Mail z przedszkola doprowadził mnie do łez. Jest październik, a ja już nie mam sił

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Zapomniana dziecięca choroba w tym roku daje się we znaki. Fot. 123rf.com


Ten sezon chorobowy dał rodzicom już nieźle popalić. Po "zwykłych" katarkach i "lekkich" wirusach przyszła kolej na choroby zakaźne. Skąd brać na to siłę? "Ledwo wygrzebiemy się z jednej choroby, a dostaję maila o nowej zarazie. Dziś się załamałam, gdy odczytałam wiadomość z przedszkola. Myślałam, iż na to już nikt nie choruje" – żali się Dorota.


"Cieszyłam się, gdy synek rozpoczął naukę w przedszkolu. Latem bardzo garnął się do dzieci i zaczęłam zauważać, iż już potrzebuje nieco innych aktywności niż te, które ja mogę mu zapewnić w domu. Po kilku dniach edukacji niestety dostał kataru i kolejny tydzień spędził w domu...

Nie byłam na to gotowa


Spodziewałam się, iż jesienią syn będzie więcej chorował. Mam dwójkę dzieci i gdy starsza córka poszła do przedszkola, to przez pierwsze 5 miesięcy złapała kilka większych infekcji. Chyba choćby te bardziej odporne dzieciaki muszą swoje przechorować.

Choć nie dokończyliśmy adaptacji, synek po chorobie bez problemu wrócił do przedszkola. Niestety po kolejnych kilkunastu dniach dostał gorączki i bólu gardła. Ten trzydniowy wirus złapały także inne maluchy z grupy, jednak nie była to typowa trzydniówka.

Na początku października dostałam z przedszkola kolejnego maila z informacją, iż w grupie są owsiki. Choć nie zauważyłam objawów, podałam synowi profilaktycznie lek. Stwierdziłam, iż po prostu nie zniosę owsicy.

Niedługo potem mój 3-latek ponownie dostał kataru i kaszlu, co niestety przerodziło się w zapalenie oskrzeli. W międzyczasie córka przeszła zapalenie gardła, miała dwa razy katar i raz gorączkę... O moich infekcjach już nie wspomnę.

Choć po dwóch tygodniach synek wrócił do przedszkola, to moja euforia nie trwała długo. Dziś obudził się marudny, a na termometrze zaświeciło się 39 stopni. Ponownie został w domu, a mail od wychowawczyni tylko mnie dobił.

Nie mam sił


Jestem księgową i pracuję z domu. Nie bardzo mogę sobie pozwolić na urlop, gdy synek jest chory. On nie chce sam się bawić, wymaga uwagi i troski, co też mnie nie dziwi. Nie mam jednak pomysłu jak sobie zorganizować pracę i opiekę nad dzieckiem. Tym bardziej iż ja już totalnie nie mam sił.

Od prawie dwóch miesięcy praktycznie nie sypiam. Syn niby potrafi wydmuchać nos, ale przy gęstym katarze jeszcze sobie nie radzi. Noce to dramat. Często budzi się z płaczem. Gdy nie mam sił, biorę go do łóżka, bym nie musiała ciągle wstawać, ale znowuż on się wierci i też nie mogę się wyspać.

Przy gorączkach dzieci czuwam przy ich łóżkach i robię okłady. Nie potrafię mocniej usnąć. Gdy sama mam katar, rzecz jasna się nie wysypiam. Jakieś błędne koło, z którego nie mogę się wyrwać! Wszędzie stoją leki, a dźwięku nebulizatora już nie mogę znieść.

Wiedziałam, iż będzie sporo infekcji, ale takiego maratonu się nie spodziewałam. Gdy dziś przyszedł mail z przedszkola, iż w grupie mojego dziecka są trzy przypadki szkarlatyny, to się popłakałam z bezsilności.

I jeszcze szkarlatyna na dokładkę


Syn został dziś w domu. Gorączkuje i faktycznie ma wypieki na twarzy, ale założyłam, iż to od podwyższonej temperatury ciała. Z tego co widziałam w internecie, jest już pięciokrotny wzrost zachorowań na szkarlatynę w porównaniu z ubiegłym rokiem, więc to chyba tylko kwestia czasu... Chodzę i co chwilę każę mu pokazywać język. Jakiś nalot jest. Lekarz dopiero jutro. Córka po powrocie z przedszkola też już narzeka na gardło.

Nie wiem, czy to taki felerny rok? Wszyscy tak mają w tym sezonie, czy tylko u nas coś nie tak z odpornością? Mam tak serdecznie dość tych chorób. Najchętniej wypisałabym, dziecko z przedszkola, byleby to się tylko skończyło".

Idź do oryginalnego materiału