Dziś znłam naprawdę doładowa. Mieszkamy z moimi rodzicami w niewielkim domu na obrzeżach Łodzi, bo nie mamy wyboru – ja i mój mąż Krzysztof spłacamy już trzeci rok kredyt na nowe mieszkanie. Ale zamiast euforii z budowania wspólnej przyszłości, każdy dzień to walka o przetrwanie przez wieczne wtrącanie się mojej teściowej, Ireny Stanisławy.
Od początku wiedziałam, iż życie pod jednym dachem z matką Krzyśka to zły pomysł. Jesteśmy jak ogień i woda. “Ona zawsze musi mieć ostatnie zdanie” – żaliłam się koleżance. “Nawet słońce świeci według niej niewłaściwie. Nie da się z nią normalnie rozmawiać. Ciągle gryzę język, ale już nie wytrzymuję. Krytykuje wszystko, co robię – od sposobu parzenia herbaty po ułożenie poduszek na kanapie.”
Na naszych ślub rodzice podarowali nam 50 tysięcy złotych na wkład własny. Ojciec Krzysztofa zostawił mu mały pokoj w starej kamienicy, a Irena Stanisława dołożyła 10 tysięcy. Wystarczyło na kawalerkę w nowym budownictwie. Czekaliśmy, aż deweloper skończy wykończenie i wreszcie możemy się przeprowadzić, zwłaszcza iż jestem w ciąży. “Wkrótce zaczniemy własne życie” – marzyłam. “Wyjdziemy spod rodziców i wszystko się ułoży.” Ale remont deweloperski okazał się daleki od ideału. “Instalacje działają, ale tapety odchodzą w rogach, a panele skrzypią. To detale, ale wymagają czasu i pieniędzy” – westchnęłam.
Irena Stanisława, ledwie przekroczyła próg nowego mieszkania, zaczęła swoje: “To ma być remont? Za takie pieniądze powinniście pałac dostać! I ten widok za oknem – koszmar!” Tylko wzruszyłam ramionami. Przecież widok na park i plac zabaw wydawał mi się piękny. “Chyba nie śmietlisk patrzymy? Co jej przeszkadza?” – pomyślałam. Teściowa zawsze taka była: na ślubie nie podobała się moja suknia, przed ślubem obrączki, teraz mieszkanie. “Nic dziwnego, iż jej pierwszy mąż uciekł – pomyślałam gorzko. – Z takim charakterem nikt nie wytrzyma.”
Pomysł na samodzielny remont doprowadził ją do szału. Codziennie dzwoni z sarkazmem: “No co, u królów już? A, przepraszam, zapomniałam, iż teraz możecie sobie pozwolić na pałac!” W końcu nie wytrzymałam: “Remontujemy za własne pieniądze, pańskie 10 tysięcy dawno wydane. Proszę przestać dzwonić!” Wtedy posypały się pretensje o pokój od ojca Krzysztofa, z którym ona nie ma nic wspólnego. “Jeśli żal, oddamy wszystko!” – rzuciłam. Wybuchła płaczem, iż jeżeli Krzysztof się na to zgodzi, wyrzuci go z serca.
Koleżanka spytała: “A jak Krzysztof reaguje?” Wzruszyłam ramionami: “Mówi, iż zna jego matkę i jej trudny charakter, ale to przecież mama, trzeba znosić. Udaje, iż nic się nie dzieje.” Moja mama próbowała z nią rozmawiać, ale Irena Stanisława uparła się: “Mój Krzysiek będzie harować na kredyt i remont, gdy ona w ciąży! Potem dziecko, pieluchy, a oni z remontem! Niech najpierw staną na nogi!”
Wtedy koleżanka wpadła na myśl: “Teraz, u twoich rodziców, nie może tak często wpadać. A jak się wyprowadzicie…” Zamarłam. Przecież zacznie codziennie sprawdzać, co gotuję Krzysztofowi, jak sprzątam i czy “wychowuję prawidłowo wnuka” pod pretekstem pomocy. “To nie troska o syna, tylko o kontrolę” – zauważyła koleżanka.
Czuję się jak w pułapce. Jak odciąć się od teściowej, nie psucuć relacji z mężem? Ciągłe ustępstwo niszczy mnie, ale otwarta wojna może zrujnować nasze małżeństwo. Jak znaleźć złoty środek? Może Wy poradzicie – jak ustawić granice z teściową, nie raniąc męża? Macie podobne doświadczenia?