Polska XIX-wieczna emigracja dotarła niemalże do każdego zakątku globu – od Chicago w Stanach Zjednoczonych do mandżurskiego Harbinu na azjatyckim Dalekim Wschodzie. Praktycznie na całym świecie dało się znaleźć ludzi z narodu bezlitośnie pozbawionego własnego państwa, starających się zacząć nowe życie na obcej ziemi i wśród obcych kultur. Zmuszały ich to tego ucieczka przed zaborczymi więzieniami i wyrokami w ramach represji po upadku powstań narodowych, dyskryminacja językowo-kulturowa lub zwyczajnie poszukiwanie lepszego życia na obczyźnie. Zjawisko to nie ominęło także Ameryki Południowej, czego świadectwem dzisiaj jest liczna oraz dumna Polonia w Brazylii.
Osadnictwo polskie w tym kraju, a konkretnie w jego południowych prowincjach, obecnym stanie Parana i Rio Grande do Sul, rozpoczęło się we wczesnej drugiej połowie wieku XIX. Wówczas jednak do Brazylii przybywali w celach zarobkowych pojedynczy osadnicy, których wysiłki osiedleńcze nie były adekwatnie w żaden sposób połączone ani skoordynowane, z tego powodu Polacy rozproszeni byli po stanie Santa Catarina oraz Parana. Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec lat 60., gdy do Parana przybył z Urugwaju emigrant, który po niepowodzeniu starał się raz jeszcze spróbować osiedlenia – Edmund Saporski. Urodzony jako Sebastian Woś w 1844 roku na pruskiej wtedy Opolszczyźnie, z zawodu był geometrą, a do Ameryki Południowej wyemigrował na początku dekady z dość prozaicznego powodu – jako świadomy narodowo Polak oraz niewątpliwie patriota chciał uniknąć powołania do służby obowiązkowej w armii pruskiej, szczególnie iż lata 60. XIX wieku to okres prowadzonych przez Prusy wojen o zjednoczenie Niemiec, więc Saporskiemu oraz wielu innym młodym Polakom zdecydowanie nie uśmiechało się umierać w imię interesów mocarstwowych zaborcy.
Jedna z polskich kolonii w Brazylii – Guarani das Missoes, stan Rio Grande do Sul
Do Urugwaju Woś-Saporski przybył w 1867 roku, a rok później przeszedł granicę i znalazł się w Brazylii. Otworzyło to nowy etap w historii brazylijskiego osadnictwa polskiego, gdyż Woś-Saporski po zakończeniu pracy nauczyciela i oraz projektanta linii kolejowej zwrócił się wraz z niejakim księdzem Antonim Zielińskim do brazylijskiego cesarza Piotra II o zgodę na zebranie polskich osadników z całego południa kraju oraz przeniesienie ich do stanu Parana. Koncepcja ta była sensowna, bowiem region ten miał według nieformalnych liderów brazylijskiej Polonii najlepsze warunki klimatyczne do rozwoju osadnictwa. Monarcha udzielił im zgody na taką operację i na początku lat 70. szesnaście polskich rodzin sprowadzono w okolice siedemnastowiecznego miasta Kurytyba. Na tym bynajmniej nie skończyły się wysiłki Wosia-Saporskiego, powrócił on do swojego zawodu mierniczego, co znacznie przydało się w organizacji uporządkowanego i zaplanowanego osadnictwa Polaków w stanie Parana, rozpoczętego w połowie tej dekady. Człowieka tego można śmiało nazwać ojcem faktycznej Polonii w Brazylii.
Polska rodzina osadników, która osiedliła się w stanie Parana.
