Marzył tylko o chwili wytchnienia

newsempire24.com 5 dni temu

W całej wsi znano i nie lubiono Mieczysława za jego nieznośny charakter. Był żonaty z Zofią, cichą kobietą, ale z pewnymi problemami. Nie mogła dać mu dzieci. Mijali dwanaście lat małżeństwa, a potomstwa wciąż nie było.

I nagle, jak grom z jasnego nieba – Zofia umarła. Jej matka wiedziała, iż córkę coś trapi, ale ta nigdy się nie skarżyła.

— Córeczko, jakoś dziwnie wyglądasz ostatnio — pytała matka, gdy ta rzadko odwiedzała rodziców.

— Nic, mamo, to tylko zmęczenie. Trochę mi słabo, głowa się kręci, ale poleżę i przejdzie. Nie martw się — uspokajała ją Zofia.

Nie miała w zwyczaju narzekać, zwłaszcza przed mężem, który nie znosił, gdy żona mówiła o bólu głowy czy innych dolegliwościach.

— Nie udawaj, znam was, baby. Zawsze wam coś dolega. Nie chce ci się pracować, więc wymyślasz, byleby tylko się wykręcić od obowiązków. Nie jęcz, nikt cię tu nie będzie żałował — odpowiadał jej Mieczysław.

Po pogrzebie minął rok. Mieczysław żył sam, ale myśli o ponownym małżeństwie nie dawały mu spokoju. Samotność ciążyła, choć przywykł do życia jak wilk. Rozglądał się za kobietami.

— Żona musi być bez dzieci — rozmyślał. — Nie potrzebuję cudzego potomstwa. W moim wieku wszystkie samotne baby już mają na karku dzieci. Trzeba wziąć młodszą, ale która zechce wyjść za takiego jak ja?

Zdawał sobie sprawę, iż jego charakter nie przypadł nikomu do gustu. Nie miał przyjaciół, a kilka kobiet zgodziłoby się na życie z nim. Wybór padł na Krystynę. Wyglądała na nieśmiałą myszkę, skromną, ale pracowitą.

Pewnego dnia, gdy przechodziła koło jego domu, zatrzymał ją:

— Krystyna, chodź no tutaj — zawołał, gdy mijała jego podwórko.

Podniosła wzrok i podeszła.

— Dzień dobry — powiedziała cicho.

— No — odburknął Mieczysław. — Słuchaj, przyglądam ci się i myślę… a wyszłabyś za mnie? Jestem sam, gospodarstwo mam solidne. Będziemy żyć dostatnio, dzieci nam się urodzą. Nie mam nikogo, kto by po mnie przejął ziemię.

— Ojej, nie wiem… — zarumieniła się ze zdumienia. — Muszę się z mamą naradzić.

— No to się naradzaj, a ja wieczorem wpadnę do was.

Gdy wróciła do domu, wyznała matce:

— Mamo, chyba wychodzę za mąż.

— Jak to? Za kogo? Przecież nie masz nikogo.

— Mieczysław dziś przyjdzie…

— O rety, córeczko, on jest od ciebie znacznie starszy! Zastanów się, zanim się na to zgodzisz. Ma trudny charakter, wszyscy mówią, iż swoją pierwszą żonę do grobu zapędził harówką, a może i gorzej. Kto tam wie, obca rodzina to ciemna sprawa.

— Mamo, co ja mam rozważać? Nie ustawiają się do mnie zalotnicy, a lata lecą. Może to tylko plotki…

Krystyna wyszła za Mieczysława. W pierwszym czasie na wsi wiele o tym mówiono. Jedni współczuli:

— Na darmo dziewczyna się z nim związała, okrutny jest, odludek.

Inni uważali:

— Mieczysławowi się poszczęściło. Dobrze, iż wziął cichą, będzie go słuchać i harować.

I tak właśnie było. Mieczysław nie dogadywał się z sąsiadami, a teściową znosić nie mógł. Rzadko pozwalał żonie odwiedzać matkę.

— Despota i tyran, jakiego świat nie widział — szeptała matka, gdy córka przybiegała do niej ukradkiem, gdy męża nie było w domu.

— Mamo, wszystko w porządku, nie martw się. Znajdę do niego sposób. Choćby wrzeszczał, ja będę milczeć. Tylko modlę się w duchu o cierpliwość — tłumaczyła.

— Ojej, córeczko, z takim zrzędą będziesz musiała modlić się do końca życia — mówiła matka, ocierając łzy.

Krystyna urodziła dwóch synów w ciągu pięciu lat. Nie można było powiedzieć, iż Mieczysław ich nie kochał, ale okazywał to po swojemu — krzyczał i klął na nich, aż ściany drżały. Matka uczyła chłopców:

— Trzymajcie się od ojca z daleka, bo jeszcze wpadniecie pod gorącą rękę.

Chłopcy uciekali z domu, gwałtownie zrozumieli, iż lepiej unikać ojca. Dorastali, ale Mieczysław wciąż był niezadowolony.

— Gdzie te lenie się włóczą? Powinni pomagać w gospodarstwie, a oni biegają Bóg wie gdzie! To ty ich tak wychowałaś, żeby tylko uciekali — wrzeszczał na całe podwórze.

Krystyna przywykła do jego krzyków, machała ręką i milczała. Mimo iż była znacznie młodsza, miała więcej cierpliwości i rozsądku. To na niej trzymało się całe gospodarstwo. Tymczasem Mieczysław coraz częściej zaglądał do kieliszka i urządzał awantury.

Sąsiedzi widzieli i słyszeli wszystko, omijali go szerokim łukiem. Wiedzieli, iż lepiej się z nim nie zadzierać. Z jego podwórza często rozlegały się wrzaski:

— Wszyscy mi już obrzydli! Haruję od świtu do nocy, was utrzymuję, a w domu żadnego szacunku, same wydatki na was!

Jego ochrypły, pijany głos roznosił się po całej wsi. Krystyna czasem pozwalała sobie na odzywkę:

— Sam się ożeniłeś, sam chciałeś dzieci, to o co teraz krzyczysz? Ile ty sam przepijasz, nie liczysz?

Ale lepiej byłoby, żeby milczała, bo nie dało się go uciszyć.

— Wszyscy mi dość, nie mam spokoju, jeszcze dzieci przeciwko mnie buntujesz! Nie licz, ile wypiłem, swoje piję!

— Krystyna, jak ty to wytrzymujesz? — płakała matka. — Ja bym od niego dawno uciekła, po co się męczyć?

— Trzeba dzieci wychować, mamo. Niech sobie krzyczy, już się przyzwyczaiłam. Wytrzymam dla synów, oni też przywykli.

Sąsiedzi też współczuli Krystynie i dziwili się jej cierpliwości.

— No, ta Krystyna, jak ona to znosi?

Czas mijał. Synowie dorastali. Jeden po drugim, po skończeniu szkoły, wyjechali do miasta, uczyli się w technikum, a potem zostali pracować w fabryce. Do domu wracali rzadko.

— Mamo, nie gniewaj się, iż tak mało bywamy. Nie chce się spotykać z ojcem. Nic dobrego od niego nie usłyszymy, tylko krzyk i obelgi.

Starszy zapewniał:

— JakStarszy syn po ślubie zabrał matkę do miasta, gdzie wreszcie zaznała spokoju, podczas gdy opustoszały dom Mieczysława popadał w ruinę, jakby odzwierciedlając jego zamknięte, niespełnione życie.

Idź do oryginalnego materiału