Marzenia synowej o dziecku: a kto za to zapłaci?

newskey24.com 15 godzin temu

Noże się w kieszeni same otwierają, jak słyszę te ich plany. Mój syn, dorosły facet, nagle zachowuje się jak chłopiec, którym ktoś kieruje. A moja synowa? Reżyserka ich wspólnego życia, a ja stoję za kulisami z portfelem w ręce, zawsze gotowa pomóc. Tylko iż sił mam coraz mniej, a wymagań wobec mojej cierpliwości – coraz więcej.

Od początku żyli razem, jeszcze przed ślubem. Najpierw Krzysiek mieszkał ze mną, w moim domu, a jego dziewczyna, Małgosia, wynajmowała pokój z koleżanką. Gdy zdecydowali się na ślub, wzięli wspólne mieszkanie. Nie wtrącałam się – niech budują swoje życie. Pomagałam finansowo, gdy prosili. Nie jesteśmy bogaczami, ale rozumiałam – młodzi, ciężko, sama przez to przechodziłam.

Ale to, czego zupełnie nie pojmuję, to ich pomysł, żeby teraz, właśnie teraz, mieć dziecko. Bez stabilnej pracy, bez własnego kąta, bez oszczędności. Za to pełno deklaracji – iż dziecko nie poczeka, iż czas ucieka, iż po trzydziestce będzie za późno, i iż jakoś to będzie. A Krzysiek tylko kiwa głową, zgadza się bez mrugnięcia okiem. Patrzę na niego i nie poznaję. Gdzie twój rozsądek, synu? Gdzie Twoja dorosła postawa? Dlaczego znowu pozwalasz, żeby ktoś decydował za Ciebie?

Pracuje, owszem, ale w takiej firmie, gdzie wypłatę mogą wstrzymać albo zwolnić cię z dnia na dzień. Zmieniał pracę już z pięć razy. Zawsze coś nie tak – szefowie nieudolni, firma się sypie. Małgosia zarabia grosze. A do tego już kilka razy zmieniali mieszkanie. Jak we dwoje – jeszcze pół biedy. Ale z dzieckiem na ręku? Z przeprowadzkami, pakowaniem, kartony w korytarzu i płaczem w nocy? Kto to wytrzyma?

Próbowałam z nimi spokojnie rozmawiać. Mówiłam, żeby najpierw się ogarnęli, stanęli na nogi, coś odłożą, a później myśleli o dziecku. Nic z tego. Decyzja podjęta. Ona musi teraz. A Krzysiek jak zahipnotyzowany – „pewnie, kochanie”. A ja mam się szykować nie tylko na babcię, ale i na drugą matkę dla tego dziecka? Pomagać – to oczywiste. Ale ja też nie mam nieskończonych sił ani nieograniczonych środków.

A co, jeżeli nie dadzą rady? Co, jeżeli za dwa miesiące okaże się, iż nie ma za co zapłacić czynszu, kupić pieluch, mleka? Kto zostanie z problemem? Oczywiście – ja. Bo odmówić własnemu dziecku i wnukowi nie potrafię. I to mnie przeraża. Bo już teraz żyję na krawędzi – mam swoje rachunki, swoje sprawy, w końcu zdrowie też nie wieczne. Nie jestem ze stali.

A Małgosia… uśmiecha się i mówi tak lekko: „Jakoś to będzie”. To „jakoś” brzmi u niej tak beztrosko, jakby chodziło o wycieczkę za miasto, a nie o nowe życie. A we mnie wszystko się ściska – dlaczego nie pomyśleć, nie przeliczyć, nie zastanowić się?

Nie jestem wrogiem dzieci. Marzę o wnukach. Chcę je niańczyć, uczyć, czytać bajki. Ale pragnę, żeby był to czas miłości, stabilności, świadomości. A nie chaosu i długów. Chcę, żeby mój wnuk nie czuł się ciężarem, żeby miał wszystko – od łóżeczka po ciepłe ubranka. Żeby rósł w przekonaniu, iż mama i tata dadzą radę. A nie iż wszystko trzyma się babci.

Patrzę na nich i myślę – gdyby odłożyli to na dwa lata, mogłoby być inaczej. Znaleźli lepszą pracę, odłożyli pieniądze, wynajęli porządniejsze mieszkanie, czy choćby wzięli kredyt. Przecież można żyć rozsądnie, a nie na hurra? Ale w tej rodzinie chyba przyjęło się najpierw skakać, a potem szukać spadochronu. I liczyć, iż ktoś inny wyciągnie z opresji.

Milczę. Wiem, iż moje słowa wpadną jednym uchem, a wypadną drugim. A gdzieś głęboko już się przygotowuję. Na nieprzespane noce, na kolejne wydatki, na odpowiedzialność, której nie chciałam, ale która pewnie spadnie na mnie. Bo gdy w rodzinie pojawia się dziecko, ciężar spada na starszych. Bo miłość to nie tylko radość, ale i poświęcenie. I to ciche pragnienie, by w końcu ktoś w tej układance naprawdę dorósł.

Idź do oryginalnego materiału