Mądra teściowa: Jak budować dobre relacje w rodzinie

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mądra teściowa
Gdy najmłodszy syn się ożenił, starsze dzieci dawno już wyprowadziły się z domu córka wyszła za mąż i wyjechała do Wrocławia, syn zaś wyjechał do pracy w Norwegii. Jadwiga zawsze wiedziała, iż starsi długo nie zagrzeją miejsca w ich wsi córka kochała luksus, od dzieciństwa oblepiała ściany wycinkami z magazynów o modzie, a syn mapami świata, marząc nie o oborze i warzywniku, ale o dalekich krajach. Ale najmłodszy, Jarek, zawsze był jej chłopcem, i gdy mąż zmarł, powiedział wyraźnie:
Mamo, nigdy cię nie zostawię. Zawsze będziemy razem.
Stała wtedy nad grobem i powtarzała: jak ja bez ciebie, Władziu, jak ja bez ciebie. Córka też płakała, starszy syn stał nieruchomy jak głaz, a Jareczek, który właśnie skończył dwanaście lat, przez cały pogrzeb trzymał się blisko, podpierając ją wątłym ramieniem. Słowa dotrzymał choćby podczas studiów w końcu wracał na weekendy. Dlatego szukał żony, która zgodzi się żyć na wsi. Dom postawił, choć na innej ulicy obok miejsca nie było. Zapraszał matkę, by się wprowadziła, ale Jadwiga odmówiła: po co dwie gospodynie pod jednym dachem?
Synową miała na imię Zosia. Miała wielkie niebieskie oczy i długie, sięgające pasa włosy. Przywiózł ją Jarek z miasta studiowali razem, i, jak wyznał matce, już wtedy za nią tęsknił, ale ona go nie zauważała. Aż nagle zauważyła. Wesele było huczne zjechali się wszyscy krewni. Jadwidze synowa się podobała dobra dziewczyna, widać od razu, iż z charakterem, a taką właśnie Jarek potrzebował. A iż delikatna i w domu nieumiejętna? To nic Jadwiga nauczy.
Pierwsza sprzeczka wybuchła po tygodniu, gdy Jadwiga przyszła pomóc ugotować rosół, bo Jarek bez roślinku nie może od dzieciństwa miał słaby żołądek. Zosia nakrzyczała na teściową, mówiąc, iż ma brudne ręce, a nimi chleb dotyka. No a czym Jadwiga miała go dotykać? Nie sprzeczała się, wyszła, a wieczorem Jarek poprosił, by nie przychodziła, gdy go nie ma, bo Zosia się denerwuje.
Nie gniewaj się, mamo, Zocha jest w ciąży, stąd te humory wyjaśnił.
I Jadwiga się nie gniewała. Wnuki to dobrze, w końcu będzie czym zatkać dziurę w sercu, bo odkąd dzieci wyjechały, ciągle czuła w środku chłód.
Na powitanie młodej matki zjechali się rodzice, koleżanki i siostra. Jadwiga próbowała zauważyć, iż do noworodka tylu ludzi to niepotrzebne, ale Zosia nazwała ją zabobonną i znacząco spojrzała na męża. Jarek poprosił matkę, by nie wymyślała, lepiej zrobić wszystkim herbatę, bo zmęczeni po podróży. Jadwiga zrobiła. I nakarmiła wszystkich, i naczynia pozmywała. A sama zerkała na wnuczkę taka malutka, taka śliczna, tak chce się wziąć na ręce!
Mogę potrzymać? zapytała.
Zosia spojrzała na jej dłonie i powiedziała:
Najpierw umyj.
Przecież właśnie zmywałam!
Właśnie dlatego! Co za niechlujstwo!
Rodzice Zosi wpatrywali się w Jadwigę, i zrobiło się jej głupio może naprawdę czegoś nie rozumie.
Wnuczkę w końcu wzięła na ręce. Jak słodko pachniała! Cudowna dziewczynka. Do tego Zosia zmieniła zasady pozwoliła Jadwidze przychodzić, gdy Jarek był w pracy, bo sama nie dawała rady z domem. A Jadwiga była rada. Choć synowa wciąż znajdowała sposób, by ją ukłuć, i wnuczkę prawie nie dawała na ręce, ale Jadwiga się przyzwyczaiła. Obrażała się, oczywiście, ale cóż syn ją taką pokochał, więc i ona musi się dostosować. Jednak to, co ją naprawdę zabolało, to gdy Zosia nie wzięła różowego kombinezonu, który Jadwiga kupiła dla wnuczki.
Na targu go kupiłaś? Moja córka czegoś takiego nie założy! I tak już gorąco, nie będę dziecka przegrzewać, kwiecień na dworze!
Dziewczynkę nazwali Anią, po siostrze Zosi, i Jarek obiecał, iż następną córkę nazwą po Jadwidze. Teścina wątpiła, by Zosia chciała rodzić wiele dzieci, więc nie nastawiała się specjalnie. Ale tu się pomyliła.
Gdy świętowali pierwsze urodziny Ani, Zosia i Jarek przytulili się i oznajmili, iż spodziewają się kolejnego dziecka. Matka Zosi jęknęła, iż to za wcześnie, a Jadwiga wtrąciła, iż u niej między dziećmi też mała różnica wieku, i nic. Szwagierka zacisnęła usta zawsze tak robiła, gdy Jadwiga coś mówiła. W końcu wszyscy się ucieszyli, zaczęli gratulować. Zosia, rozpromieniona, mówiła, iż chce chłopca.
I tak się stało. Urodził się chłopiec, którego nazwali Władkiem, a Jadwiga rozpłakała się choćby nie śniła, iż wnuka nazwą po mężu.
Do wnuka mocno się przywiązała. Drugi poród był dla Zosi ciężki i w końcu całkiem odpuściła pozwalała teściowej pomagać w domu i zajmować się wnukami, zwłaszcza najmłodszym, który przez pierwszy rok adekwatnie nie schodził z jej rąk.
Zosia leżała w łóżku i narzekała na ból głowy. Sporo przytyła, nie mogła zrzucić wagi i oskarżała teściową, iż piecze ciasta. A jak bez ciast, skoro Jarek je tak uwielbia? Poza tym Jadwiga wcale nie uważała Zosi za grubą. No, zaokrągliła się, ale to choćby dobrze. Ale ciast przestała piec.
Trzecim dzieckiem był Janeczek. Białawy, wątły, nie sposób było na niego patrzeć bez łez. Jadwiga sp

Idź do oryginalnego materiału