Matka mojej żony opiekowała się naszymi dziećmi, ale teraz żąda od nas zapłaty

newsempire24.com 2 tygodni temu

Kiedy ja, Marek, ożeniłem się z moją żoną Kasią, miałem już trzydzieści trzy lata. Młodość dawno mnie opuściła – życie nieźle mnie poturbowało na mazurskich bezdrożach, i już od dawna nie czułem się jak jakiś beztroski chłopak.

Zaraz po ślubie postanowiliśmy wziąć kredyt hipoteczny. Ani ja, ani Kasia nie mieliśmy własnych czterech kątów wśród tych surowych jezior i lasów. Comiesięczne raty dusiły nas jak pętla na szyi, a długi rosły jak lawina, która lada chwila mogła nas zmiażdżyć. Cieszyliśmy się chociaż tym, iż nie będziemy do końca życia płacić czynszu obcym ludziom. Ale do dziś drżę na wspomnienie tamtych ponurych czasów, kiedy ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, walcząc o to, by jak najszybciej pozbyć się tego przeklętego kredytu.

Oboje zarabialiśmy przyzwoicie, ale pieniądze znikały szybciej, niż je dostawaliśmy – nie starczało choćby na podstawowe potrzeby. Nie poddawaliśmy się, zaciskaliśmy zęby, pewni, iż kiedyś wydostaniemy się z tej przepaści i będziemy mieć własny dach nad głową. Gdy w końcu spłaciliśmy większość hipoteki, Kasia zaczęła wspominać o dzieciach. Myślałem, iż zwariowała – dzieci? Teraz? Kiedy ledwo zipiemy?

Ale po kilku miesiącach sam złapałem się na tym, iż chcę być ojcem. Czas gonił mnie jak bezlitosny łowca. Słyszałem te mroczne opowieści – po czterdziestce mieć dzieci to jak grać w ruletkę z losem. Lekarze tylko podsycali mój strach, powtarzając, iż muszę się spieszyć, zanim będzie za późno, zanim życie zaśmieje mi się w twarz.

Wkrótce Kasia zaszła w ciążę. Podczas USG przeżyliśmy wstrząs: bliźnięta. Prawie zemdlałem tam, w gabinecie, patrząc na dwie maleńkie sylwetki na ekranie. Kasia też była w szoku – nie mieliśmy pojęcia, jak poradzimy sobie z jednym dzieckiem, a co dopiero z dwójką! Przyrzekłem jej, iż będę przy niej, iż jeżeli padnie z sił, ja przejmę wszystko. Dzieci to nie zabawka.

Wiedziałem, iż po porodzie czeka nas piekło. To ja miałem być jedynym żywicielem, dźwigając na barkach dwójkę niemowląt i żonę, która przez jakiś czas nie będzie mogła pracować. Spokojne życie? To był ponury żart – przed oczami miałem tylko nieprzespane noce i szaleńczy pościg za groszem. Brałem dodatkowe fuchy, harując do upadłego, żeby odłożyć cokolwiek przed narodzinami bliźniąt. Chciałem, żeby niczego im nie brakowało.

Niania nie wchodziła w grę – to by nas dobiło finansowo. A jak mógłbym oddać swoje dzieci w ręce obcej osoby? Bóg wie, co mogłoby się stać! Moja mama ciężko zachorowała kilka miesięcy przed porodem – trafiła do szpitala, więc nie mogłem na nią liczyć. choćby szykowałem się, iż to ja będę musiał jej pomóc, jeżeli nie wyzdrowieje.

Pewnego wieczoru z Kasią wylaliśmy swoje żale przed jej matką, Haliną. I wtedy – cud nad cudami! – zaoferowała nam pomoc. Powiedziała, iż zajmie się wnukami za darmo, iż to będzie dla niej czystą radością. Prawie padłem jej do stóp z wdzięczności – w tej czarnej otchłani była naszym wybawieniem.

Halina zaczęła przychodzić niemal codziennie. Sama się rwała, by pilnować dzieci, pomagać w domu – nie wierzyłem własnym oczom! Gdy dowiedziała się o ciąży Kasi, rzuciła pracę z dnia na dzień, tłumacząc, iż ma dość oszczędności i nie musimy się o nią martwić. Z Kasią skakaliśmy z euforii – Halinie ufałem bardziej niż komukolwiek. Często myślałem, żeby poprosić ją o wsparcie, ale nigdy nie miałem odwagi, bojąc się odmowy.

Staraliśmy się jej jakoś odwdzięczyć – kupowaliśmy jej jedzenie, opłacaliśmy rachunki – bo przecież niemal u nas mieszkała. Bałem się, iż się wykończy, ale ona zarzekała się, iż opieka nad wnukami to jej szczęście, iż na to czekała całe życie. Później dowiedziałem się, iż jej emerytura była pokaźna, starczało jej na wszystko. Ale raz wspomniała, iż marzy o wakacjach za granicą – i, oczywiście, nie miała na to pieniędzy.

A potem runął świat. Halina zażądała, byśmy sfinansowali jej zagraniczną podróż. Twierdziła, iż ponad rok opiekowała się naszymi dziećmi za darmo, ale swoich oszczędności nie ruszy – teraz nasza kolej, by się odwdzięczyć. Stałem jak wryty, a Kasi szczęka opadła. Nie byliśmy krezusami! Każdy grosz, który udawało nam się zaoszczędzić, trzymaliśmy na czarną godzinę – kto wie, co nas czeka, gdy dzieci podrosną?

Jej bezczelność rozpaliła we mnie gniew. Dlaczego nie powiedziała od razu, iż chce zapłaty za swoją pomoc? Dlaczego czekała na moment, gdy jesteśmy na dnie, by rzucić nam to w twarz? Próbowałem się sprzeciwić, ale Halina się obraziła. Od tamtej pory z nami nie rozmawia – trzasnęła drzwiami i przepadła. Tak jej „dobroć” zmieniła się w cios prosto w plecy, który ciągle boli.

Idź do oryginalnego materiału