Marzę, by córka męża sama zapragnęła mieszkać z teściową

polregion.pl 1 dzień temu

Gdy wychodziłam za mąż za Piotra, wiedziałam, iż ma córkę z poprzedniego związku. Alicja, jego była, porzuciła dziecko sześć lat temu – spakowała walizki i wyjechała do Francji z jakimś nowym adoratorem, zaczynając życie od nowa. Od tamtej pory urodziła jeszcze dwójkę, o starszą córkę przypomina sobie dwa razy w miesiącu przez wideoczat, a prezenty wysyła tylko na święta. Widziałam, jak dziewczynka tęskni za matką, jak wpatruje się w ekran telefonu, mając nadzieję, iż mama powie: „Przyjedź do mnie”. Ale ta nigdy nie zaprosiła, nigdy nie przyjechała. Po prostu zapomniała o córce.

Na początku dziewczynka mieszkała u teściowej – matki Piotra. Ale ta gwałtownie się zmęczyła, nie radziła sobie z lekcjami, zapędami i histeriami. Po prostu odesłała wnuczkę do ojca. Piotr przyprowadził ją do domu, spojrzał mi w oczy i cicho powiedział: „Kasia zamieszka z nami. Na dobre”.

Szczerze starałam się być dobrą macochą. Kupowałam ubrania, gotowałam ulubione potrawy, odbierałam ze szkoły, rozmawiałam serdecznie. Chciałam zostać przyjaciółką. Ale dziewczynka się zamknęła. Jakby postawiła między nami mur i choćby nie próbowała go przebić. Nie tylko mnie ignorowała – robiła to demonstracyjnie, jakbym w jej świecie nie istniała.

Minęły trzy lata. Teraz Kasia ma dwanaście lat i przez cały czas mieszka z nami, rządzi, jakby to był jej dom, a nie nasz. Każdego wieczora skarży się ojcu: „Ciocia Ania kazała mi posprzątać”, „Ciocia Ania nie kupiła mi tego, co chciałam”. A potem dzwoni teściowa z pretensjami, iż „za mało poświęcam czasu dziecku” i iż „wkrótce sama będę rodzić, więc czas nauczyć się macierzyństwa”. Sama jednak nie ma ochoty zajmować się wnuczką, choćby na godzinę, gdy muszę pilnie iść do lekarza czy do pracy.

To wszystko mnie wykańcza. Pracuję, prowadzę dom, gotuję, a teraz jestem w ciąży. Piotr, choć nie staje po stronie córki, prosi, żebym była łagodniejsza, wyrozumialsza. A ja już nie daję rady. Ta dziewczynka stała się źródłem irytacji. Jest bałaganiarska, opryskliwa, nie potrafi podziękować, nie słucha i wiecznie jest czymś niezadowolona. Nie jest moja i już choćby przed sobą tego nie ukrywam.

Czasem siedzę nocą w kuchni i myślę: „Gdybym wtedy nie zgodziła się, żeby zamieszkała z nami… Gdybym postawiła na swoim…”. Ale teraz już za późno. Nie mogę odejść od męża – niedługo urodzi się nasze wspólne dziecko. I, choć to brzmi egoistycznie, coraz częściej marzę, żeby córka Piotra sama zapragnęła wrócić do babci. Żeby powiedziała: „U babci będzie mi lepiej”. Nie będę jej namawiać, żeby została. Nie będę płakać.

Po prostu chcę żyć spokojnie. Bez ciągłych wyrzutów, bez walki o miejsce w tym domu. Chcę, żeby moje dziecko rosło w miłości i harmonii, a nie w wiecznym napięciu i kłótniach. Może to moja jedyna szansa, by uratować rodzinę i nie stracić siebie.

Idź do oryginalnego materiału