie za rękę, a ja cicho płakałam.
Od tamtego dnia zaczęliśmy się widywać. Nieregularnie, ostrożnie, jakbyśmy bali się samych siebie. Tak minął rok spotykaliśmy się ukradkiem, ale szczerze mówiąc: między nami nie było bliskości. Nie potrafiłam. Gdy tylko pomyślałam o jego córce, o tym, iż w domu czeka na niego malutka dziewczynka z oczami mamy wszystko we mnie się ściskało.
Często narzekał, iż w domu stało się nie do wytrzymania. Że z matką jego dziecka nic go nie łączy poza małą. Że już nie kocha. Że marzy o mnie. I nie raz pytał:
A jeżeli odejdę? jeżeli wrócę? Przyjmiesz mnie?
A ja milczałam. Bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Bo w tej chwili, choćbym go kochała najbardziej na świecie, widziałam nie tylko mężczyznę, ale i ojca. I tę dziewczynkę Zosię, która jeszcze nie umie mówić, ale już wie, jak się uśmiecha jej tata, jak pachnie jego kurtka, jak przytula ją przed snem.
Jak mogę to zniszczyć? Jak mogę być tą, przez którą dziecko zostanie bez ojca?
Tak, może oni się nie kochają. Może żyją razem tylko dla córki. Ale czy to zbrodnia? Ile jest takich rodzin i jakoś żyją. U niektórych z czasem się układa, inni uczą się kochać na nowo A jeżeli ja rozbiję tę rodzinę czy będę szczęśliwa, wiedząc, iż Zosia rośnie bez taty?
Boję się. Boli mnie. Śnię o nim, zasypiam z myślą o nim, nie potrafię patrzeć w oczy innym mężczyznom. Nikt mi nie jest potrzebny, tylko on. On jest moim powietrzem. Ale nie wiem, czy mam prawo do tego szczęścia.
Czasem myślę a gdyby na miejscu Zosi była ja? Gdyby mojego ojca zabrała inna kobieta, jak bym się czuła? Zbyt dobrze pamiętam, jak dorastałam bez taty. I nie chcę, żeby ktoś inny przez to przeszedł.
Tomek czeka na odpowiedź. Coraz częściej mówi o rozstaniu z tamtą kobietą. Prosi:
Nie milcz. Powiedz, czego chcesz. Jestem gotów rzucić wszystko. Tylko powiedz
A ja nie wiem, co powiedzieć.
Nie wiem, co jest adekwatne. Rozum mówi jedno zostawić wszystko, jak jest. Nie mieszać się, nie niszczyć, być silną. A serce rwie się do niego, krzyczy, błaga, żeby nie puszczać.
Jeśli to czytasz, jeżeli byłeś w podobnej sytuacji powiedz, co mam robić? Czy można zbudować swoje szczęście, nie niszcząc cudzego? Czy każde szczęście musi komuś zadać ból?
Kocham go. Ale nie chcę, żeby jego dziecko rosło bez ojca.
I chyba pierwszy raz w życiu naprawdę się boję.