Marzenie o przeprowadzce do teściowej z inicjatywy pasierbicy

newskey24.com 1 dzień temu

Kiedy wychodziłam za mąż za Jakuba, wiedziałam, iż ma córkę z poprzedniego małżeństwa. Kinga, jego była żona, porzuciła dziecko sześć lat temu – spakowała walizki i wyjechała do Szwecji z nowym partnerem, zaczynając życie od zera. Przez ten czas urodziła jeszcze dwójkę dzieci, o starszej córce przypomina sobie dwa razy w miesiącu przez wideorozmowę, a prezenty wysyła tylko na święta. Widziałam, jak dziewczynka tęskni za matką, jak wpatruje się w ekran telefonu, mając nadzieję, iż mama powie: „Przyjedź do mnie”. Ale nigdy jej nie zaprosiła, nigdy nie przyjechała. Po prostu wymazała córkę ze swojego życia.

Najpierw dziewczynka mieszkała u teściowej – matki Jakuba. Ale ta dość gwałtownie się zmęczyła, nie radziła sobie z nauką, kaprysami, histerią. Po prostu odesłała wnuczkę do ojca. Jakub przyprowadził ją do domu, spojrzał mi w oczy i cicho powiedział: „Zosia zostanie z nami. Na dłużej.”

Starałam się być dobrą macochą. Kupowałam ubrania, gotowałam ulubione potrawy, odbierałam ze szkoły, rozmawiałyśmy szczerze. Chciałam zostać przyjaciółką. Ale dziewczynka się zamknęła. Jakby postawiła między nami mur i choćby nie próbowała się zbliżyć. Nie tylko mnie ignorowała – robiła to na pokaz, jakbym w jej świecie w ogóle nie istniała.

Minęły trzy lata. Teraz Zosia ma dwanaście lat. I wciąż mieszka z nami, rządzi, jakby to było jej mieszkanie, a nie nasze – moje i Jakuba. Co wieczór skarży się ojcu: „Ciocia Ania kazała mi posprzątać”, „Ciocia Ania nie kupiła mi tego, co chciałam”. A potem dzwoni teściowa i wyrzuca mi, iż „za mało uwagi poświęcam dziecku” i iż „sama niedługo będę rodzić, więc niech się uczę macierzyństwa”. Ale sama nie chce zająć się wnuczką, choćby na godzinę nie zgodzi się ją przejąć, gdy muszę iść do lekarza albo do pracy.

To wszystko mnie wykańcza. Pracuję, zajmuję się domem, gotuję, a teraz jeszcze jestem w ciąży. Jakub, choć nie staje po stronie córki, prosi, żebym była łagodniejsza, wyrozumialsza. Ale ja już nie mam siły. Ta dziewczynka stała się źródłem irytacji. Jest niechlujna, opryskliwa, nie potrafi podziękować, nie słucha i zawsze jest niezadowolona. Nie jest moja i choćby przed sobą już tego nie ukrywam.

Czasem siedzę nocą w kuchni i myślę: „Gdybym wtedy nie zgodziła się, żeby do nas zamieszkała… Gdybym postawiła na swoim…” Ale teraz za późno. Nie mogę odejść od męża – będziemy mieli wspólne dziecko. I, jakkolwiek samolubnie to brzmi, coraz częściej marzę, żeby córka Jakuba sama chciała wrócić do babci. Żeby powiedziała: „U babci będzie lepiej”. Nie będę jej namawiać, żeby została. Nie będę płakać.

Chcę po prostu żyć spokojnie. Bez ciągłych pretensji, bez walki o miejsce w tym domu. Chcę, żeby moje dziecko rosło w miłości i harmonii, a nie w wiecznym napięciu i kłótniach. Może to właśnie moja jedyna szansa, żeby ocalić rodzinę i nie zgubić siebie.

Idź do oryginalnego materiału