Mamy jeszcze kilka lat, trzeba się przygotować. Potężny kryzys uderzy w Polskę. Jest gorzej niż myślano. To będzie gigantyczny dramat wszystkich Polaków [19.11.2025]

warszawawpigulce.pl 2 godzin temu

To może być gigantyczny kryzys, co przyznaje choćby prezes ZUS mówiąc o ryzyku implozji. Niestety, nie jest różowo, a pierwsze pokolenie, które to odczuje to dzisiejsi 30 i 40-latkowie. Potem będzie już tylko gorzej.

Fot. Warszawa w Pigułce

Katastrofa demograficzna w liczbach

Zbigniew Derdziuk, Prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w rozmowie z „Onet Rano. Finansowo” wprost przyznaje – jeżeli się nie przygotujemy, czeka nas wewnętrzne unicestwienie kraju.

Dane z pierwszego kwartału 2025 roku nie pozostawiają złudzeń. Współczynnik dzietności spadł do zaledwie 1,03, co oznacza, iż statystyczna kobieta urodzi w całym życiu jedno dziecko. Do prostej zastępowalności pokoleń potrzeba 2,1 dziecka na kobietę. Jesteśmy więc prawie dwa razy poniżej progu zastępowalności pokoleń. Według danych serwisu Birth Gauge, który śledzi globalne trendy demograficzne, Polska zajmuje trzecie miejsce od końca pod względem dzietności na świecie, wyprzedzając jedynie Chile i Koreę Południową.

Jeszcze w 2017 roku współczynnik dzietności wynosił 1,45 i dawał nadzieję na odbicie. Od tamtej pory nastąpił systematyczny spadek: 1,26 w 2022 roku, 1,16 w 2023, 1,10 w 2024, aż do katastrofalnego poziomu 1,03 w 2025 roku. To redukcja o ponad 29 procent w ciągu zaledwie pięciu lat. Gorzej w Europie jest tylko na Litwie, gdzie współczynnik wynosi równo 1,0.

W pierwszym kwartale 2025 roku liczba urodzeń spadła o ponad 10 procent względem roku poprzedniego, do około 58 tysięcy dzieci. W kwietniu liczba urodzeń spadła poniżej 20 tysięcy – po raz trzeci z rzędu. To najniższe wartości w całej powojennej historii Polski. Główny Urząd Statystyczny potwierdza, iż w 2024 roku zarejestrowano około 252 tysiące urodzeń żywych – najmniej od zakończenia II wojny światowej.

6,5 miliona Polaków zniknie do 2060 roku

Główny Urząd Statystyczny opublikował prognozy, które wyglądają jak scenariusz katastroficznego filmu. W oficjalnym scenariuszu populacja Polski spadnie z obecnych 37,4 miliona do 30,9 miliona mieszkańców w 2060 roku. To oznacza utratę 6,5 miliona ludzi – więcej niż liczy pięć najmniejszych województw razem wziętych. Jednak przy założeniu utrzymania obecnego współczynnika dzietności na poziomie 1,10, liczba ludności może spaść choćby do 28,4 miliona. To spadek o jedną czwartą w ciągu zaledwie 35 lat.

Jeszcze bardziej dramatyczne są długoterminowe prognozy. Ekspert demograficzny Mateusz Łakomy ostrzega, iż przy utrzymaniu obecnych trendów do końca wieku populacja Polski może spaść do zaledwie 10 milionów mieszkańców. Prognozy ONZ zakładają spadek do 14,5 miliona, ale opierają się na optymistycznym założeniu dzietności na poziomie 1,3. Utrzymanie się dzietności w okolicach 1,0 spowodowałoby, iż na koniec wieku populacja byłaby jeszcze o kilka milionów niższa.

W niektórych województwach populacja skurczy się dramatycznie. Największy spadek czeka województwo świętokrzyskie, gdzie może być o 30,6 procent mniej mieszkańców niż dziś. Lubelskie straci 25,4 procent populacji, a opolskie 25,2 procent. Według scenariusza niskiego GUS, aż cztery piąte powiatów straci co najmniej jedną czwartą mieszkańców, a w 11 powiatach spadek liczby ludności przekroczy 50 procent. Najwolniej będą się kurczyć Mazowsze i Pomorze, głównie dzięki silnym rynkom pracy i zapleczu akademickiemu.

Połowa Polaków będzie miała ponad 50 lat

Równie niepokojące są zmiany w strukturze wiekowej społeczeństwa. GUS szacuje, iż mediana wieku wzrośnie z obecnych 43,3 lat do ponad 50 lat w 2060 roku. To oznacza, iż połowa Polaków będzie miała więcej niż pół wieku. Osoby w wieku 65 plus będą stanowić około 32 procent populacji wobec 24 procent dziś. To podwojenie udziału seniorów w społeczeństwie w ciągu zaledwie trzech dekad.

