Matka 7-klasisty o nowym przedmiocie: Wolałabym dodatkowy polski, bo płacę fortunę za korki

gazeta.pl 4 dni temu
Zdjęcie: Fot. Maciej Swierczysski / Agencja Wyborcza.pl


Matka 7-klasisty jest przeciwna wprowadzeniu edukacji zdrowotnej. Jak podkreśla, nie wynika to jednak z kwestii ideologicznych. "Syn ma 38 lekcji tygodniowo i codziennie klasówkę, kartkówkę lub odpytywanie. Zwyczajnie szkoda mi jego czasu w takie lekcje. Wolałabym dodatkowy polski, bo płacę 1000 zł za korki" - napisała na portalu X.
Od nowego roku szkolnego do szkół wejdzie nowy przedmiot, który ma zastąpić wychowanie do życia w rodzinie. Mowa o edukacji zdrowotnej, której program powstaje we współpracy z Ministerstwem Zdrowia i Ministerstwem Sportu. Taki pomysł wzbudził jednak bardzo silne emocje. Wszystko dlatego, iż nowy przedmiot ma zawierać elementy edukacji seksualnej.


REKLAMA


Edukacja zdrowotna poróżniała rodziców
Części rodziców podoba się pomysł wprowadzenia takiego rozwiązania. Chociażby dlatego, iż dzieci powinny być nauczone stawiania własnych granic i uświadomione w kwestii tego, czym jest świadoma zgoda. Oburzył również ich fakt, iż środowiska kościelne próbują ingerować w tę kwestię. Całą sytuację opisaliśmy w jednym z artykułów i wywiązała się pod nim żywa dyskusja.


Zobacz wideo 800 plus na dziecko - dużo czy mało?


"Dlaczego na jakimkolwiek przedmiocie nauczanym w szkole mamy kierować się naukami kościoła? Czy na biologii też mamy porzucić nauczanie teorii ewolucji?", "Polska szkoła jest laicka (poza katechezą) i nie musi liczyć się z naukami kościoła" - pisali niektórzy w komentarzach.
Konserwatywnym rodzicom nie podobało się jednak, iż przedmiot nie skupia się jedynie na relacji między mężem a żoną. "Dlaczego na siłę promujemy pozamałżeńskie związki?" - pytał jeden z ojców.
Z kolei wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer w rozmowie z dziennikarzem RMF FM podkreśliła, iż zagadnienia, które wzbudzają tyle kontrowersji, w rzeczywistości stanowią tylko małą część programu. "Edukacja zdrowotna to rzetelna wiedza dotycząca wartości, profilaktyki, aktywności fizycznej, odżywiania, zdrowia psychicznego, zdrowia społecznego, dojrzewania i zdrowia seksualnego, uzależnień, internetu. Edukacja seksualna to 1/10 tego programu" - tłumaczyła.


"Wolałabym dodatkowy polski"
Podobne dyskusje toczą się także na platformie X. Matka ucznia zwróciła jednak uwagę na inny problem, którym wcale nie są odmienne poglądy rodziców. Od dłuższego czasu mówi się o tym, iż program w polskich szkołach jest po prostu przepełniony, a uczniowie borykają się z nadmiarem sprawdzianów i klasówek. Zdaniem internautki niektóre zagadnienia na podstawowych przedmiotach omawia się pospiesznie z powodu braku czasu, dlatego po szkole wielu uczniów chodzi na korepetycje. W opinii kobiety, zamiast wprowadzać nową lekcję, lepiej przeznaczyć tę godzinę na realizację któregoś z podstawowych przedmiotów.


"Zupełnie pomijając kwestie ideologiczne, czas nie jest z gumy. Nie da rady w szkole uczyć o wszystkim. Syn w jest 7 klasie. Ma 38 lekcji tygodniowo i codziennie klasówkę, kartkówkę lub odpytywanie. Zwyczajnie szkoda mi jego czasu w takie lekcje. Wolałabym dodatkowy polski, bo płacę 1000 zł za korki" - twierdziła.


Matka 7-klasisty nie sprecyzowała, na co dokładnie wydaje aż tak dużą kwotę. Najpewniej opłaciła dodatkowe zajęcia z kilku przedmiotów. Warto jednak zaznaczyć, iż z badania instytutu IBRiS dla Santander Consumer Banku wynika, iż na początku roku szkolnego aż 55 proc. rodziców deklarowało zamiar opłacenia korepetycji dla swoich dzieci.
A Ty popierasz wprowadzenie edukacji zdrowotnej? A może zgadasz się z przemyśleniami matki 7-klasisty? Daj znać w komentarzach lub na edziecko@grupagazeta.pl.
Idź do oryginalnego materiału