Lawina w Tatrach zabiła grupę licealistów. „Było wrażenie, iż góry się ruszają”

news.5v.pl 2 dni temu
  • W Tatrach obowiązywał drugi stopień zagrożenia lawinowego, a warunki gwałtownie się zmieniały. Mimo to grupa licealistów wraz z opiekunami postanowiła zdobyć Rysy. Nagle ruszyła lawina
  • — Usłyszeliśmy wielki trzask, taki huk. Było wrażenie, iż góry się ruszają i zeszła lawina. Byłam pewna, iż już na pewno tego nie przeżyję — opisywała uczennica w reportażu TVN24 w „Czarno na Białym”, która jako jedyna z porwanych przez lawinę przeżyła
  • Łącznie zginęło osiem osób. — Ja jestem organizatorem, ja za to odpowiadam. Przeżyłem, jestem dorosłym człowiekiem. Wiem o tym, dociera to do mnie. Tym bardziej jest mi trudno — mówił uznany za winnego „umyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa zdrowia i życia wielu osób” nauczyciel Mirosław Sz.
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Jedenaścioro nastolatków z Uczniowskiego Klubu Sportowego „Pion” w I Liceum Ogólnokształcącym w Tychach wraz z dwoma opiekunami rankiem 28 stycznia 2003 r. ruszyło ze schroniska w Morskim Oku w kierunku Rysów (2503 m n.p.m.). Wcześniej szczyt zdobyli ich koledzy.

W Tatrach obowiązywał drugi stopień zagrożenia lawinowego. Ratownik TOPR Władysław Cywiński, który 26 stycznia miał dyżur w Morskim Oku, odradzał opiekunowi wycieczkę. Naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jan Krzysztof po 20 latach od tragedii w rozmowie z RMF FM opowiadał, iż warunki zmieniały się gwałtownie. „Z każdą godziną było coraz gorzej. Dzień wcześniej pierwsza grupa wyszła, zeszła, była niezwykle zadowolona” — mówił.

Grzegorz Momot / PAP

Akcja poszukiwawcza po lawinie w Tatrach w styczniu 2003 r.

Lawina porwała licealistów. „Usłyszeliśmy wielki trzask, taki huk”

O godzinie 11 w górnej części trasy nagle ruszyła lawina, która porwała dziewięć osób — uczniów i opiekunów. Śnieg zatrzymał się dopiero na Czarnym Stawie i rozbił grubą lodową taflę. Jego masę oceniano na 26 tys. ton.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

— Usłyszeliśmy wielki trzask, taki huk. Było wrażenie, iż góry się ruszają i zeszła lawina. Byłam pewna, iż już na pewno tego nie przeżyję — opisywała uczennica w reportażu TVN24 w „Czarno na Białym”, która jako jedyna z porwanych przez lawinę przeżyła.

Jan Krzysztof ocenił, iż do tragedii mógł doprowadzić impuls. „Tak duża grupa poruszająca się równocześnie po tych masach śniegu prawdopodobnie była tym impulsem wyzwalającym ostatecznie tę lawinę. […] Nie pamiętam, by w tych ostatnich 20 latach w tym miejscu tak wielka lawina miała miejsce” — opisywał ekspert. Biegli ocenili jednak, iż przyczyną powstania lawiny były warunki naturalne.

Śmigłowiec TOPR dotarł na miejsce kilkanaście minut później. „Masy śniegu zostały wraz z tymi uczniami i ich opiekunami wtłoczone do Czarnego Stawu, na długości kilkuset metrów. Szanse na przeżycie były absolutnie zerowe” — wspominał naczelnik TOPR w rozmowie z RMF FM. Porwani znaleźli się w „masie lodowo-śnieżno-wodnej”.

Grzegorz Momot / PAP

Akcja ratownicza na lawinisku w rejonie Czarnego Stawu 28 stycznia 2003 r.

Nagle wysiadł silnik. „Śmigłowiec został rozbity”

Udało się odnaleźć jedynie trzy osoby, jedna nie żyła, druga zmarła w szpitalu. Wieczorem z powodu trudnych warunków przerwano akcję. Poszukiwania wznowiono rano — wtedy śmigłowiec z ratownikami rozbił się na polanie w Murzasichlu.

Grzegorz Momot / PAP

Znicz nad Morskim Okiem dzień po tragedii

— W momencie, gdy desantował się ostatni ze Słowaków, wysiadł jeden z silników. Na pokładzie zostali tylko ratownik pokładowy Jacek Broński i pilot Henryk Serda. Heniu nakazał Jackowi desantować się ze śmigłowca pracującego na jednym silniku i zgodnie z procedurą poleciał na lądowisko do Zakopanego. Po drodze wysiadł drugi silnik. Pilot lądował awaryjnie. Śmigłowiec został rozbity — opowiadał w rozmowie z Onetem ratownik TOPR Adam Marasek, który brał udział w akcji ratunkowej.

Nikomu nic się nie stało i po katastrofie śmigłowca ratownicy dotarli na lawinisko pieszo. Jednak po godzinie 15 akcja została ostatecznie zawieszona. Ryzyko lawinowe było zbyt duże, nadzieja na znalezienie kogokolwiek żywego zgasła. Akcja zakończyła się dopiero 17 czerwca 2003 r., kiedy na dnie jeziora znaleziono ostatnie ciała.

Grzegorz Momot / PAP

Ratownicy TOPR transportują ciało ostatniej ofiary lawiny, wydobytej z Czarnego Stawu

Nauczyciel skazany. „Wiem o tym, dociera to do mnie”

W 2006 r. nauczyciel geografii i prezes szkolnego klubu sportowego Mirosław S., który zorganizował wycieczkę, został uznany za winnego „umyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa zdrowia i życia wielu osób”. Uzasadniano, iż nie miał uprawnień do prowadzenia górskich wycieczek dzieci i zorganizował wyprawę w niebezpiecznych warunkach.

Został prawomocnie skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. — Ja jestem organizatorem, ja za to odpowiadam. Przeżyłem, jestem dorosłym człowiekiem. Wiem o tym, dociera to do mnie. Tym bardziej jest mi trudno — mówił w 2005 r.

Roman Koszowski / PAP

Znicze płonące przed Liceum im. L. Kruczkowskiego w Tychach

Andrzej Matyśkiewicz, który w lawinie stracił dwóch synów, złożył pozew o kilkaset tysięcy złotych zadośćuczynienia od Mirosława Sz. W 2019 r. sąd przyznał ojcu ofiar 140 tys. zł zadośćuczynienia – połowę od Mirosława Sz. i połowę od klubu. Byli uczniowie mężczyzny zorganizowali zrzutkę i zebrali 166 tys. zł.

Urszula Pacanowska, która straciła w lawinie córkę, przyznała w rozmowie z TVN24, iż nie ma żalu do Mirosława Sz. — Moja córka zawsze mówiła, iż gdyby wszyscy nauczyciele byli tacy, to świat byłby cudowny — powiedziała. Z kolei Andrzej Matyśkiewicz ocenił: — Dziś patrzę na to miejsce jako miejsce absurdalnej śmierci, do której nigdy nie powinno dojść, nigdy.

Idź do oryginalnego materiału