Medialną panikę związaną z wygraną Korwina obserwuję z rozbawieniem. Jak już pisałem – nie widzę powodów do darcia szat.
Jakaś skrajna prawica być musi (z definicji). Z dwojga złego wolę fiśniętych libertarian od fiśniętych nacjonalistów, dlatego wcale nie czekam z utęsknieniem na rozpad partii Korwina.
Pewnie się w końcu rozpadną, ale to co wyrośnie na tej glebie będzie prawdopodobnie jakąś kolejną inkarnacją nacjonalistycznego kibolstwa. Komu do tego śpieszno? Dlaczego adekwatnie Korwin budzi panikę większą od niegdysiejszego Giertycha?
Moja hipoteza: bo większość uczestników tej debaty stara się nie dostrzec słonia w pokoju, który odpowiedź ma wypisaną wielkimi literami na swoim cielsku. Korwin nie jest obcą naroślą na zdrowej tkance Trzeciej Rzeczpospolitej, odwrotnie, to jest jej krew z krwi, kość z kości.
Establishment Trzeciej Rzeczpospolitej wpadł w panikę, bo widzi w Korwinie własne odbicie w krzywym zwierciadle. Rzeczy, które Korwin wygaduje, brzmią szokująco obrzydliwie – a jednocześnie są po prostu logicznym rozwinięciem światopoglądowych fundamentów miłościwie nam panującego ustroju.
Czym adekwatnie obrzydliwe żarciki na temat gwałtu czy rasy w wydaniu Korwina różnią się od analogicznych żarcików tego celebritto di tutti celebritti, niepolitycznie poprawnego Kuby Wojewódzkiego? Czym to się różni od dowcipasków gwiazd polskiej sceny kabaretowej, co to z imponującą odwagą nabijają się z gejów albo choćby (gasp!) feminazistek?
W czym lepsi od Korwina są aktorzy, którzy wylansowali swoje twarze dzięki naszym podatkom, żeby odprzedać je bankom? I teraz występują w nejtiwach obchodzących zakaz reklamowania OFE albo udzielają sążnistych wywiadów, jak zajebiaszczo im się żyje za bankowy szmalec?
Weteranom blogosfery dobrze znany jest fenomen „gejokorwinizmu”, czyli osób popierających obyczajowe postulaty lewicy, ale zgadzających się z Korwinem w sprawie jego „logicznych poglądów na gospodarkę”. Wiadomo, bogaty gej sobie poradzi. A biednych nie ma, biedne mogą być najwyżej zwykłe pedały.
W czym są lepsi ci działacze ruchów społecznych na rzecz komercyjnej edukacji, co to totalnie wewogle są za lewicą, paradą równości, Oburzonymi i legalizacją skręta. Ale ich dzieci chodzą na Bednarską, bo przecież nie będą się mieszać z tym motłochem w szkołach publicznych.
W ostatnich dniach gejokorwinizmowi doszedł dżenderowy odpowiednik. To femikorwinizm, który popiera postulaty dotyczące aborcji czy antykoncepcji, ale żeby zaraz jakieś żłobki? Z budżetu? No nie, przecież Nika Bochniarz już płaci za duże podatki.
Bajka o biedzie wynikającej z rozrzutności i lenistwa biednych, bo król truskawek nie może znaleźć chętnych do pracy, a z samej wody zaoszczędzonej na zakręcaniu kranu podczas mycia zębów ubodzy mogą zaoszczędzić fortunę, panie, fortunę, jest w naszym kraju ważniejsza od konstytucji czy katechizmu. Konstytucję przecież pisano z tą bajką na uwadze, a oba polskie kościoły, otwocki i falenicki, jednoczy energiczne zapraszanie kupców do świątyni.
Establishment ma z Korwinem problem, bo nie ma dla niego dobrej riposty. Korwin bierze jego ideologię i doprowadza ją do logicznej konkluzji.
Jeśli wierzymy, iż obniżanie podatków i deregulacja prowadzą do wzrostu – no to czemu nie obniżyć jeszcze bardziej i nie zderegulować wszystkiego. jeżeli rozwijamy szkolnictwo komercyjne kosztem publicznego – no to chcemy mieć dziedziczne plebs i arystokrację, choćby jeżeli mamy gęby pełne frazesów o demokracji.
Frazesami hojnie obdarowujemy też Ukraińców, ale traktujemy ich na przejściach granicznych tak, jakbyśmy chcieli ich wepchnąć w objęcia Putina. W czym więc gorszy Korwin, który głosi to samo, ale bez hipokryzji?
To samo ze żłobkami i przedszkolami – jeżeli nie będą dostępne powszechnie, młode matki będą uwięzione w kuchni. Femikorwinizm to też korwinizm, tyle iż pełen zakłamania.
Nie da się zakwestionować korwinizmu, zgadzając się jednocześnie z nim w potępieniu dla wszelkich form „socjalizmu”. Jego wywody wydają się „logiczne” tylko tym, którzy dzielą te same założenia, bo z głupich założeń wyjdą wnioski tyleż głupie – co logiczne.
Trzecią Rzeczpospolitą zbudowano na tych założeniach. Czas na ich rewizję.
Na razie zwalczającym Korwina mam ochotę pojechać spafarazowanym Gogolem: co zwalczacie? Siebie samych zwalczacie!