Pod koniec jesieni
Tuż przed końcem szkoły Kinga w końcu zdecydowała się na studia, choć długo się wahała, kim chce zostać w życiu. Nagle zrozumiała, iż chce poświęcić się medycynie. Uczyła się dobrze, a w domu żyła jak u Pana Boga za piecem. Miała wszystko: kochających rodziców, ładne ubrania, wakacje nad morzem, prezenty.
Ojciec Kingi pracował w urzędzie miasta i piastował wysokie stanowisko. Nie odmawiał niczego ani żonie, ani córce, ubierał dziewczynkę jak lalkę. Był pewien, iż córkę czeka świetlana przyszłość. Matka nie pracowała, zajmowała się domem.
Ale życie bywa przewrotne i potrafi zaskoczyć
Mamo, już lecę! powiedziała Kinga, przeżuwając w biegu śniadanie, i wypadła z mieszkania, spóźniając się do szkoły. Musiała biec, ile sił. Po co wczoraj siedziałam w telefonie do trzeciej w nocy? Ledwo wstałam myślała, ale zdążyła wpaść do klasy tuż przed dzwonkiem, zdyszana.
Czemu tak pędzisz? Kto cię gonił? zapytała koleżanka, gdy Kinga opadła na krzesło obok.
Nikt, znów się obudziłam za późno W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję. Dziewczyny wymieniły się niezadowolonymi spojrzeniami.
Po trzeciej lekcji do Kingi podeszła wychowawczyni i, nie patrząc jej w oczy, powiedziała:
Musisz iść do domu coś się stało z twoim tatą
Co? Co się stało? zapytała przerażona, chwyciła swoje rzeczy i pobiegła do domu.
Przed blokiem stali sąsiedzi, karetka, a właśnie podjechała policja. Kinga weszła do mieszkania z dwoma policjantami Matka już nie płakała, siedziała, kołysząc się w przód i w tył, sczerniała z rozpaczy. Na kanapie leżał ojciec.
Serce, Kinguś, serce mu nie wytrzymało szepnęła jej do ucha sąsiadka.
Córka podeszła do matki, przytuliły się i obie wybuchnęły płaczem. Pogrzeb i stypę Kinga pamiętała jak przez mgłę. Przyszli sąsiedzi, wspierali. Matka zobojętniała, nie odzywała się do córki.
Mamo, powiedz coś prosiła Kinga, ale ta tylko patrzyła na nią pustym wzrokiem, jakby wpatrywała się w próżnię. Aż pewnego ranka, gdy Kinga sama wypiła herbatę z kanapką, matka nagle wyszła do kuchni i cicho powiedziała:
Woła mnie do siebie, córeczko nasz tata rozejrzała się i upadła.
Kinga podbiegła do niej, potrząsała:
Mamo, mamusiu ale natychmiast wybiegła po sąsiadkę.
Halina Stefanowa od razu wezwała pogotowie. Matka leżała nieruchomo, Kinga płakała, a sąsiadka, tuląc ją, uspokajała:
Wszystko będzie dobrze, Kinguś, lekarz zaraz przyjedzie
Karetka rzeczywiście przyjechała szybko. Lekarz pochylił się nad matką:
Niestety, nic nie możemy zrobić spojrzał na Kingę i Halinę, rozłożył ręce. Już jej nie ma.
Kinga nie pamiętała, jak doszła do siebie. Halina Stefanowa wzięła sprawy w swoje ręce rodziny Kinga nie miała. Matka była z domu dziecka, ojciec też nie miał rodzeństwa. Pomagali nauczyciele i koledzy ze szkoły. Powoli Kinga się pozbierała, a Halina zaopiekowała się nią. Rano gotowała jej śniadanie, odprowadzała do szkoły, Kinga jadała u niej też obiady.
W końcu zdała maturę, był bal. Kinga musiała zmienić plany. O studiach już nie myślała, trzeba było zapomnieć o wyższym wykształceniu. Musiała znaleźć pracę, bo choć zostały jej pieniądze po rodzicach, gwałtownie się skończą.
Ciociu Haniu, dziękuję, iż się za mną wstawiłaś. Dostałam pracę w sklepie, będę sprzedawczynią podziękowała sąsiadce. Przynajmniej zacznę zarabiać.
Słusznie, Kinga, trzeba jakoś zacząć dorosłe życie. Na studia jeszcze przyjdzie czas. Ważne, żebyś miała głowę na karku.
Kinga pracowała, nie odmawiała dodatkowych zadań myła podłogi, pomagała rozładowywać dostawy. Trudno było uwierzyć, patrząc na tę drobną dziewczynę, iż kiedyś żyła zupełnie inaczej.
Pewnego dnia pod blokiem spotkała ją para kobieta i mężczyzna.
Kinga? zapytała kobieta.
Tak, a wy kto? Nie znam was odpowiedziała zmęczona po pracy.
Chcielibyśmy porozmawiać o twojej przyszłości. Może zaprosisz nas do mieszkania?
Ale ja was nie znam. Dlaczego miałabym was wpuszczać?
Jestem Anna, a to Paweł wskazała na mężczyznę.
Nie bój się, Kinga, nie zrobimy ci krzywdy. Po prostu chcemy porozmawiać, a na ulicy to nie najlepsze miejsce
Weszli razem do mieszkania.
Kinga, proponujemy ci sprzedaż twojego mieszkania. Po co ci takie duże? Cztery pokoje dla jednej osoby to za dużo, a rachunki spore.
Tak, rachunki są wysokie przyznała Kinga. Ale nie sprzedam mieszkania. To pamiątka po rodzicach. I gdzie bym potem mieszkała?
My znajdziemy ci dwupokojowe. Oddasz tylko różnicę.
Kinga choćby nie chciała słuchać o sprzedaży. Goście wymienili spojrzenia i grzecznie się pożegnali:
Zobaczymy się jeszcze. Przemyśl to, Kinga. Zostałaś sama, po co ci taki duży metraż?
Kinga opowiedziała Halinie Stefanowej o wizycie.
choćby się z nimi nie spotykaj! Oszukają cię. jeżeli przyjdą znowu, zawołaj mnie.
Anna dzwoniła kilka razy, pytając, czy Kinga się namyśliła.
Skąd mają mój numer? zastanawiała się. Nie podawałam im go.
Pewnego wieczora pod blokiem znów czekali Anna i inny mężczyzna. Kinga zatrzymała się.
Chcemy porozmawiać powiedziała Anna.
Już wam mówiłam, iż nie sprzedam mieszkania odparła stanowczo.
Spojrzała w górę i zobaczyła w oknie na trzecim piętrze Halinę Stefanową. Skinęła głową, a sąsiadka gwałtownie wyszła.
Kim jesteście i czego chcecie? zapytała ostro. Kinga, chodź do domu. Wzięła dziewczynę za rękę. Nie macie tu czego szukać. Kinga nie sprzeda mieszkania.
Weszły razem do klatki.
Chodź do mnie, zadzwonię do Darka.
Syn Haliny, Dariusz, pracował











