Marzę, by córka męża sama postanowiła zamieszkać z teściową.

polregion.pl 22 godzin temu

**Dziennik**

Gdy wychodziłam za męża za Piotra, wiedziałam, iż ma córkę z poprzedniego małżeństwa. Ewa, jego była żona, porzuciła dziecko sześć lat temu – spakowała walizki i wyjechała do Holandii z nowym partnerem, zaczynając życie od zera. Przez ten czas urodziła jeszcze dwójkę, o starszej córce przypomina sobie dwa razy w miesiącu przez rozmowy wideo, a prezenty wysyła tylko na święta. Widziałam, jak dziewczynka tęskni za matką, jak wpatruje się w ekran telefonu, mając nadzieję, iż usłyszy: „Przyjedź do mnie”. Ale ta nigdy jej nie zaprosiła, nigdy nie przyjechała. Po prostu wymazała córkę ze swojego życia.

Najpierw dziewczynka mieszkała u teściowej – matki Piotra. Ale ta dość gwałtownie się zmęczyła, nie radziła sobie z nauką, kaprysami, histeriami. I po prostu odesłała wnuczkę do ojca. Piotr przyprowadził ją do domu, spojrzał mi w oczy i cicho powiedział: „Kasia zostanie z nami. Na dłużej”.

Szczerze starałam się być dobrą macochą. Kupowałam ubrania, gotowałam ulubione dania, odbierałam ze szkoły, rozmawiałam serdecznie. Chciałam zostać jej przyjaciółką. Ale dziewczynka się zamknęła. Jakby postawiła między nami ścianę i choćby nie próbowała się zbliżyć. Nie tylko mnie ignorowała – wręcz demonstracyjnie pokazywała, iż w jej świecie jestem nikim.

Minęły trzy lata. Teraz Kasia ma dwanaście lat i przez cały czas mieszka z nami, rządzi, jakby to był jej dom, a nie nasz – mojego męża i mój. Co wieczór skarży się ojcu: „Ciocia Ania kazała mi posprzątać”, „Ciocia Ania nie kupiła mi tego, co chciałam”. A potem teściowa dzwoni z pretensjami, iż „za mało uwagi poświęcam dziecku” i iż „samą niedługo czeka poród, więc niech się uczę macierzyństwa”. Ale sama nie chce zająć się wnuczką, choćby na godzinkę nie zgodzi się ją potrzymać, gdy muszę pilnie iść do lekarza lub do pracy.

To wszystko mnie wyrywa. Pracuję, prowadzę dom, gotuję, a teraz jestem też w ciąży. Piotr, choć nie staje po stronie córki, prosi, żebym była łagodniejsza, wyrozumialsza. A ja już nie daję rady. Ta dziewczynka stała się źródłem irytacji. Jest niechlujna, opryskliwa, nie potrafi podziękować, nie słucha i wiecznie jest czegoś niezadowolona. Nie jest moja i już choćby przed sobą tego nie ukrywam.

Czasem siedzę nocą w kuchni i myślę: „Gdybym wtedy nie zgodziła się, żeby zamieszkała z nami… Gdybym się uparła…”. Ale teraz to już za późno. Nie mogę odejść od męża – będziemy mieli wspólne dziecko. I, choć to brzmi egoistycznie, coraz częściej marzę, żeby córka Piotra sama chciała wrócić do babci. Żeby powiedziała: „U babci będzie lepiej”. Nie będę jej namawiać, żeby została. Nie będę płakać.

Po prostu chcę żyć spokojnie. Bez ciągłych pretensji, bez walki o miejsce w tym domu. Chcę, żeby moje dziecko rosło w miłości i harmonii, a nie w wiecznym napięciu i kłótniach. Może to moja jedyna szansa, by uratować rodzinę i nie zgubić siebie.

Idź do oryginalnego materiału