Los zaprasza do drzwi

polregion.pl 1 tydzień temu

W małym nadmorskim miasteczku, gdzie mewy krzyczały nad falami, Kinga spędziła cały dzień krzątając się po kuchni. Przygotowywała aromatyczną kolację: pieczoną rybę, ziemniaki z ziołami, a na deser upiekła ulubiony tort napoleonkę. Zmęczona, ale zadowolona, nakryła stół białą serwetą i usiadła, czekając na męża z pracy. Serce biło jej szybciej niż zwykle – dziś miała istotną rozmowę. Wreszcie w zamku zgrzytnął klucz, a w drzwiach stanął Marek.

– Witaj, kochanie! – uśmiechnął się, ściągając płaszcz. – Jaka okazja? Świętujemy coś? – skinął głową w stronę zastawionego stołu.

– Marku, musimy poważnie porozmawiać – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Chodzi o naszą rodzinę.

Marek zastygł, uśmiech powoli zniknął z jego twarzy, a w oczach pojawił się niepokój.

– Danuto, jak możesz tak postąpić? To przecież twój syn! – głos Kingi drżał z oburzenia.

– Syn, no i co? – machnęła ręką Danuta, poprawiając włosy. – Nie oddaję go na zawsze, tylko na kilka miesięcy!

– Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? To twoje dziecko, twoja krew! – Kinga ledwo powstrzymywała łzy.

– Słuchaj, Kinga, już wszystko wyjaśniłam! jeżeli masz takie miękkie serce, to zabierz sobie siostrzeńca! Dość tego, koniec rozmowy. Z Jankiem nic się nie stanie, a jak się urządzę, od razu go zabiorę – Danuta zerwała się z krzesła i, trzasnąwszy drzwiami, wyszła.

Kinga została sama, oszołomiona. Nie mogła uwierzyć, iż jej siostra jest zdolna do czegoś takiego. Oddać własnego syna, choćby tymczasowo, do domu dziecka? To było niepojęte. Ale wziąć Janka do siebie też nie mogła.

Ona i Marek z dwiema córeczkami mieszkali w dwupokojowym mieszkaniu teściowej, Elżbiety. Mieszkanie było ciasne, a teściowa od zawsze patrzyła na synową nieprzychylnym okiem. Wnuczki tolerowała tylko ze względu na syna. Kinga wiedziała, iż Marek był oczkiem w głowie Elżbiety. Gdyby nie on, pewnie nigdy nie zgodziłaby się na ślub, zwłaszcza z Kingą.

Pewnego dnia Kinga przypadkiem usłyszała, jak Elżbieta narzekała przed sąsiadkami: „Ta Kinga zaczarowała Marka, inaczej jak wytłumaczyć, iż tak za nią szaleje?” Na początku teściowa znosiła synową, ale wszystko się zmieniło, gdy Kinga i Marek oznajmili, iż oczekują dziecka. Od tamtej pory Elżbieta stała się nie do zniesienia. Przy synu się powstrzymywała, ale gdy tylko wychodził do pracy, zamieniała się w inną osobę – pełną złośliwości i przytyków. Kinga często myślała, iż nie wytrzyma, ale dla córek zaciskała zęby i znosiła to cierpliwie.

Markowi się nie skarżyła. Była pewna, iż nie uwierzy – zbyt kochał matkę, uważając ją za dobrą i troskliwą. Jak miała mu powiedzieć, iż jego „idealna mama” zadręcza żonę? Kinga marzyła o ucieczce, ale nie miała dokąd pójść.

Ona i Danuta wychowały się w domu dziecka. Gdy nadszedł czas opuszczenia placówki, powiedziano im, iż nie dostaną mieszkania – mają przecież dom po rodzicach w wiosce. Nikt jednak nie sprawdził, czy nadaje się do zamieszkania. Gdy wróciły do rodzinnej wsi, zobaczyły walącą się ruderę z zapadniętym dachem. Życie tam było niemożliwe, a pracy w okolicy nie było. Dziewczyny, nie tracąc nadziei, wróciły do miasta.

Kinga starała się nie wspominać, przez ile trudności przeszła. Ale los się do niej uśmiechnął – poznała Marka. Pobrali się, niedługo potem urodziły się bliźniaczki. Danucie nie wiodło się tak dobrze. Mieszkała w wynajętym pokoju z małym Jankiem, o którego ojcu nie lubiła mówić. Wspomniała tylko raz, iż jest żonaty i iż nie mają przyszłości.

Janek był rok młodszy od córeczek Kingi i bardzo go kochała. Danuta też wydawała się kochać syna, ale jej decyzja zaszokowała Kingę. Danuta poznała „wymarzonego mężczyznę” – Wojciecha. Kinga go nie znała, ale według słów siostry był idealny. Kinga nie podzielała tego zdania. Normalny mężczyzna, myślała, nie odrzuciłby dziecka kobiety, którą kocha, choćby jeżeli nie był jego ojcem. Wojciech jednak nalegał, by Janka oddać do domu dziecka – „na jakiś czas”. Danuta, oślepiona uczuciem, zgodziła się.

Kinga próbowała odwieść siostrę od tego pomysłu, ale Danuta uparła się: „Wojtek się przyzwyczai, i wtedy zabierzemy Janka”. Kinga wiedziała, iż to się nie stanie. Janek powtórzy ich los, a Danucie najwyraźniej to nie przeszkadzało. Ale Kinga nie mogła pozwolić, by siostrzeniec trafił do domu dziecka.

Rozumiała, iż przyprowadzenie Janka do teściowej nie wchodzi w grę – Elżbieta i tak ledwo znosiła ją i córki. Ale milczeć też nie mogła. Postanowiła porozmawiać z Markiem. Był jej mężem, kochał ją, musiał pomóc.

Cały dzień przygotowywała kolację, piekła ciasto, by stworzyć odpowiednią atmosferę do rozmowy. Gdy Marek wrócił, zebrała się w sobie i opowiedziała mu wszystko.

Ale reakcja męża ją zaskoczyła. Zamiast wsparcia, Marek urządził awanturę, wzywając na pomoc matkę. Elżbieta i syn na przemian krzyczeli, oskarżając Kingę. Teściowa wrzeszczała, iż powinna być wdzięczna za dach nad głową, a ona „wpycha do domu obce dziecko”. Marek przytakiwał, jakby Kinga i córki były dla niego obce.

W końcu postawili jej ultimatum: zapomnieć o siostrzeńcu i żyć według ich zasad albo wynosić się z domu. Gdy to usłyszała, poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.

Następnego ranka spakowała córki i wyszła. Nie wiedziała, dokąd idzie, ale zostać tam dłużej było ponad jej siły. Nagle przypomniała sobie, iż w przychodni pewna kobieta opowiadała o ośrodku pomocy dla kobiet w trudnej sytuacji. Kinga postanowiła tam pójść.

W ośrodku przyjęto ją życzliwie. Gdy dowiedziano się o sytuacji z Jankiem, pozwolono jej go zabrać. Tak rozpoczął się nowy rozdział w życiu Kingi.

Po tygodniu w ośrodku pojawił się Marek. Błagał ją o powrót, zapewniał, iż tęskni za nią i córkami. Ale mimochodem wspomniał, iż sąsiedzi krytykują go i matkę za „wyrzA gdy po latach Kinga patrzyła wstecz, widziała, iż tamten bolesny wybór, choć wydawał się końcem wszystkiego, był dopiero początkiem prawdziwego szczęścia.

Idź do oryginalnego materiału