Polscy uczniowie są przemęczeni, a wśród nauczycieli często zdarza się wypalenie zawodowe. Oświata nie jest w stanie sobie poradzić z niżem demograficznym i przenoszeniem się ludzi do większych ośrodków miejskich. To wszystko wpływa na jakość kształcenia w szkołach podstawowych.
– To paradoks, bo mimo niżu demograficznego okazuje się, iż uczniów w szkołach podstawowych jest zbyt wielu. Powoduje to najczęściej przechodzenie na systemy zmianowe. Zdarza się, iż niektóre szkoły są zamykane, a uczniowie przenoszeni do odleglejszych placówek, przez co wydłuża się droga, jaką dzieci muszą pokonać z domu do szkoły. Uczniowie są zmęczeni, co nie sprzyja nauce.
Co więcej, klasy są coraz liczniejsze, co powoli przekłada się na sposób nauczania, w którym brak miejsca na pielęgnowanie indywidualności ucznia i refleksję nad jego rozwojem. To niebezpieczna sytuacja – mówi Karolina Pol, dyrektor Niepublicznego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli EduKaPol Szkolenia. Nasza rozmówczyni jest ekspertem edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej z 13-letnim doświadczeniem. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego i wiedzy o kulturze. Pełniła także funkcję dyrektorki żłobka i przedszkola.
Zbyt wielu uczniów
Wiele badań potwierdza, iż im mniejsza klasa, tym uczniowie więcej korzystają z lekcji. Do najbardziej znanych opracowań naukowych potwierdzających tę tezę, zaliczają się te zrealizowane przez naukowców z Uniwersytetu w Tennessee. Wykazali oni, iż zmniejszenie liczebności klas ma pozytywny wpływ na wyniki uczniów, zwłaszcza w zakresie czytania i matematyki. Tymczasem w polskich szkołach publicznych, według nowych regulacji, obowiązkiem szkolnym objęte zostały dzieci z Ukrainy, a maksymalna liczebność klas została zwiększona z 25 do 29 uczniów.
– Jedną z najważniejszych kwestii, jaką trzeba poruszyć w kontekście „przeludnienia” polskich klas, jest ich wysokie zróżnicowanie. Już dziś w tej samej klasie mamy uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi oraz tych, którzy wykazują wybitne uzdolnienia. Nauczyciel stoi przed wyzwaniem, aby sprostać realizacji podstawy programowej, uwzględniając przy tym potrzeby edukacyjne poszczególnych uczniów. Nie jest to łatwe zadanie, szczególnie iż im więcej uczniów, tym trudniej stosować indywidualne podejście. Ponadto trzeba zapewnić komfort i edukację dzieciom z Ukrainy, które mają trudności komunikacyjne – podkreśla Karolina Pol.
Mniej metrów kwadratowych na ucznia
Warto podkreślić, iż zwiększenie liczebności klas wpływa na trudności z organizacją przestrzeni. W klasie mamy więcej dzieci, a pomieszczenie pozostaje takie samo, co oznacza, iż na jednego ucznia przypada mniej metrów kwadratowych. Może to sprawić, iż stworzenie atmosfery sprzyjającej nauce będzie nie lada wyzwaniem.
– Dostawiamy stoliki, organizujemy przestrzeń tak, żeby ci wszyscy uczniowie się zmieścili, ale tym samym budujemy de facto dystans pomiędzy nauczycielem a dziećmi – a więc sytuację edukacyjną niesprzyjającą budowaniu relacji. Przy tak dużej liczbie uczniów nie ma możliwości reorganizacji przestrzeni – na przykład posadzenia dzieci w kręgu czy podzielenia ich na mniejsze grupy robocze. To duży problem, ponieważ wszelkie metody praktycznego działania – metody projektu czy metoda STEAM – zakładają współdziałanie uczniów, które trudno osiągnąć w dużej grupie. Taką sytuację mamy w przypadku zajęć rozwijających kompetencje emocjonalno-społeczne czy treningów umiejętności społecznych (tzw. TUS-ów), których efektywność zależy od małej liczby uczestników – mówi Karolina Pol.
Trzeba zaznaczyć, iż problemem polskich szkół jest nie tylko liczebność klas, ale i dostępność sal lekcyjnych. Już dziś spora część placówek, szczególnie tych w dużych miastach, pracuje w systemie zmianowym. Oznacza to, iż część uczniów uczęszcza do szkoły w godzinach porannych, a pozostałe dzieci – w godzinach popołudniowych.
– Już teraz zaczyna dochodzić do sytuacji, w których dzieci wracają ze szkoły później niż rodzice z pracy. Znam placówki, w których są aż trzy zmiany, pierwsza zaczyna się już o 7.10, a ostatnia kończy choćby po godzinie 19.00. Dobrze, jeżeli uczeń ma następnego dnia czas, aby wyspać się, zregenerować siły i odpocząć od nauki. Niestety, widziałam takie plany, według których były klasy, które kończyły o 19.10, a następnego dnia musiały być w szkole już z samego rana. Gdzie czas na odpoczynek? Gdzie czas na aktywności poza szkołą? – dodaje ekspertka.
Szkolny bilans
Mogłoby się wydawać, iż lekarstwem na bolączki związane z liczebnością klas powinno być budowanie nowych placówek edukacyjnych. Niestety, jak podkreśla ekspertka, mamy tyle szkół, na ile pozwala nam system finansowania. Posługując się ogólnodostępnymi danymi z Głównego Urzędu Statystycznego oraz Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej, można oszacować, iż w roku szkolnym 2022/2023 zamknięto około 150 szkół podstawowych, a otwarto jedynie nieco mniej niż 40.
– Problem jest złożony. Z jednej strony szkoły w mniejszych miejscowościach – te nierentowne, w których uczyło się mało dzieci – są zamykane. Wydaje się to logiczne, iż jeżeli mamy do czynienia z nierentowną placówką, najlepiej ją zamknąć. Niestety oznacza to, iż nagle w szkołach w mniejszych miasteczkach, przewidzianych tylko dla dzieci z tychże lokalizacji, zbierają nam się dzieci z całej gminy i te szkoły są wtedy przeciążone.
Z drugiej strony w dużych miastach brakuje szkół. Są dzielnice, w których deweloperzy budują nowe domy – ludności na tym terenie przybywa, a placówka oświatowa przez cały czas jest jedna. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku mamy do czynienia z sytuacją, gdy do szkoły chodzą dzieci, które mieszkają daleko, a co za tym idzie, coraz więcej uczniów poświęca więcej czasu, by dotrzeć do szkoły – zauważa Karolina Pol.
Ustalenie priorytetów
– Uważam, iż to uczniowie powinni być priorytetem dla szkoły i szkoła powinna być dostosowana do nich – nie na odwrót. Tylko wtedy można mówić o efektywnej nauce, warunkach sprzyjających poszerzaniu wiedzy i odkrywaniu własnych pasji. Pamiętajmy, by traktować dzieci podmiotowo, bo to jest właśnie fundamentem edukacji – podsumowuje Karolina Pol.
(J)