Małe dzikusy robią, co chcą, a rodzice choćby nie mrugną okiem. Jesienią to plaga

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Hałas potrafi być męczący. Fot. 123rf.com


W okresie jesienno-zimowym rodzice przedszkolaków muszą się uzbroić w sporo cierpliwości i okazuje się, iż chodzi nie tylko o częste infekcje. Nasza czytelnika jest już bardzo zmęczona wizytami w przychodni. "Mam serdecznie dość chodzenia po lekarzach i nie chodzi o choroby mojego dziecka, ale o tę dzicz, na którą nieustannie się natykamy" – skarży się Beata.


"Sezon chorobowy w pełni i od połowy września jestem niemalże stałą bywalczynią przychodni. Córka chodzi do przedszkola i niestety łapie wszystko po kolei: jak nie wirusy, to jakieś bakterie lub pasożyty. Ponieważ chodzimy do placówki państwowej, trzeba się wystać: najpierw po numerek, a potem jeszcze pod drzwiami do gabinetu.

Niegrzeczne dzieci w pakiecie


Nie pojmuję, jak to jest, iż w placówkach państwowych niby ktoś jest na godzinę umówiony, ale wiecznie są opóźnienia i to całkiem spore. Wkurza mnie to, ale wiem, jak jest. Nie oczekuję więc cudów i iż moje 3-letnie dziecko wytrzyma tyle czasu bez zajęcia. Zabieram więc do przychodni kolorowankę, kredki, książkę, minigierkę, słuchawki itp. Cokolwiek, co zajmie Basię. Ponieważ pod gabinetem są też inne chore dzieci, nie chcę, by zbytnio się do nich zbliżała, a co dopiero się z nimi bawiła tymi zabawkami zalegającymi w przychodni – zbieranina syfu i zarazków!

Przez ponad dwa miesiące napatrzyłam się na praktyki współczesnych rodziców i jestem przerażona. Prawie nikt nie zbiera żadnych zabawek dla dziecka, choć pewne jest, iż trzeba będzie czekać. Taki smyk gwałtownie się niecierpliwi i zaczyna kombinować. Ponieważ w poczekalni takich dzieciaków jest co najmniej kilkoro, to robi się nagle 'świetna' zabawa: bieganie, krzyczenie i... zbiorowe charczenie. Istne glut party!

Bez względu na to, co dolega dziecku, rodzice nie czują potrzeby, by ich pociecha trzymała dystans. Nie przejmują się też, iż kaszle na innych. W końcu wszystkie maluchy są chore, nie? Co gorsza, oznaczałoby to, iż trzeba zająć się dzieckiem, a przecież lepiej siedzieć z nosem w komórce.

To nie ZOO


Ludzie! Przecież to przychodnia, a nie park, plac zabaw czy jakieś ZOO. Wypadałoby się jakoś zachować. Te krzyki i hałasy są meczące. Ja po 40 minutach czekania mam głowę jak balon, a co dopiero kobiety, które pracują w rejestracji.

To nie jest wesoła zabawa. Totalnie rozkaszlana dzicz, biega i się wydziera, rozsiewając zarazki na prawo i lewo. Kopią piłkę i rzucają zabawkami. Co gorsza, zwrócenie uwagi także nie wchodzi w grę. Taka mama twierdzi, iż to 'tylko dzieci' i przecież muszą się 'czymś zająć'.

Tylko co z nich wyrośnie, skoro nikt nie tłumaczy, iż są miejsca publiczne, w których należałoby zachować spokój i ciszę? Zero uwrażliwienia na to, iż wokół nas są inni ludzie, którym głośne zachowanie może przeszkadzać.

Dlaczego to ja mam zrozumieć, iż dziecku się nudzi i dlatego drze japę oraz biega w kółko jak opętane? 4-latek naprawdę powinien już wiedzieć, jak się zachować w takich miejscach. Kiedyś zamierzacie tego nauczyć swoje dzieci? Przecież wyrośnie z nich całe pokolenie egoistów, którzy nic nie muszą, a innych mają w głębokim poważaniu. Przekonani, iż to inni powinni się dostosować do nich".

Idź do oryginalnego materiału