"Diana w tym roku skończyła 10 lat i uznaliśmy z mężem, iż już najwyższy czas, by wyjechała na swoje pierwsze kolonie. Początkowo nie była przekonana do naszego pomysłu. Nie dziwi mnie jej strach i niepewność, to zupełnie nowe doświadczenie, jednak ja mam same miłe wspomnienia. Patrząc na to doświadczenie z tak dużej perspektywy, stwierdzam też, iż takie wyjazdy wiele mnie nauczyły.
A miało być tak miło
Zależało nam na klasycznych koloniach. Niestety nikt ze znajomych nie nie był zainteresowany, więc Diana musiała się oswoić z myślą, iż pojedzie sama. Trochę niepewna, ale podekscytowana wsiadła do autokaru.
Przez telefon mówiła bardzo zdawkowo, ale się nie skarżyła. Czułam, iż coś jest nie tak, ale wmawiałam sobie, iż pewnie się wstydzi rozmawiać przy koleżankach. Za naszych czasów przecież nie było komórek. Po dwóch tygodniach czekałam na przyjazd autokaru z nostalgią. Świetnie pamiętam te pożegnania, rzucanie się sobie na szyję, łzy w oczach i deklaracje: 'Nigdy cię nie zapomnę'. Nie doczekałam się jednak takiego widoku...
Gdy Diana wysiadła, znowu miałam wrażenie, iż coś jest nie tak. Bez większych emocji pożegnała się z kilkoma osobami i wychowawczynią. Poprosiła, byśmy już wracali do domu, bo jest zmęczona. Ponownie uśpiła moją czujność. Dopiero gdy wieczorem zapytałam, czy tęskniła, puściły jej nerwy. Zaczęła szlochać i nie mogła się uspokoić, a ja nie miałam pojęcia, co się stało.
To okrutne!
Dopiero po dłuższej chwili wyznała, co się stało, ale pewnie przez cały czas nie wszystko powiedziała. Okazało się, iż jedna z dziewczynek zaczepiła ją w autokarze i powiedziała, iż ma 'fajny plecak'. Gdy Diana podziękowała, ta dodała z przekąsem: 'taki dla bambika'.
Okazało się, iż to był dopiero początek zaczepek. Komentowała absolutnie wszystko: buty, spodnie, koszulki. Wytykała, iż 'nie są markowe' lub pytała z obrzydzeniem, czy z ma je 'lumpa', podkreślając, iż widać, iż to 'szmaty'.
Robiła to zarówno ukradkiem, jak i publicznie. Jednak na tyle sprytnie, by pani nie usłyszała. Natomiast córka nie chciała się poskarżyć. Zaciskała zęby i starała się nie reagować.
Nikomu nic do tego
Nie znoszę tego konsumpcyjnego podejścia do życia, marnowania rzeczy i obnoszenia się z metkami. Staram się wychowywać córkę bez jakiegoś wielkiego przywiązania do marek. Ważne, by ubrania nam się podobały i byśmy w nich się dobrze czuli. Powinny być czyste i zadbane, ale nie ma znaczenia, skąd je mamy. Często chodzimy na wymiany lokalne ubrań, kupujemy na vinted i w ciuchlandach. Można tam wyłowić prawdziwe perełki i stworzyć swój niepowtarzalny look. I nie ma to nic wspólnego z biedą! To nasz bardzo świadomy wybór, nikomu nic do tego.
Jednak to, czego pranę nauczyć moje dziecko, zostało w dwa tygodnie brutalnie wdeptane w ziemię. To, iż Diana rozumie, czego pragnę ją nauczyć, nie zmienia faktu, iż ktoś sprawił jej nie tylko olbrzymią przykrość, ale i wyrządził krzywdę. Takie zachowanie to znęcanie się! Serce mi pęka, iż była z tym wszystkim całkiem sama przez dwa tygodnie".