Mamo, tato, dzień dobry, prosiliście nas, żebyśmy przyjechali, co się stało? Marzena z mężem Krzysztofem wpadli do mieszkania rodziców.
Tak naprawdę sprawa była już dawno. Mama chorowała, miała ciężką chorobę, drugie stadium
Przeszła chemioterapię, potem naświetlania. Była w remisji, a włosy już trochę odrosły. Ale okazało się, iż nie było powodu do radości, bo mamie znów zaczęło się pogarszać.
Marzenko, Krzysztofie, dobry wieczór, wejdźcie mama blada, szczupła jak dziewczynka.
Dzieci, usiądźcie. Mamy do was nietypową prośbę, wysłuchajcie mamy tata był trochę zdezorientowany.
Marzena i Krzysztof usiedli na kanapie i spojrzeli na mamę z niepokojem. Irena westchnęła, spojrzała na męża Bogdana, jakby szukając wsparcia.
Marzeno, Krzysiu, nie zdziwcie się, ale mam do was bardzo nietypową prośbę. Mówiąc krótko Błagamy was.
Zaadoptujcie dla nas chłopca, proszę! Nam nie pozwolą ze względu na wiek i inne okoliczności.
Zapadła chwila ciszy.
Pierwsza otrząsnęła się córka:
Mamo, pewnie się zdziwisz, ale my od dawna się zastanawialiśmy, tylko baliśmy się powiedzieć. Chcemy z Krzysiem syna, a mamy już dwie córeczki wasze wnuczki, Zosia i Hania.
Nie ma gwarancji, iż trzecie dziecko będzie chłopcem. Ale nie tylko o to chodzi, zdrowie też już nie to samo
Marzena miała cesarkę. Lekarze odradzają kolejne ciąże. Rozważaliśmy więc adopcję chłopca z domu dziecka. Żeby miał rodzinę, dom. I nagle ty, mamo, mówisz to samo. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
Marzenko, choćby nie wiem, od czego zacząć Irena nerwowo przesunęła dłonią po krótko przystrzyżonych włosach. Chodzi o to, iż znów czuję się gorzej.
Ale odwiedziła mnie znajoma, ciocia Jadwiga z dawnej pracy, pamiętasz ją? Miała tę znamię nad okiem, prawie je zasłaniało.
Zawsze się bała, iż trzeba je usunąć, iż może się zrakowacieć. A teraz przyszła do mnie i nie ma już tego znamienia! Wygląda świetnie.
Była u babci Heleny na wsi, ta jej to „zadziałała”. I teraz Jadwiga namawia mnie pojedź do babci Heleny, może pomoże! Ludzie z całej Polski do niej jeżdżą. Pomyślałam, iż nic nie tracę, i pojechaliśmy.
Marzena i Krzysiek słuchali w napięciu, ale nie bardzo rozumieli, do czego mama zmierza.
Więc, dzieci ciągnęła Irena babcia Helena od razu zadała mi dziwne pytanie: „Masz syna?”
Gdy usłyszała, iż mam tylko córkę Marzenę i dwie wnuczki, Zosię i Hanię, babcia nalegała: „A córce co się stało?”
Zdziwiłam się, bo nikt poza nami z tatą nie wie, iż miałam poronienie w późnym okresie. Miał być chłopiec, pierworodny, przed tobą, Marzenko. Ale nie przeżył Irena nerwowo gniotła rąbek bluzki.
I co dalej? Marzena pat