"Kupili nauczycielce złoty łańcuszek. Moje dziecko boi się do niej choćby odezwać"

mamadu.pl 1 dzień temu
Zamiast relacji – rygor. Zamiast rozmowy – suche komunikaty. Do naszej redakcji napisała mama ucznia czwartej klasy, której syn boi się swojej wychowawczyni tak bardzo, iż woli milczeć niż przyznać się do niezrozumienia zadania. Rodzice podziękowali nauczycielce drogim prezentem, ale – jak pisze autorka maila – nie za to dzieci zapamiętają swoją panią.


Sztywne zasady na lekcji


Rodzice z trójki klasowej mojego syna zrobili zrzutkę na koniec roku i kupili wychowawczyni złoty łańcuszek. Piękny, delikatny. Miał być "wyrazem wdzięczności za trud i poświęcenie". Tylko ja się pytam – za co ta wdzięczność? Bo moje dziecko od kilku miesięcy wraca do domu z żołądkiem ściśniętym od stresu na lekcjach. Boi się. Czasem płacze. Na samą myśl, iż trzeba coś powiedzieć pani, iż trzeba zgłosić brak pracy domowej albo dopytać, czego nie zrozumiał. Nie umie, nie potrafi. A ja już nie mam pomysłów, jak mu pomóc.

Bo pani wychowawczyni – a równocześnie matematyczka – to jakby była z innej planety. Zimna, sztywna, wszystko na zasadzie: "trzeba", "należy", "wymaga się". Zero uśmiechu, zero luzu, a już na pewno zero ciepła, które wychowawcza powinien jednak mieć. Niby nie krzyczy, nie obraża, ale wszystko, co robi, sprawia, iż dzieci czują się jak na musztrze. Jakby przeszkadzały. Jakby każde pytanie było problemem. Jakby obecność uczniów tylko zakłócała jej idealną pracę.

Kiedy zasugerowałam na zebraniu, iż może dzieci potrzebują więcej wsparcia, może warto porozmawiać z nimi bardziej po ludzku, to usłyszałam, iż "standardy szkoły muszą być utrzymane" i "dzieci muszą się przyzwyczaić, iż życie to nie zabawa". Dodała też coś o tym, iż 4 klasa to już nie przelewki, iż można spędzać całe dnie na zabawie. Serio? W czwartej klasie, kiedy dzieci przez cały czas często bawią się klockami LEGO i grają w gry na komputerze?

Brak wsparcia w szkole


To nie jest nauczycielka z pasją. To urzędniczka z dziennikiem. A dzieci? Dzieci mają być cicho, mieć wszystko odrobione i nie sprawiać kłopotów. Jak roboty. A jak się coś nie uda? To minusy, uwagi i pełna powaga. Bez wyjaśnienia, bez rozmowy, bez próby zrozumienia.

I teraz te dzieci mają wręczyć jej złoty łańcuszek na zakończenie roku szkolnego. Z uśmiechem. Bo przecież tak wypada. Bo jak nie, to "pani się obrazi" albo "źle to odbierze". To jest chore. Nikt nie zapytał, czy te dzieci czują się przy niej bezpieczne. Czy czują się ważne. Czy ktoś ich słucha, kiedy próbują powiedzieć: "nie rozumiem" albo spytają, czy może jeszcze raz coś powtórzyć.

Mój syn mówi, iż nie wie, jak się do niej zwrócić. Że lepiej nic nie mówić, bo wtedy jest spokój. A ja czuję się bezsilna. Rozmawiałam z nią raz, drugi, trzeci. Wszystko grzecznie, spokojnie, z nadzieją, iż coś się ruszy. Ale nie. Odpowiedzi w stylu: "wszystko zgodnie z podstawą programową", "nie mam sygnałów od innych rodziców". I żebyśmy jako rodzice przestali tak niańczyć dzieci. I temat zamknięty.

Może nie mam racji. Może jestem przewrażliwiona. Ale wiem jedno: prezent nie przykryje braku relacji. Nie zastąpi wsparcia, nie zastąpi serdeczności. A dzieci zapamiętają nie to, iż pani dostała łańcuszek. Tylko to, iż nikt ich nie widział. Że nikt nie chciał ich usłyszeć.

Rozgoryczona mama chłopca z klasy czwartej


Idź do oryginalnego materiału