Liczba dzieci i młodzieży spadnie dramatycznie. W 2024 roku osób w wieku 0 do 17 lat było 6,7 miliona, wobec 11 milionów w 1990 roku. Do 2060 roku liczba ta ma spaść do około 3,5 miliona, czyli zaledwie 12 procent populacji. Z kolei liczba osób powyżej 85 lat wzrośnie z obecnych 800 tysięcy do ponad 2,3 miliona w najgorszym scenariuszu. Największy wzrost liczby ludności GUS przewiduje wśród osób powyżej 70 roku życia, a największy spadek w grupie wiekowej 40 do 49 lat – czyli wśród osób najbardziej aktywnych zawodowo.

System emerytalny stoi przed katastrofą

Zbigniew Derdziuk, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w rozmowie z Onet Rano Finansowo wprost przyznaje: jeżeli się nie przygotujemy, czeka nas wewnętrzne unicestwienie kraju. Liczby nie pozostawiają złudzeń. W 2060 roku w wieku produkcyjnym będzie tylko 15 milionów osób wobec 21,7 miliona w 2025 roku. To spadek o ponad 6 milionów aktywnych pracowników. Jednocześnie liczba emerytów wzrośnie z 9 do 11 milionów.

To oznacza, iż na każdego emeryta będzie przypadać coraz mniej pracujących. w tej chwili współczynnik obciążenia demograficznego wynosi 72 osoby w wieku nieprodukcyjnym na 100 pracujących. W 2010 roku było to 55. Do 2060 roku ten wskaźnik wzrośnie do 105 osób nieprodukcyjnych na 100 pracujących. Po raz pierwszy w historii Polski liczba osób w wieku nieprodukcyjnym będzie wyższa niż liczba osób w wieku produkcyjnym. Odsetek osób w wieku produkcyjnym w 2060 roku nie przekroczy 50 procent populacji.

System emerytalny działa na zasadzie piramidy: aktualni pracownicy finansują świadczenia obecnych emerytów. Przy takich trendach już za 10 do 15 lat system może stanąć przed niemożliwością wypłacania świadczeń w obecnej wysokości. Bez głębokich reform grozi scenariusz grecki: drastyczne cięcia emerytur lub ogromne pożyczki na ich finansowanie. Dodatkowo wydłuża się oczekiwane trwanie życia. W 2060 roku mężczyźni będą żyć średnio około 78 do 80 lat, kobiety 84 do 86 lat. To oznacza, iż przeciętny emeryt będzie pobierał świadczenie przez 15 do 20 lat, a nie 10 do 12 jak jeszcze pokolenie temu.

Rynek pracy kurczy się w oczach

Zmniejszająca się populacja oznacza coraz mniej pracowników na rynku. Już teraz pracodawcy skarżą się na niedobory kadr, szczególnie w branżach wymagających wykwalifikowanych specjalistów. W najbardziej dotkliwym scenariuszu z rynku pracy może zniknąć choćby 4 miliony osób w ciągu jednej dekady lat 40 tego wieku. Problem pogłębia masowa emigracja młodych Polaków. Szacunki wskazują, iż za granicą może przebywać choćby 2 do 3 miliony Polaków w wieku produkcyjnym.

Kurczący się rynek pracy to również mniejsze wpływy do budżetu państwa. Mniej pracujących oznacza niższe dochody z podatków dochodowych i składek ZUS. Jednocześnie rosną wydatki na emerytury i służbę zdrowia dla starzejącego się społeczeństwa. Szczególnie dramatyczna sytuacja dotyczy nauczycieli. Średnia wieku nauczycieli w Polsce to już jedna z najwyższych w Europie – tylko 6 procent ma mniej niż 30 lat. Za kilka lat szkoły mogą zostać bez kadry.

Co to oznacza dla ciebie

Jeśli masz dziś 30 do 40 lat, bardzo prawdopodobne, iż twoja emerytura będzie znacznie niższa niż obecnych emerytów. System może nie wytrzymać presji demograficznej i będziesz musiał pracować dłużej lub oszczędzać prywatnie na starość. Warto już teraz zacząć oszczędzać na emeryturę w trzecim filarze. IKE, IKZE czy PPE mogą okazać się jedyną gwarancją godnego życia na starość. Nie licz na to, iż państwo zapewni ci wystarczające świadczenie.

Jeśli prowadzisz firmę, przygotuj się na coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników. Już dziś w niektórych branżach brakuje rąk do pracy, a sytuacja będzie się tylko pogarszać. Może to oznaczać wyższe koszty pracy i konieczność inwestycji w automatyzację. Ceny nieruchomości w wielu regionach Polski mogą spadać z powodu zmniejszającego się popytu. Szczególnie dotknięte będą małe miasta i wsie, które mogą się dosłownie wyludnić.

