Kocham go, ale nie chcę, żeby dziecko zostało bez ojca
Cześć. Nazywam się Kasia, a teraz stoję na rozdrożu, od którego zależy nie tylko moje życie, ale też dwóch innych osób. Mam dwadzieścia dziewięć lat, mieszkam w Krakowie, pracuję w małej kancelarii prawnej, mam przyjaciół i rodzinę… ale moje serce należy do kogoś, z kim nie mogę być szczęśliwa otwarcie. To nie jest zwykły miłosny dramat. To męka, która trwa już rok.
Z Tomkiem byliśmy razem trzy lata. Młodzi, zakochani, beztroscy. Kłóciliśmy się, godziliśmy, snuliśmy plany. Wierzyłam, iż to mój człowiek, a on mówił, iż beze mnie nie może oddychać. Byliśmy szczęśliwi, aż pewnego dnia pokłóciliśmy się – głupio, o byle co. Oboje wybuchnęliśmy, rozeszliśmy się dumni, nikt nie zrobił pierwszego kroku. Byliśmy zbyt uparci i zbyt niedojrzali.
Minęło kilka miesięcy. Tęskniłam. Patrzyłam na telefon, czekając na wiadomość. Nie pisałam, nie zMinęło kilka miesięcy. Tęskniłam. Patrzyłam na telefon, czekając na wiadomość. Nie pisałam, nie dzwoniłam – zbyt dumna, aż w końcu dowiedziałam się, iż zaczął spotykać się z inną. Dziewczyna z sąsiedniego biura, cicha, skromna… i po kilku miesiącach – w ciąży. Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Pamiętam, jak stałam przy oknie, a w piersi miałam tylko pustkę, jakby zawiał lodowaty wiatr.
Gdy urodziła się jego córeczka, zebrałam się w sobie i zadzwoniłam – tylko by pogratulować. Przez chwilę milczał, a potem powiedział:
— Nie wiesz, jak bardzo się cieszę, iż dzwonisz. Spotkamy się?
Nie wiem, dlaczego się zgodziłam. Chciałam tylko spojrzeć mu w oczy. Na spotkaniu prawie nie rozmawialiśmy. Tylko patrzyliśmy na siebie, a w tej ciszy było wszystko – miłość, ból, żal. Trzymał mnie za rękę, a ja cicho płakałam.
Od tamtego dnia zaczęliśmy się widywać. Niekoniecznie często, ostrożnie, jakbyśmy się bali samych siebie. Rok mijaliśmy się tak – ukradkiem, ale szczerze powiem: między nami nie było bliskości. Nie potrafiłam. Gdy tylko pomyślałam o jego córce, o tym, iż w domu czeka na niego malutka dziewczynka z oczami mamy – wszystko we mnie się ściskało.
Narzekał, iż w domu jest nie do wytrzymania. Że z matką jego dziecka nic go nie łączy poza małą Zosią. Że już nie kocha. Że marzy o mnie. I nie raz pytał:
— A jeżeli odejdę? jeżeli wrócę? Przyjmiesz mnie?
A ja milczałam. Bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo w tej chwili, choć kocham go tak bardzo, widzę nie tylko mężczyznę, ale i ojca. I tę dziewczynkę – Zosię, która jeszcze nie umie mówić, ale już wie, jak się uśmiecha jej tata, jak pachnie jego kurtka, jak przytula ją przed snem.
Jak mogę to zniszczyć? Jak mogę być tą, przez którą dziecko zostanie bez ojca?
Tak, może oni się nie kochają. Może żyją razem tylko dla córki. Ale czy to zbrodnia? Ile jest takich rodzin – a ludzie jakoś żyją. Niektórzy z czasem się odnajdują, inni uczą się kochać na nowo… A jeżeli ja rozbiję tę rodzinę – czy będę szczęśliwa, wiedząc, iż Zosia rośnie bez taty?
Boję się. Boli mnie to. Śnię o nim, zasypiam z myślą o nim, nie potrafię spojrzeć innym mężczyznom w oczy. Nikogo nie chcę poza nim. On jest moim powietrzem. Ale nie wiem, czy mam prawo do tego szczęścia.
Czasem myślę – a gdyby na miejscu Zosi była ja? Gdyby mój ojciec odszedł dla innej kobiety, jak bym się czuła? Zbyt dobrze pamiętam, jak dorastałam bez taty. I nie chcę, żeby ktokolwiek inny przez to przeszedł.
Tomek czeka na odpowiedź. Coraz częściej mówi o rozstaniu z tamtą kobietą. Prosi:
— Nie milcz. Powiedz, czego chcesz. Jestem gotów rzucić wszystko. Tylko powiedz…
A ja… nie wiem, co powiedzieć.
Nie wiem, co jest adekwatne. Rozum mówi jedno – zostawić wszystko, jak jest. Nie wtrącać się, nie niszczyć, być silną. A serce – rwie się do niego, krzyczy, błaga, bym nie odpuszczała.
Jeśli to czytasz, jeżeli byłaś w podobnej sytuacji – powiedz, co mam zrobić? Czy można zbudować swoje szczęście, nie niszcząc cudzego? Czy każde szczęście musi komuś zabrać coś innego?
Kocham go. Ale nie chcę, żeby jego dziecko rosło bez ojca. I chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę się boję.