Mama mojego męża mieszka z nami w tym samym bloku, tylko w sąsiednim mieszkaniu. Z wnukami pomagać nie chce, a to, iż ja siedzę w domu z dziećmi, bardzo jej się nie podoba. Według niej dwuletnie dziecko powinno już iść do przedszkola, a ja powinnam wrócić do pracy, żeby jej syn nie utrzymywał rodziny sam

przytulnosc.pl 5 dni temu

Z mężem żyjemy dobrze, prawie się nie kłócimy. Gdyby nie jedno „ale”! Tak się złożyło, iż kupiliśmy mieszkanie drzwi w drzwi ze świekrą. Na początku myślałam, iż to świetnie – rodzina blisko, w razie czego zawsze pomoże. Gdybym tylko wiedziała, jak bardzo się myliłam…

Po ślubie stanęło pytanie: gdzie będziemy mieszkać? Teściowa z uśmiechem na twarzy zaproponowała, żebyśmy kupili sąsiednie mieszkanie, które akurat było na sprzedaż. Dogadaliśmy się na raty i wprowadziliśmy się. To była nasza największa pomyłka!

Kiedy dowiedziałam się, iż jestem w ciąży, teściowa przysięgała, iż będzie pomagać przy dziecku. Cieszyłam się, bo uwierzyłam. A po porodzie… wycofała się całkowicie. Powiedziała, iż już wszystko zapomniała i boi się zajmować takim maleństwem. Myślałam, iż jak córka podrośnie, to babcia się przełamie i będzie wspaniałą nianią. Nic z tego.

Po dwóch latach jej wizyty ograniczały się tylko do krótkich odwiedzin. O żadnej realnej pomocy nie było mowy. choćby gdy chciałam wyskoczyć do sklepu, zawsze miała wymówkę, żeby nie zostać z wnuczką. Potem urodziłam drugą córkę. Dziewczynki rosły zdrowo, a my z mężem podjęliśmy decyzję, iż nie oddamy ich do przedszkola.

Mąż dobrze zarabiał, więc nam wystarczało. Ja z wykształcenia jestem pedagogiem, więc zajmowałam się córkami nie tylko z radością, ale też z pożytkiem. Efekty widać: starsza córka w wieku czterech lat czyta i trochę pisze. Dom ogarnięty, dzieci zadbane, mąż najedzony – żyjemy spokojnie i godnie.

Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie „ukochana” teściowa. Ona nie akceptuje takiego układu. W jej „socjalistycznym” myśleniu dziecko od dwóch lat musi iść do przedszkola (w grupie po trzydzieści maluchów), a matka ma iść do pracy. Każda jej wizyta kończy się kazaniem na ten temat. Zaczęłam zauważać, iż choćby mój mąż coraz częściej jej przytakuje.

Moje tłumaczenia, iż nam jest dobrze tak, jak jest, niczego nie zmieniają. Teściowa się uparła i w całym bloku opowiada, iż jestem darmozjadem, który siedzi na karku męża i nie chce w życiu nic robić. Że jej biedny synek pracuje ponad siły, a ja tylko siedzę w domu. O tym, iż wychowuję dwie małe dziewczynki, iż piekę ciasta, którymi sama chętnie się częstuje – o tym już nie pamięta.

Jak jej wytłumaczyć, iż to właśnie jej syn pierwszy zaproponował, żebym nie wracała do pracy, tylko została w domu? I iż słowo „siedzieć” to kpina, bo ja wcale nie siedzę, tylko pracuję od rana do nocy. To nasza rodzina i nasza decyzja. A co ma do tego teściowa – tego naprawdę nie rozumiem.

Idź do oryginalnego materiału