Z drugiej strony, atrakcyjne lokalizacje jak Warszawa czy Kraków mogą zyskać. W 2060 roku najmłodszymi regionami będą pomorskie, mazowieckie, małopolskie i wielkopolskie – województwa z silnym rynkiem pracy i zapleczem akademickim. Najstarszymi województwami będą świętokrzyskie i opolskie, gdzie proces starzenia dotknie najsilniej.

Przygotowanie się na nadchodzące zmiany demograficzne wymaga chłodnej głowy i pragmatycznego podejścia, bo to nie jest kryzys, który wybuchnie nagle, tylko powolna fala, która już się podnosi. najważniejsze jest zadbanie o własną przyszłość finansową, bo system emerytalny przy tak szybkim starzeniu się społeczeństwa zwyczajnie nie udźwignie obciążeń. Oznacza to konieczność samodzielnego oszczędzania na starość, inwestowania choćby niewielkich kwot i dywersyfikowania majątku, by nie opierać całej przyszłości wyłącznie na ZUS-ie. Drugim filarem przygotowań jest rozwój kompetencji zawodowych, bo rynek pracy będzie coraz bardziej konkurencyjny, a jednocześnie zależny od automatyzacji i technologii, które przejmą część obowiązków. Im więcej umiejętności odpornych na zmiany zyskasz, tym łatwiej utrzymasz stabilność. Trzecim krokiem jest mądre podejście do miejsca życia i inwestycji, bo wyludnianie się wielu regionów przełoży się na spadek wartości nieruchomości, podczas gdy duże miasta – szczególnie z silnymi rynkami pracy – pozostaną w lepszej kondycji. Wreszcie warto zadbać o zdrowie, relacje, własną odporność psychiczną i elastyczność życiową, bo starzejące się społeczeństwo oznacza nie tylko wyzwania ekonomiczne, ale też większą presję na jednostkę. Im wcześniej zaczniesz układać swoje życie z myślą o tych zmianach, tym większą masz szansę, iż ten proces cię nie przytłoczy, tylko pozwoli ci przejść przez najtrudniejsze lata pewniej i spokojniej.

Dlaczego Polacy nie chcą mieć dzieci

Demograf Mateusz Łakomy wskazuje na głębsze przyczyny kryzysu. To nie tylko kwestie ekonomiczne jak wysokie koszty życia czy problemy mieszkaniowe, ale fundamentalne zmiany w relacjach międzyludzkich. Coraz więcej młodych Polaków rezygnuje z zakładania rodzin w ogóle. Maleje nie tylko liczba dzieci w rodzinach, ale też liczba par żyjących w stałych związkach.

Średni wiek kobiet w momencie urodzenia pierwszego dziecka wzrósł z 22,7 lat w 1990 roku do 29,1 lat w 2024. To oznacza, iż coraz więcej kobiet odkłada macierzyństwo na później, a część w ogóle z niego rezygnuje. Problem pogłębia brak odpowiedniej infrastruktury dla rodzin: za mało żłobków, przedszkoli, trudności z godzeniem pracy z opieką nad dzieckiem. Mimo programów typu 500 plus czy 800 plus sytuacja się nie poprawia.

Ceny niektórych dóbr jak mieszkań czy akademików rosną w tempie nieproporcjonalnym do tempa wzrostu wynagrodzeń, co podnosi bezwzględne koszty wychowania dziecka. Problem pogłębia niska jakość edukacji publicznej oraz służby zdrowia, co powoduje, iż wielu ludzi decyduje się na inwestycje w ich prywatne odpowiedniki.

Czy Polska ma jeszcze szansę

Czas się kończy. Kobiety w tej chwili w wieku 20 lat to już ostatnie pokolenie, które teoretycznie może odwrócić negatywny trend – ale musiałyby rodzić średnio po 3 do 4 dzieci każda. To mało prawdopodobne biorąc pod uwagę obecne realia społeczne i ekonomiczne. Eksperci są zgodni: zmniejszanie się populacji Polski to już proces nie do zatrzymania – można go co najwyżej spowolnić.

Jedynym rozwiązaniem może być masowa imigracja, ale to rodzi inne problemy społeczne i polityczne. Polska musiałaby przyjąć kilka milionów imigrantów, żeby skompensować ubytek naturalny. Alternatywą jest radykalna zmiana modelu gospodarczego: inwestycje w automatyzację, sztuczną inteligencję, robotykę. To może pozwolić utrzymać poziom życia pomimo malejącej populacji, ale wymaga ogromnych nakładów na edukację i modernizację.

Idź do oryginalnego materiału