Marzył tylko o chwili wytchnienia

twojacena.pl 2 tygodni temu

W całej wsi znano i nie lubiono Prokopa za jego nieznośny charakter. Żonaty był z Łucją, spokojną kobietą, ale mającą swoje problemy. Nie mogła dać mu dzieci. Przeżyli razem dwanaście lat, a potomstwa wciąż nie było.

Nagle, jak grom z jasnego nieba Łucja umarła. Jej matka wiedziała, iż córka coś ją trapi, ale ta nigdy się nie skarżyła.

Córuś, jakoś nie najlepiej wyglądzisz ostatnio pytała matka, gdy czasem zaglądała do rodziców.

Nic, mamo, nic. Czasem słabo mi, głowa się kręci, ale przeleżę się i pójdę dalej. Nie martw się uspokajała.

Łucja nie przywykła narzekać, zwłaszcza przed mężem. Ten nie znosił, gdy żona skarżyła się na ból głowy czy inne dolegliwości.

Nie udawaj, znam was, baby! Zawsze coś wam dolega. Pracować się nie chce, to i marudzicie. Nikt cię tu nie będzie żałował odpowiadał jej zwykle.

Minął rok od pogrzebu. Prokop żył sam, ale myśl o ponownym ożenku nie dawała mu spokoju. Samotność ciążyła, choć zdążył się przyzwyczaić do życia jak wilk. Rozglądał się za kobietami.

Trzeba wziąć taką bez dzieci myślał. Nie potrzebuję cudzego potomstwa. Tylko iż wszystkie kobiety w moim wieku już mają brzemię. Musi być młodsza, ale która zechce za mnie pójść

Zdawał sobie sprawę, iż jego charakter nie przysparza mu przyjaciół. Wybór padł na Halinę. Niepozorna, cicha, ale pracowita i skromna.

Pewnego dnia czekał na nią pod domem.

Halinko, chodź no tu zawołał, gdy przechodziła obok.

Podniosła głowę i podeszła.

Dzień dobry szepnęła.

Siema burknął. Słuchaj, patrzę na ciebie a może byś za mnie wyszła? Sam jestem, gospodarka mocna. Będziemy żyć w dostatku, dzieci sobie urodzimy. Nie mam następcy.

Oj, nie wiem zarumieniła się. Muszę spytać mamy.

No to się spytaj, a ja wieczorem wpadnę.

Halina wróciła do domu i oznajmiła:

Mamo, chyba wyjdę za mąż.

Jak to? Za kogo? Żadnego chłopa u ciebie nie widać.

Prokop dziś przyjdzie swatać

Córuś, on od ciebie starszy o dobrą dekadę! Pomyśl, zanim się zdecydujesz. Ma charakter ciężki, złośliwy. Nie bez powodu ludzie szeptają, iż żonę do grobu zapędził.

Mamo, co tu myśleć? Żadni zalotnicy się nie ustawiają, a lata lecą. Może to tylko plotki

Wyszła za Prokopa. Wieś huczała. Jedni litowali się nad Haliną:

Szkoda dziewczyny, weźmie go za mąż, jeszcze pożałuje.

Inni przyznawali:

Prokopowi się poszczęściło. Cichą wziął, będzie mu uległa.

I tak było. Prokop z sąsiadami żył w wiecznej waśni, a teściową brzydził się. Halinę rzadko puszczał do matki.

Tyran, prawdziwy tyran szeptała matka, gdy córka czasem przybiegła ukradkiem.

Dobrze, mamo, wszystko dobrze. Jakoś go udobrucham. Niech sobie gderze, ja tylko w duchu modlę się o cierpliwość.

Och, córuś, z takim zrzędą będziesz całe życie z Bogiem rozmawiać płakała.

Ale Halina urodziła dwóch synów w ciągu pięciu lat. Nie iż Prokop ich nie kochał, ale wyrażał to po swojemu klął i krzyczał. Matka uczyła chłopców:

Trzymajcie się od ojca z daleka.

Chłopcy gwałtownie się nauczyli. Dorastali, ale Prokop wciąż był niezadowolony.

Gdzie te lenie się włóczą? Dom trzymać trzeba, a oni po polach! To ty ich tak wychowujesz! wrzeszczał.

Halina przywykła. Machała ręką i milczała. Młodsza, ale mądrzejsza, całym gospodarstwem kierowała. Tymczasem Prokop coraz częściej sięgał po kieliszek. Sąsiedzi omijali go szerokim łukiem. Z jego podwórza niosły się przekleństwa:

Wszyscyście mi obrzydli! Dniem i nocą haruję, a w domu zero szacunku!

Halina czasem odpowiadała:

Sam chciałeś żony, sam dzieci. O co ci teraz chodzi?

Lepiej było milczeć.

Wyrzutków ze mnie robisz! ryczał.

Halina, jak ty to znosisz? płakała matka.

Dzieci trzeba wychować, mamo. Niech krzyczy.

Synowie wyrośli, wyjechali do miasta, pracowali w fabryce. Odwiedzali rzadko.

Mamo, nie gniewaj się. Wolimy nie słuchać ojca.

Starszy obiecywał:

Jak się ożenię, zabiorę cię do siebie.

Nie, synku. Tu moje miejsce.

Prokop klął jeszcze bardziej. Pewnego ranka Halina weszła do izby. Prokop nie wstał. Leżał na podłodze, tylko charczał.

Lekarz orzekł:

Udar. Potrzebna opieka.

Z hałaśliwego gbura Prokop stał się niemym starcem. Halina wróciła z nim do domu.

No i masz, Prokopie. Chciałeś spokoju teraz będziesz leżał.

Matka pokiwała głową:

Strzeżonego Pan Bóg strzeże Córuś, ciężki los ci przypadł.

Nic, mamo. Dam radę.

Dom zamilkł. Po półtora roku Prokop odszedł cicho.

Młodszy syn wrócił z rodziną. Wnuki wniosły euforia w życie Haliny. Wreszcie nastał spokój.

Idź do oryginalnego materiału