Łagodna edukacja to pomyłka. Przez podejście nauczycielki córka nie chce czytać

mamadu.pl 2 miesięcy temu
Wielu rodziców jest wciąż niezadowolonych z braku prac domowych, bo uważają, iż to niszczy u dzieci poczucie obowiązku i potrzebnej im rutyny. Napisała do nas mama 9-letniej Marysi, która uważa, iż wychowawczyni córki trochę przesadza. Pedagożka nie stawia uczniom wymagań, przez co ci nie mają motywacji.


Uczniom się nie chce uczyć


"Moja córka jest uczennicą trzeciej klasy szkoły podstawowej i muszę przyznać, iż czuję w ostatnim czasie ogromną frustrację z powodu jej nauki. Chodzi przede wszystkim o ten nieszczęsny brak prac domowych i podejście nauczyciela do edukacji. Odkąd w zeszłym roku zlikwidowano prace domowe, razem z innymi rodzicami z klasy córki byliśmy bardzo niepocieszeni i obawialiśmy się, jak to będzie z dalszą nauką naszych dzieci" – przyznaje w liście do redakcji mama 9-latki.

"Całkowity brak prac sprawił, iż dzieci rozleniwiły się jeszcze bardziej i przestało im w ogóle zależeć na uczeniu się. Przecież one dopiero rozpoczęły szkołę, wielu uczniów w zeszłym roku nie miało jeszcze wypracowanego nawyku uczenia się, a te prace domowe pomagały wejść właśnie w taką rutynę. Teraz kiedy nauczycielka coś zadaje, ma obowiązek powiedzieć, iż to zadania dla chętnych.

Moja córka za każdym razem to podkreśla i twierdzi, iż ona wcale nie jest chętna i jeżeli nie ma z tego tytułu żadnych konsekwencji, to ona nie będzie robić zadań nieobowiązkowych. Przynajmniej raz w tygodniu prowadzimy awanturę na ten temat, bo Marysia całkiem straciła motywację do zgłębiania wiedzy. O ile w pierwszej klasie była zaciekawiona, sama sporo starała się dowiadywać, przeglądać książki i albumy tematyczne, o tyle teraz, kiedy pani uczniom mówi, iż nie mają obowiązku, to dzieci zaczęły w ogóle szkołę traktować na pół gwizdka".

Stracili całkiem motywację


Mama 3-klasistki uważa, iż wypracowany nawyk odrabiania prac wprowadzał u dzieci potrzebną im rutynę. Gdy prac nie ma, dzieci nie mają motywacji do nauki: "Nie jest to tylko moja opinia po obserwacji Marysi. Podobne zdanie mają inni rodzice uczniów z naszej klasy i już kilkukrotnie chodziliśmy w tej sprawie do wychowawczyni. Nauczycielka niestety nie zgadza się z nami. Uważa, iż dzieci mają czas na naukę, a ona nie może od nich wymagać obowiązkowego robienia prac, bo tego zabrania jej prawo oświatowe.

Niestety jej głaskanie dzieci po głowie i mówienie im iż mają czas, pewnie odbije się na nich za rok. Kiedy dzieciaki pójdą do 4 klasy, nagle okaże się, iż nauki jest co niemiara i nikt nie czeka, aż wszyscy łaskawie będą mieli motywację do opanowania materiału. Teraz córka jest już tak rozleniwiona, iż ma problem choćby z codziennym czytaniem, które mimo likwidacji prac domowych jest zadawane codziennie.

Wygląda to tak, iż każdego dnia dzieci mają obowiązek po szkole czytać fragmenty podręcznika, jakiś wiersza albo rozdział z zadanej lektury. Robię to wspólnie z córką i widzę, iż z jej chęcią do czytania jest coraz gorzej. Wiem, iż moje zmuszanie jej i groźby nic nie dadzą, ale kończą mi się już pomysły, jak zachęcić ją do tego regularnego czytania. Kiedy mówię, iż musimy poczytać lekturę, ona zawsze znajduje 10 powodów, by odłożyć to w czasie.

Często też kłócimy się o to, a wtedy ona rzuca argumentem, iż wychowawczyni im powtarza, żeby nic nie robili na siłę i dali sobie czas. Rozumiem, iż łagodne podejście może być metodą, którą lubią dzieci i pozwala nauczycielowi być lubianym, ale mam wrażenie, iż ta metoda sprawia, iż dzieci niczego się nie uczą. Już sama nie wiem, jak trafić do córki i powoli rozważam przeniesienie jej do innej klasy, w której być może wychowawca będzie mniej spoufalał się z uczniami, a więcej od nich wymagał" – kończy swoją wiadomość mama Marysi.

Idź do oryginalnego materiału