Nauka do egzaminu rozpoczęta
"Mój syn jest w tej chwili w 7 klasie szkoły podstawowej. Powoli w tym roku nauczyciele zaczynają mówić o przygotowaniach do egzaminu 8-klasisty, więc dzieci czują już presję. Widzę, iż syn jakoś skrupulatniej siada do odrabiania lekcji, wieczorami choćby udało mu się wprowadzić nawyk czytania przed snem, więc nadrabia szkolne lektury" – rozpoczyna swój list mama ucznia chodzącego do 7 klasy.
"Jest jednak pewien problem, który syn mocno przeżywa i martwi się, a mąż i ja razem z nim. Mianowicie chodzi o to, iż od 4 klasy syn miał zawsze naprawdę dobrych nauczycieli. M.in. matematykę prowadził pan, który znany był w całej szkole z tego, iż najlepiej przygotowywał klasy do egzaminu kończącego podstawówkę. W 6 klasie jednak matematyk odszedł ze szkoły, a chwilę po nim kolejnych dwóch nauczycieli matematyki, którzy również znani byli z tego, iż dobrze prowadzą lekcje i potrafią nauczyć dzieci".
Decyzja o korepetycjach
Kobieta opowiada, iż syn został w szkole z samymi średnimi nauczycielami: "Ze szkół w ostatnim czasie odchodzi sporo nauczycieli z powodu kuriozalnie niskich pensji i krzywdzących warunków zatrudnienia, jednak w naszej szkole dotyczyło to jakimś trafem przede wszystkim nauczycieli ścisłych. Teraz syn ma matematykę z panią, która specjalnie została dłużej w szkole i zrezygnowała z przejścia na emeryturę, bo po prostu nie ma nauczycieli, którymi będzie można obdzielić wszystkie klasy w szkole.
Do tego kobieta jest naprawdę ciepła, lubi dzieci i pracę w szkole, ale mam wrażenie, iż zupełnie nie radzi sobie z nauczaniem, w którym jest coraz więcej dokumentacji i wykorzystania technologii. Syn zaczął narzekać, iż coraz mniej rozumie, a materiał jest coraz bardziej skomplikowany. Pomyślałam, iż może to czas zapisać go na korepetycje – być może indywidualne wytłumaczenie mu materiału przyniesie lepsze efekty".
Zagłębie nauczycieli, którzy porzucili szkołę
"Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy. Zaczęliśmy szukać w naszym mieście nauczycieli prowadzących dodatkowe lekcje matematyki i nagle dokonaliśmy pewnego odkrycia. Tzw. pocztą pantoflową, gdy pytałam znajomych o polecenie dobrego matematyka dla syna, dowiedziałam się, iż wspomniany świetny matematyk, który go uczył, prowadzi teraz firmę, która zajmuje się wyłącznie korepetycjami.
Okazało się, iż w naszym mieście jest jakieś zagłębie matematyków, którzy zrezygnowali z pracy w szkole. Wszyscy albo prowadzą samodzielne działalności, albo współpracują ze sobą w ramach firm z dodatkowymi zajęciami dla dzieci. Okazało się, iż dużo bardziej opłaca im się założyć firmę, odprowadzać składki do ZUS-u i pracować popołudniami tylko jako korepetytorzy, niż pracować na etacie w szkole i dorabiać sobie pokątnie ucząc matematyki 'po godzinach'.
Zapisaliśmy syna bez problemu do jego ukochanego pana od matematyki. To niebywałe, iż w szkołach z tego powodu prawie już nie ma nauczycieli. Przez to, co rząd zrobił ze statusem nauczyciela, nie powinno nikogo dziwić, iż pedagodzy wolą mieć firmy i uczyć za normalne stawki niż pracować za tzw. psie pieniądze w szkołach" – kończy swój list mama 7-klasisty.