Marysia zawsze śmiała się głośno i szczerze. Nie miała żadnych zmartwień, żadnych dorosłych myśli, które tak często przytłaczają ludzi. Nie rozumiała, dlaczego mama bywa smutna i czemu, gdy z kimś rozmawia, wszyscy patrzą na nią z takim współczuciem. Ale pewnego wieczoru wszystko się zmieniło. Obok łóżka spała zmęczona mama, opierając głowę na rękach

przytulnosc.pl 5 dni temu

Każdy w życiu za czymś goni — za czymś małym, nieistotnym, co wydaje mu się ogromnym osiągnięciem. Nie widzi, iż ma w sobie całą skrzynię rubinów, bo próbuje zdobyć błyszczący kawałek żelaza. Dorośli tęsknią za dzieciństwem, a dzieci nie mogą się doczekać, aż dorosną.

Marysia nie rozumiała tego świata. Dla niej najpiękniejsze było bieganie po polu, kiedy zapach żyta łaskotał w nos, ciepły wiatr muskał policzki, a miękka ziemia ogrzewała bose stopy. To była jej wolność — naiwna, czysta i szczera. Była szczęśliwa. I to szczęście nigdy jej nie opuszczało.

Marysia zawsze śmiała się głośno i szczerze. Nie miała problemów, które zaprzątają głowy dorosłych. Żyła w swojej krainie dzieciństwa — w świecie marzeń i wyobraźni, gdzie można być kim się chce i żyć jak się pragnie. Bez zasad, bez ograniczeń. Nie miała przyjaciół. Dzieci w przedszkolu uważały ją za dziwną, inną. Ale to nie była prawda — po prostu jej świat wyglądał inaczej niż ich.

Patrzyła w błękitne niebo i nie rozumiała, dlaczego nie może już biegać po swoim polu jak dawniej. Nie wiedziała, czemu coraz trudniej jej się oddycha, czemu wszystko staje się cięższe. Mama cicho płakała w nocy, myśląc, iż córka śpi. A Marysia nie rozumiała, dlaczego mamie tak smutno, i czemu jej samej też jest nagle tak trudno.

We śnie Marysia znów była na swoim polu — wiła wianek z kwiatów dla swojego przyjaciela i nuciła piosenkę. Ale nie zdążyła jej skończyć. Obudził ją deszcz bębniący o szybę i odległy grzmot. Mama siedziała przy niej, zmęczona, z twarzą opartą o dłonie.

Po południu wyszły na krótki spacer. Słońca nie było, a powietrze pachniało jesienią. Mama rozmawiała z jakąś starszą, serdeczną kobietą, ale jej głos brzmiał tak smutno, jakby był z innego świata.

Wieczorem mama czytała jej bajkę o rycerzach i księżniczkach. Marysia wyobrażała sobie, iż na jej polu pojawia się książę, który ją obroni i zabierze do swojego królestwa. Myślała o tym, iż życie jest piękne, iż przyjaciele kiedyś wrócą. I iż nic złego się nie dzieje — przecież każdy czasem płacze: i mama, i niebo.

Zasnęła szybko. I wtedy zobaczyła swoje pole — ale już nie takie jak dawniej. Nie było kwiatów ani świeżej trawy. Tylko szara ziemia, szare niebo i jakieś schody prowadzące wysoko w górę. Westchnęła i zaczęła się wspinać. Bo co miała zrobić? Pola już nie było, a światło wzywało ją coraz wyżej.

Schody szły prosto do nieba. Tam były chmury — duże i małe, takie, które na pewno zostaną jej przyjaciółmi. Było ciepło i spokojnie. Marysia czuła się tam dobrze.

A gdzieś daleko, na dole, przy łóżku, spała zmęczona mama, opierając głowę na rękach. Jej życie już nigdy nie będzie takie jak dawniej. Bo została sama.

Idź do oryginalnego materiału