Prawdziwy boom imigracyjny, nazwany „gorączką brazylijską”, rozpoczął się jednak na początku lat 90. O jego intensywności może świadczyć fakt, iż Brazylia była drugim zaraz po USA, istnej emigranckiej ziemi obiecanej tamtej epoki, kierunkiem wychodźstwa Polaków. Warto przy tym nadmienić, iż przybywający przez całą połowę wieku XIX do Brazylii Polacy sami nie byli monolitem. O ile sam Woś-Saporski pochodził ze Śląska, który nie znajdował się w granicach Rzeczypospolitej, o tyle duża część polskich imigrantów przybyła do Nowego Świata z zaboru pruskiego (Wielkopolski, Pomorza oraz samego Gdańska), ale nie brakowało też ludzi z Galicji oraz Królestwa Kongresowego. Mimo swoich różnic choćby w ramach jednego narodu, Polacy tak czy inaczej z miejsca spontanicznie zaczęli się lokalnie organizować w społeczności, czego efektem było powstanie szkół i kościołów oraz wszelakich organizacji kulturalnych, takich jak zespoły muzyczne, teatralne i taneczne. W roku 1890 w Kurytybie powstało Towarzystwo Polskie im. Tadeusza Kościuszki, najstarsza organizacja brazylijskiej Polonii, działająca po dziś dzień. Rozwijała się również polska prasa – w 1892 roku rozpoczęło się wydawanie redagowanej przez Wosia-Saporskiego „Gazety Polskiej”, bezpartyjnego tygodnika, który dotrwał aż do początku lat 40. XX wieku. O szkolnictwo dbał urodzony w 1872 roku w rosyjskim Woroneżu Kazimierz Warchałowski, absolwent studiów przyrodniczych Uniwersytetu Petersburskiego, który do Brazylii przybył w 1903 roku i nadzorował Towarzystwo Szkół Ludowych.
Ogółem aż do wybuchu Wielkiej Wojny nowy dom w Brazylii znalazło od 100 do 115 tysięcy ludzi z ziem polskich, z Galicji wraz z Polakami wyemigrowała także pewna liczba rodzin ukraińskich. Szczególnie z dawnych południowych kresów, które weszły w skład zaboru austriackiego pochodziło bardzo wielu osadników, gdyż był to zabór wyjątkowo biedny a także przeludniony jak na okres XIX wieku. Sam zabór był nazywany potocznie Golicją i Głodomerią. Trzeba jednak wyjaśnić, z czym w tamtej epoce wiązało się zjawisko osadnictwa. Polacy i Europejczycy ogółem byli bardzo chętnie przyjmowani przez władze brazylijskie, gdyż południowe regionu kraju, gdzie wyznaczano im ziemię na zasiedlenie, były terenami niemalże dzikimi.
Zasada była prosta – imigranci pracą własnych rąk zagospodarowują zalesione oraz wzgórzyste tereny pierwotne, a w zamian państwo daje im prawo do zamieszkania na nich. Polaków czekała więc na południu Brazylii bardzo ciężka praca fizyczna w warunkach geologicznych oraz klimatycznych diametralnie różnych od tych, które znane im były na ziemiach polskich. Nie odstraszało ich to jednak, patrząc na to, iż Polacy do Południowej Ameryki przez cały czas emigrowali, także choćby po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. przez cały czas żyli i między sobą mówili po polsku, ale potomkowie Polaków przybyłych do Parana jeszcze w połowie XIX wieku powoli zaczęli już przyswajać sobie brazylijską kulturę w dwudziestoleciu międzywojennym. Jest to zjawisko zupełnie zrozumiałe, gdyż na tym etapie byli już trzecim pokoleniem polskim urodzonym na brazylijskiej ziemi, a i od czasu początków imigracji południe kraju znacznie bardziej się rozwinęło i miało łatwiejszy dostęp do prawdziwie brazylijskiego centrum. Pod koniec lat 30. Polacy z Brazylii (których mogło być około 230 tys.) zaczęli wchodzić także w małżeństwa mieszane, co jeszcze bardziej przyspieszyło proces naturalizacji.
Goście na przyjęciu weselnym w jednej z polskich kolonii w Brazylii.
