Matka: "Nie pracuję i mam dziecko w żłobku. Nie jestem pasożytem, taki mamy system"

mamadu.pl 3 godzin temu
Mama, która odprowadza dziecko do żłobka, wraca do pustego mieszkania, parzy sobie kawę, uznawana jest za społecznego pasożyta. Robi tak, jak sama mówi, nie dlatego, iż jest leniwa – tylko dlatego, iż taki model życia na ten moment pozwala jej odzyskać równowagę. Otrzymaliśmy maila od czytelniczki, która szczerze opisała, dlaczego nie wraca do pracy i nie czuje się z tego powodu winna.


Jako matka chcę w końcu odpocząć


Nie wiem, czy mnie opublikujecie, bo takich głosów jak mój raczej się nie pokazuje. Ale może właśnie dlatego warto. Mam dziecko w żłobku i nie pracuję. Nie, nie szukam pracy. Nie mam też firmy "na męża". Jestem zarejestrowana jako bezrobotna, dostaję zasiłek – 1600 zł miesięcznie. Do tego 800 plus. A za żłobek płacę 500 zł mniej, bo państwo dofinansowuje, bo dostaję "aktywnie w domu". Zawsze to o 500 zł mniej za czesne w żłobku. Więc tak, jestem mamą w domu, a moje dziecko chodzi do żłobka.

Niektórzy powiedzą, iż to wygodne. Może i tak. Ale ja wam powiem, iż to dla mnie po prostu życie, które po raz pierwszy od dawna ma jakiś rytm. Macierzyństwo mnie zmęczyło. Ciąża, poród, noce bez snu, emocjonalna karuzela, samotność, brak rozmów z dorosłymi, wszystko na mojej głowie. I choćby kiedy już synek zaczął chodzić, jeść sam i przesypiać noce – ja dalej byłam wykończona. Nie miałam siły myśleć o pracy, rekrutacjach, elastycznych grafikach. Chciałam po prostu... odetchnąć.

I żłobek dał mi ten oddech. Te kilka godzin dziennie, kiedy dziecko jest w bezpiecznym miejscu z rówieśnikami, pod opieką wykwalifikowanych opiekunek, a ja mam czas na wizytę u lekarza, zrobienie zakupów, posprzątanie, zjedzenie ciepłego obiadu albo po prostu... ciszę.

Korzystam, bo jest taka możliwość


W tym kraju matki wszystko robią same. Dziecko, dom, zakupy, opieka, emocje, organizacja, lekarze, szczepienia. Do tego praca – zdarza się, iż za najniższą krajową tak jak było w moim przypadku przed ciążą. A jak się to wszystko zsumuje, to okazuje się, iż bardziej opłaca się być na bezrobociu i dostać zasiłek, niż biegać z wywieszonym językiem między pracą, sklepem, żłobkiem i domem, tylko po to, żeby potem gotować, sprzątać i paść na twarz o 21:00. Ja przynajmniej mam chwilę na ciepłą kawę. I nikt nie udaje, iż to luksus.

Czy to lenistwo? A może w końcu trochę troski o siebie? Nie czuję się gorsza. Wiem, iż są mamy, które wracają do pracy po trzech miesiącach i świetnie sobie radzą. Ale wiem też, iż są takie jak ja – które przez długi czas wszystko niosły na swoich barkach i zwyczajnie pękły.

Nie uważam, iż okradam system. To nie ja te przepisy wymyśliłam. Państwo oferuje pomoc – korzystam z niej. Nie po to, żeby się nachapać, tylko po to, żeby żyć bez ciągłego stresu. Żeby się odbudować, zanim pomyślę o kolejnym kroku. Nie jestem pasożytem. Jestem kobietą, matką, człowiekiem, który potrzebował złapać równowagę.

Mam wrażenie, iż matki w Polsce mają tylko dwa wyjścia: albo wracają do pracy i ledwo zipią, albo zostają w domu i są wyśmiewane. A gdzie miejsce na coś pośrodku? Na chwilę zatrzymania, ale bez wyrzutów sumienia? Nie proszę o oklaski. Proszę tylko, żeby ktoś taki głos jak mój też uznał za ważny.

Mama


(ze żłobkowym dzieckiem i pustym kalendarzem – z wyboru, nie z braku ambicji)


Idź do oryginalnego materiału