Marzenie, by córka męża sama chciała zamieszkać z teściową.

polregion.pl 1 dzień temu

Kiedy wychodziłam za mąż za Krzysztofa, wiedziałam, iż ma córkę z poprzedniego związku. Anna, jego była, porzuciła dziecko sześć lat temu – spakowała manatki i wyjechała do Holandii z nowym chłopakiem, zaczynając życie od nowa. Przez ten czas urodziła jeszcze dwoje dzieci, o starszej córce przypomina sobie dwa razy w miesiącu przez wideoczat, a prezenty wysyła tylko na święta. Widziałam, jak ta dziewczynka tęskni za matką, jak wpatruje się w ekran telefonu, mając nadzieję, iż mama powie: „Przyjedź do mnie”. Ale ta nigdy nie zaprosiła, nigdy nie przyjechała. Po prostu skreśliła córkę z życia.

Najpierw dziewczynka mieszkała u teściowej – matki Krzysztofa. Ale ta dość gwałtownie się zmęczyła, nie radziła sobie z nauką, kaprysami, histerią. I po prostu odesłała wnuczkę do ojca. Krzysztof przyprowadził ją do domu, spojrzał mi w oczy i cicho powiedział: „Zosia zostanie z nami. Na dłużej”.

Starałam się być dobrą macochą. Kupowałam ubrania, gotowałam ulubione potrawy, odbierałam ze szkoły, rozmawiałam szczerze. Chciałam stać się przyjaciółką. Ale dziewczynka się zamknęła. Jakby postawiła między nami mur i choćby nie próbowała się zbliżyć. Nie tylko mnie ignorowała – wręcz demonstracyjnie pokazywała, iż w jej świecie jestem nikim.

Minęły trzy lata. Teraz ta dziewczynka ma dwanaście lat. I przez cały czas z nami mieszka, rządzi, jakby to było jej mieszkanie, a nie nasze z mężem. Co wieczór skarży się ojcu: „Ciocia Kasia kazała mi po sobie posprzątać”, „Ciocia Kasia nie kupiła mi tego, co chciałam”. A potem teściowa dzwoni do mnie z pretensjami, iż „za mało uwagi poświęcam dziecku” i iż „sama niedługo będę rodzić, to niech się uczę być matką”. Ale sama nie chce zająć się wnuczką, choćby na godzinę nie ma ochoty z nią zostać, gdy ja muszę pilnie do lekarza czy do pracy.

To wszystko mnie wykańcza. Pracuję, zajmuję się domem, gotuję, a teraz jeszcze jestem w ciąży. Krzysztof, choć nie staje po stronie córki, prosi mnie, żebym była łagodniejsza, wyrozumialsza. A ja już nie daję rady. Ta dziewczynka stała się źródłem irytacji. Jest niechlujna, opryskliwa, nie potrafi podziękować, nie słucha i wiecznie jest czymś niezadowolona. Nie jest moja i już choćby przed sobą tego nie ukrywam.

Czasem siedzę nocą w kuchni i myślę: „Gdybym wtedy nie zgodziła się, żeby zamieszkała z nami… Gdybym postawiła na swoim…”. Ale już za późno. Nie mogę odejść od męża – niedługo urodzimy wspólne dziecko. I, choć to może brzmieć egoistycznie, coraz częściej marzę, żeby córka Krzysztofa sama chciała wrócić do babci. Żeby powiedziała: „Z babcią będzie mi lepiej”. Nie będę jej błagać, żeby została. Nie będę płakać.

Po prostu chcę żyć spokojnie. Bez ciągłych wyrzutów, bez walki o miejsce w tym domu. Chcę, żeby moje dziecko dorastało w miłości i harmonii, a nie w wiecznym napięciu i kłótniach. Może to moja jedyna szansa, żeby ocalić rodzinę i nie zgubić siebie.

Idź do oryginalnego materiału