Dzień dobry, mamusie. Jak się macie? – Wczesnym rankiem do sali oddziału położniczego weszła sympatyczna lekarz ginekolog-położnik. W białym fartuchu i wyprasowanej wysokiej czepce wyglądała niesamowicie pięknie.
Podeszła do łóżka po lewej stronie od wejścia, na którym leżała młoda mama, odwrócona twarzą do ściany.
– Kowalska, nie udawaj, iż śpisz. Odwróć się na plecy. Muszę zbadać twój brzuch – powiedziała lekarz stanowczo.
Kowalska niechętnie położyła się na wznak. Kasia od razu ją rozpoznała. Rodziły razem tej nocy. Lekarz pochyliła się, odsunęła kołdrę, uniosła znoszoną koszulę szpitalną i delikatnie ucisnęła brzuch.
– Wszystko w porządku. Zaraz przyniosą synka na karmienie. Gotowa? – zapytała, przykrywając pacjentkę kołdrą i wyprostowując się.
Młoda, świeżo upieczona mama szeroko otworzyła przestraszone oczy.
– Nie będę go karmić – powiedziała z rozpaczą w głose.
– A to dlaczego?
– Proszę, nie przynoście mi go – błagała Kowalska, patrząc na lekarza z prośbą w oczach.
– Co to za nowości, Kowalska? Nie chcesz zobaczyć syna? Chcesz się go wyrzec? – domyśliła się lekarz.
Młoda mama skinęła głową. Lekarz spojrzała na nią z dezaprobatą.
– Dobrze, zrobimy tak. Skończę obchód, a potem porozmawiamy. Masz czas, żeby się zastanowić. – Odwróciła się od niej i podeszła do Kasi.
– A u ciebie jak wszystko? – Lekarz pochyliła się nad Kasią. – Świetnie. Drugie dziecko? Przynosimy malucha na karmienie? – zapytała.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała gwałtownie Kasia.
Lekarz patrzyła na nią przez chwilę, jakby chciała coś dodać. Potem spojrzała na Kowalską, która znów odwróciła się do ściany, westchnęła i wyszła z sali.
Gdy drzwi się zamknęły, Kasia usiadła na łóżku i opuściła nogi na podłogę.
– Jak się nazywasz? – Poczekała chwilę, ale sąsiadka nie odpowiedziała. – Rodziłyśmy razem w nocy. Ty trochę wcześniej. Przepraszam, ale dlaczego nie chcesz widzieć syna?
Młoda mama milczała.
– Moje dziecko ma już pięć lat… – Kasia na moment zamyśliła się, a potem nagle zapytała:
– Chłopak, ojciec dziecka… rzucił cię? Aborcja była już niemożliwa? Myślisz, iż sama nie dasz rady? Mówią, iż jak Bóg da dziecko, to i na dziecko da. Zobaczysz. – Kasia mówiła do sztywnej plecami Kowalskiej.
– Twojego malucha po szpitalu zabiorą do domu dziecka. Nigdy nie pozna zapachu i ciepła mamy, twojego ciepła. Będą się nim opiekować obce kobiety. Będzie myślał, iż któraś z nich jest jego mamą. Będzie patrzył im w oczy i miał nadzieję, iż to ta właśnie. Ale kobiety będą przychodzić i odchodzić. Bo mają własne dzieci. A twój synek będzie płakał i wołał mamy.
Potem trafi do domu dziecka. Będzie całe życie czekał i szukał ciebie. Myślisz, iż zapomnisz o nim? Wymażesz go z życia? Minie czas, a ty pożałujesz decyzji. A jeżeli go adoptują, inną kobietę będzie nazywał mamą…
– Dlaczego wszyscy się mnie czepiają? To nie wasza sprawa. Nic o mnie nie wiecie! – odezwała się Kowalska głucho, a jej głos drżał od łez.
– Masz rację, nie wiem – przyznała Kasia. – Ale tak po prostu nie rezygnuje się z dziecka, zwłaszcza gdy przeszło się przez poród i ból, słysząc jego pierwszy krzyk. A wiesz co? To dobrze, iż cię zostawił. Lepiej od razu. Słabeusz, nie kochał ciebie, nie pokocha syna. Można być samotną matką choćby z mężem.
Ja i mój mąż pobraliśmy się na trzecim roku studiów. Egzaminy państwowe zdawałam z wielkim brzuchem. Stresowałam się i urodziłam dwa tygodnie wcześniej. Myślałam, iż zrobiłam mu przyjemność. Mężczyźni marzą o synach. Ale ojciec w nim się nie obudził. I ze mnie, szczerze mówiąc, wyszła głupia i niedoświadczona matka.
Gdy wróciliśmy z synkiem ze szpitala, liczyłam na nową kołyskę, wózek i wyprawkę pełną miłości dla naszego dziecka. Ale teściowa przywiozła łóżeczko po wnuczce od swojej starszej córki. Stamtąd też przyniosła ubranka. Wózek mąż pożyczył od znajomych, solidnie wysłużony. Powiedział, iż na nowy nie ma pieniędzy.
Serce mi się krajało, iż mój synek będzie chodził w szmatach, w różowych bluzeczkach i czapeczkach po dziewczynkach. Nie jesteśmy przecież biedakami, a wyglądało to na żebractwo. choćby później, gdy mąż zaczął dobrze zarabiać, przynosił ubrania po dorosłych już siostrzeńcach.
Moi rodzice coś kupowali, ale dziecko gwałtownie rosło, potrzebowało tak wiele. Na moje pretensje mąż odpowiadał, iż brakuje pieniędzy. Że będę stroić synka, gdy sama pójdę do pracy. Jak nóż w serce. Wychodziło na to, iż syn jest tylko mój.
Ciągle miał mi za złe, iż nie pracuję, tylko siedzę w domu. A ja kręciłam się jak wiewiórka w kołowrotku. Nic nie zdążyłam, nic nie umiałam. Ledwo nakarmiłam Piotrusia, a już trzeba obiad gotować, na spacer iść. A gdy się obudził i zapłakał, rzucKasia przytuliła synka mocniej, patrząc na Lizę, która z uśmiechem tuliła swojego malucha, i pomyślała, iż czasem wystarczy jedna dobra rozmowa, by odmienić czyjeś życie.