Grudzień w Kościele
Osoby wierzące, które w grudniu przeżywają adwent, biorą udział w rekolekcjach i chodzą do kościoła na roraty. Szczególnie zachęca się do tego dzieci, które przygotowują się do Pierwszej Komunii Świętej, czyli zwykle uczniów klas I-III. Zdarza się, iż katecheci w szkołach stawiają dzieciom warunki, by te chodziły na nabożeństwa (np. mają obowiązek zbierać naklejki/pieczątki). O nieco innej, oburzającej niektórych sytuacji związanej z roratami napisała w portalu Threads użytkowniczka o nicku pannalola.
"Życie na wsi: 'Pani Karolinko, ale te warsztaty to jutro my musimy skończyć ok. 17:45, bo dzieci idą na roraty i nie chcemy tu mieć wojny z Proboszczem'" – czytamy w krótkim poście użytkowniczki. Kobieta w jednej z późniejszych odpowiedzi zaznacza, iż traktuje to raczej jako zabawną ciekawostkę i nie zamierza atakować wiejskiej społeczności czy księdza.
Dzisiejsza wieś nie ma zbyt wiele wspólnego z miejscem sprzed 50 lat, w którym poziom edukacji był znikomy, bo wszyscy skupiali się na rolnictwie i dbaniu o gospodarstwa. Mimo to zdarza się, iż w mentalności i zwyczajach (szczególnie starszych) mieszkańców przez cały czas są obecne pewne mechanizmy. Chodzi tu m.in. o szacunek dla Kościoła oraz wiarę w to, iż księża są autorytetami.
Wszędzie na wsi jest tak samo?
W komentarzach pod postem wiele osób przyznało, iż dziś coraz częściej odchodzi się od takiego stanowiska. Młodzi ludzie, którzy już nie są tak związani z Kościołem i wiarą, coraz rzadziej chodzą do kościoła na msze i często też są zdania, iż księża nie są wyroczniami. Niektórzy jednak wciąż są wierzący, ufają księżom i uważają, iż nie można wchodzić z nimi w konflikty. O podobnych sytuacjach jak ta opisana powyżej napisało również sporo innych internautów. Oto kilka wybranych wypowiedzi:
"Mój syn zapytał katechetkę: 'jak Jezus chodził po wodzie, skoro fizyka temu zaprzecza?'. Katechetka (w przedszkolu) wezwała mnie na rozmowę i naciskała, by zaprzestać uczenia syna spraw, których nie rozumie (ma 5 lat). A mój rodzony ojciec (ma 82 lata) zaczął mi suszyć łeb, iż 'mieszkasz zbyt blisko kościoła, by twoje dzieci dyskutowały na religii. Będą mieć problemy w szkole, bo nauczyciele będą mieli na nich oko. Nie powinny się wychylać, bo dostaną łatkę przemądrzałych'".
"Wiadomość w dzienniku: 'Czy wszystkie dzieci mogą iść do kościoła na mszę z okazji święta patrona, choćby jeżeli rodzice ich nie posyłają na religię, żeby nie robić problemów?' No więc nie, nie wszystkie. Doświadczam aktualnie tego wiejskiego stylu życia".
"Współczuję wam ludzie. Jak dobrze, iż ja tego nie mam. Tu gdzie mieszkam, kościoły są sprzedawane albo zamieniane w kluby/restauracje, albo stoją puste, jak ksiądz nie sprzeda".
Swoją drogą to dość ciekawe, iż problem z roratami jest w porze późno popołudniowej. Nabożeństwo zwykle odbywa się rano, w wielu parafiach o 6:00 lub 7:00. Być może osobie, która tak bała się proboszcza, chodziło o to, by dzieci nie skończyły zbyt późno zajęć i dały radę następnego dnia wstać rano, aby pójść do kościoła.