Mamo, tato, dzień dobry, prosiliście nas, żebyśmy wpadli co się stało? Marzena z mężem Darkiem wręcz wdarli się do mieszkania rodziców.
Ale to wszystko zaczęło się już dawno temu. Mama chorowała, miała ciężką chorobę, drugi stopień zaawansowania
Przeszła chemioterapię, potem naświetlania. Była w remisji, włosy już trochę odrosły. Ale okazało się, iż nie można było się uspokajać mama znów źle się czuła.
Marzenko, Darku, dobry wieczór, wejdźcie mama blada, drobna jak dziewczynka.
Dzieci, usiądźcie. Mamy do was nietypową prośbę, wysłuchajcie mamy tata był wyraźnie zaniepokojony.
Marzena i Darek usiedli na kanapie i z niepewnością spojrzeli na matkę. Halina westchnęła, spojrzała na męża Wojtka, jakby szukała w nim oparcia.
Marzeno, Darku, nie dziwcie się, ale mam do was bardzo nietypową prośbę. Ogólnie Bardzo was prosimy.
Zaadoptujcie dla nas chłopczyka, proszę! Nam już nie pozwolą z powodu wieku i innych przyczyn.
Zapadła chwila ciszy.
Pierwsza otrząsnęła się córka:
Mamo, myślałam, iż to ty się zdziwisz, ale my od dawna też nad tym myśleliśmy, tylko baliśmy się powiedzieć. My z Darkiem bardzo chcemy synka, a mamy już dwie córeczki wasze wnuczki, Kasię i Olę.
I nie ma gwarancji, iż trzecie dziecko będzie chłopcem. Ale nie tylko o to chodzi, po prostu zdrowie już nie to samo Marzena miała cesarskie cięcie, lekarze odradzają kolejne ciąże. Więc myśleliśmy, żeby wziąć chłopca z domu dziecka.
Do naszej rodziny, małego, słodkiego synka. I nagle ty, mamo, mówisz to samo. Skąd ci to przyszło do głowy?
Marzenko, choćby nie wiem, od czego zacząć Halina nerwowo pogładziła swoje krótkie, odrastające włosy Chodzi o tym, iż znowu mi się pogorszyło.
A tu przyszła do mnie moja przyjaciółka, ciocia Grażyna ze starej pracy, pamiętasz ją? Miała tę dużą pieprzyk nad okiem, prawie zasłaniała jej wzrok.
Zawsze ją straszono, iż trzeba usunąć, iż może się odrodzić. A tu nagle odwiedza mnie i nie ma pieprzyka, wygląda świetnie.
Była w odwiedzinach u babci Zosi na wsi, a ta jej to odczyniła. No i zaczęła mnie namawiać jedźmy do babci Zosi, pomoże! Ludzie z całej Polski do niej jeżdżą, wielu pomogła. Pomyślałam co mam do stracenia? I pojechaliśmy.
Marzena i Darek słuchali w momilczeniu, ale nie bardzo rozumieli, do czego mama zmierza.
Więc, dzieci ciągnęła Halina babcia Zosia od razu zadała mi dziwne pytanie czy mam syna?
Gdy usłyszała, iż mam tylko córkę Marzenę i dwie ukochane wnuczki, Kasię i Olę, babcia Zosia dopytywała uparcie a córeczka, co z nią było?
Zdziwiłam się, bo nikt oprócz nas nie wie, iż miałam poręnięcie w późnym terminie. Miał być syn, chłopczyk, pierworzysty, przed tobą, Marzenko.
Ale nie przeżył Halina nerwowo szarpała rękaw bluzki.
I co się stało dalej? Marzena patrzyła szeroko otwartymi oczami.
A potem babcia Zosia powiedziała adoptuj chłopca. Odwróciła się i wyszła. A mnie łzy polały się jak grad, jakbym była winna, iż nie potrafiłam uratować synka.
I teraz powinnam dać miłość i ciepło innemu chłopcu, jakby przywrócić zaburzoną równowę.
I wiecie co? Potem przemyślałam a ja naprawdę tego chcę! My z tatą możemy dać chłopcu wszystko, czego potrzebuje!
I nie po to, żeby wyzdrowieć. Po prostu zrozumiałam, iż chcę uratować chociaż jedno małe życie od sieroctwa. Rozumiecie mnie?
Mamo, rozumiem cię i całkowicie cię wspieram! Marzena rzuciła się matce w ramiona Zróbmy to!
Marzena i Darek wcześniej już rozmawiali z dyrekcją domu dziecka o adopcji małego chłopca. Zaproszono ich, żeby poznali dzieci.
Halina z Wojtkiem oczywiście też pojechali. W sali zabaw, na dywanie, bawiły się dzieci trzylatki i starsze.
Mamo, patrz, jaki rudawy chłopczyk, podobny do ciebie, jak starannie układa piramidkę. Tak się skupił, iż choćby język mu wystaje Marzena wskazała cicho na jednego malca.
Halina spojrzała i też go polubiła. Ale wtedy z kąta sali dobiegł czyjś szept.
Halina się odwróciła w rogu stał chłopiec starszy, o smutnych oczach. Coś mamrotał pod nosem.
Do nas mówisz? Powiedz głośniej, nie zrozumiałam poprosiła Halina.
Chłopiec podszedł bliżej i powtórzył: Pani, proszę, zabierzcie mnie, obiecuję, iż nigdy tego nie pożałujecie. Weźcie mnie
Marzena i Darek gwałtownie dopełnili formalności i adoptowali Krzysia. Kasia i Ola były dumne, iż mają brata.
Krzyś gwałtownie się zaaklimatyzował i zaczął nazywać Marzenę i Darka mamą i tatą. Często przebywał u babci Hali i dziadka Wojtka, bo mieszkali niedaleko i do szkoły mógł chodzić też od nich.
Halę nazywał dziwnie nie babciu, ale mamo Halo. Sam nie wiedział, skąd mu to przyszło. A ona, wstrzymując oddech, patrzyła na niego i zdawało jej się, iż to naprawdę on, jej synek, ten, który wtedy nie przeżył.
Lekarze nalegali na nową terapię, ale stan Hali wciąż się pogarszał.
Krzyś patrzył jej w oczy, głaskał krótkie włosy.
Mamo Halo, dlaczego chorujesz? Chcę, żebyś wyzdrowiała!
Nie wiem, Krzysiu, tak bywa, ale postaram się Halinie bardzo podobało się, jak ją nazywał mamo Halo.
Wojtek porozmawiał z lekarzem, ten powiedział, iż konieczna jest operacja.
Jakie szanse? spytał Wojtek.
Lekarz nie oszukiwał:
Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Ale zrobimy, co w naszej mocy. jeżeli się uda, uratuje ją.
Wojtek i Halina zdecydowali się.
W dzień operacji wszyscy byli w nerwach. Marzena bez przerwy dzwoniła do ojca. Wojtek umówił się z lekarzem, iż ten da znać, gdy będzie coś wiadomo, i czekał w n