Niestety naturalizacja była po części też narzucona. Związane to było z kursem autorytarnym, którym podążała Brazylia w latach 30. pod wodzą prezydenta Getúlio Vargasa. W 1938 roku rozpoczął on falę nacjonalizmu w kraju, której ofiarą padły szkoły i organizacje społeczne posługujące się językami imigranckimi, co rzecz jasna obejmowało też instytucje prowadzone przez Polonię. Był to cios w serce polskiej społeczności, bowiem przyszłe pokolenia straciły możliwość posługiwania się językiem ojczystym przodków, co znacznie osłabiło kontakt Polonii z krajem. Kontakt ten zresztą po II wojnie światowej niemalże całkowicie zamarł, gdyż zawładniętą przez komunistów z kremlowskiego nadania Polskę postrzegano w Brazylii jako ruinę wojenną, która nie wyraża zainteresowania swoimi dalekimi południowoamerykańskimi krewnymi, co też nie było zbyt odległe od rzeczywistości, bowiem pod władzą komunistyczną Polacy zostali w większości odcięci od świata zachodniego. Szczęśliwie odrodzenie świadomości polskiej przyniósł przełom lat 70. i 80., wybór Karola Wojtyły na papieża, Jana Pawła II, oraz powstanie „Solidarności” i tłumiący ją stan wojenny spowodowały, iż Polska zaczęła pojawiać się w globalnych mediach i zainteresowanie sprawami kraju wśród brazylijskiej Polonii odżyło.
Panorama Kurytyby, około 1900 roku, gdy trwała osiedleńcza „gorączka brazylijska”.
Obecnie w Brazylii żyje od 1,5 do 3 milionów ludzi uznających się za Polaków czy też ich potomków Mimo globalizacji przez cały czas są oni skupieni na południu kraju, szczególnie w stanie Parana, dokąd ponad 150 lat temu sprowadził ich zwyczajni opolski geometra uchylający się od służby w pruskim wojsku. Największym ośrodkiem polonijnym w całej Brazylii, liczącym sobie choćby kilkuset tysięcy mieszkańców polskiego pochodzenia, jest kilkukrotnie wspomniane już miasto Kurytyba, nazywane z tego względu mianem „Chicago Ameryki Południowej”. Jednak najbardziej szczególnym miejscem jest miasto Áurea w stanie Rio Grande do Sul. Założone zostało pod nazwą Rio Marcelino w roku 1906 przez polskich osadników, trudniących się na początku uprawą roli oraz budową dróg. W 1944 roku nazwę zmieniono na Vila Áurea, czyli Złote Miasto. Nazwa ta upamiętniała tzw. Złotą Ustawę, która w 1888 roku zniosła niewolnictwo w kraju oraz… dolnośląską Złotoryję – stamtąd bowiem pochodzili pierwsi Polacy, którzy na tym skrawku dzikiej brazylijskiej ziemi znaleźli nowy dom i nowe życie. Polacy oraz ich potomkowie stanowią w tej chwili około 90% mieszkańców Aurei, co dało jej przydomek „Capital Polonesa do Brasil”, czyli „Polskiej Stolicy Brazylii”. Od 2022 roku język polski stał się choćby drugim językiem urzędowym gminy miejskiej.
Pomnik Siewcy w Kurytybie, odsłonięty w 1925 roku, upamiętnia pierwszych polskich osadników w Brazylii oraz poświęcony jest stuleciu uzyskania niepodległości przez ten kraj.
Na straży poczucia polskości oraz świadomości narodowej wśród Polonusów stoi od 1990 roku Centralna Reprezentacja Wspólnoty Brazylijsko-Polskiej w Brazylii, zwana skrótowo Braspolem. Znów odprawiane są nabożeństwa katolickie w języku polskim, działają polskojęzyczne szkoły i organizacje, prężnie działają zespoły kulturowe, ludowe i artystyczne. Polacy przez półtora wieku stali się integralną częścią brazylijskiej kultury, i choć może nie są oni największymi jej „udziałowcami” (stanowią około procenta populacji kraju), to nie można im odmówić hartu ducha oraz uporu w wydzieraniu z odmętów południowoamerykańskiej puszczy swojego własnego szczęścia oraz kawałka ziemi w nowej ojczyźnie, która mimo różnic kulturowych należycie ich przyjęła.
Zainteresowanych losami Polonii w Ameryce Południowej odsyłamy do poniższego materiału Mateusza Jakubowskiego tworzącego kanał ”Śladami Polonii”.
Mateusz Jakubowski osobiście dotarł do przedstawicieli naszej diaspory w Brazylii, Urugwaju a ostatnio również na Haiti.