Spotkanie z profesor Dorotą Simonides zaczęło się planowo, bowiem wybitna znawczyni kultury ludowej i jej tradycji opowiedziała nieco o swoim najnowszym dziele. Ale potem rozpoczęła podróż przez inne książki. I nie tylko. A było o czym opowiadać. Wszak to nie tylko, profesor nauk humanistycznych, wykładowczyni akademicka, ale i wieloletnia propagatorka kultury śląskiej.
– Zrewolucjonizowała folklorystykę, bo odeszła od biurka i poszła w teren – zauważyła na wstępie moderująca spotkanie prof. dr hab. Janina Hajduk-Nijakowska.
I trudno nie przyznać temu racji. Wydane w 1967 roku kultowe już „Bery śmieszne i ucieszne. Humor śląski” sama autorka nazwała „efektem ubocznym badań w terenie”.
– Pracowałam wtedy nad czymś innym, ale w tym czasie zebrałam około 600 kawałów i zastanawiałam się co z tym począć. Konsultowałam to choćby z Papą Musiołem. I myśleliśmy co zrobić, bo nikt wtedy takich rzeczy nie wydawał. Podjęliśmy ryzyko i w ciągu paru lat książka miała 10 wydań. Rozeszła się po całym kraju – wspominała podczas spotkania z opolanami profesor Dorota Simonides, która przez blisko trzy dekady kierowała Katedrą Folklorystyki Uniwersytetu Opolskiego.
Nie kryła, iż dość niespodziewanie uznanie zdobyły również takie pozycje jak „Współczesny folklor słowny dzieci i nastolatków” czy „Ele mele dudki: rymowanki dzieci śląskich”.
– Ta pierwsza także powstała niejako przez przypadek. Pojechałam przeprowadzać wywiady do powiatu oleskiego i to tam, po jednym ze spotkań, zaczepiły mnie miejscowe dzieci. To okazało się doskonałym wstępem do książki. Podczas pracy przy drugiej książce okazało się, iż w szwajcarskiej Bazylei dzieci, tak samo jak na wsi pod Opolem, opowiadają sobie te same kawały i boją się Czarnej Ręki – wyliczała.
– Gdy zbieraliśmy materiały chodzili za nami „smutni panowie” sprawdzając czy aby nie namawiamy ludzi do czegoś zakazanego – śmiała się.
Spotkanie z profesor Dorotą Simonides. Nie tylko folklor
Spotkanie z Dorotą Simonides było okazją do tego, by usłyszeć, iż mocno rozpropagowała tzw. opowieść wspomnieniową. Ponadto uświadomiła, iż istnieje coś takiego jak folklor różnych grup społecznych, w tym m. in.:
- taksówkarzy,
- murarzy,
- czy choćby profesorów.
Przypominano również, iż w latach 1992-99 pełniła obowiązki wiceprezydentki Komitetu Praw Człowieka, Mniejszości i Demokracji Zgromadzenia Parlamentarnego Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy Europejskiej (OBWE).
– Zwiedziłam wszystkie mniejszości w Europie i nie tylko, bo miałam okazję spotkać się z Kurdami w Turcji i Iraku. I mało gdzie było tak trudno jak u nas. Nie wszyscy myślą tu o mniejszościach, a takich większych mamy przecież aż 11 – zauważała prof. Dorota Simonides.
Swego czasu otrzymała również tytuł honorowego obywatela województwa opolskiego. I nic dziwnego, bowiem – jak wspomniała moderatorka spotkania – „bez Doroty Simonides nie byłoby woj. opolskiego”.
– Bardzo dużo zrobił wtedy OKOOP, a przede wszystkim społeczność opolska. Ludzie pokazali, iż nie tylko elity chcą zachowania województwa. Wszyscy musieliśmy swoje wychodzić, wypracować – zaznaczała skromnie. – Wtedy bez względu na poglądy polityczne, wyznanie, czy to, iż ktoś był z mniejszości czy nie, tworzyliśmy wspólny łańcuch opolan i pokazaliśmy, iż chcemy swojej Opolszczyzny. Ale trzeba uważać, bo licho nie śpi.












***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania