Mama spojrzała mi w oczy i powiedziała: „Nie jesteś godny, by zostać naszym zięciem!”
Mam 57 lat. Nie mam rodziny, dzieci, i raczej już ich nie będzie. Nie oczekuję współczucia, nie szukam zrozumienia. Chcę tylko opowiedzieć swoją historię, aby ostrzec rodziców: nie wtrącajcie się w losy swoich dzieci. Nie budujcie za nie ich szczęścia. Bo pewnego dnia możecie zrozumieć, iż zniszczyliście to, co najważniejsze – ich miłość.
Jestem żywym przykładem tego, jak rodzicielska duma i wywyższenie mogą zrujnować życie syna.
Miłość, która była poniżej ich oczekiwań
Miałem 25 lat, kiedy ją poznałem – Kasię. Zwyczajna, dobra dziewczyna z rodziny robotniczej. Nie miała dużych pieniędzy, drogich ubrań ani wpływowych krewnych. Ale posiadała coś, czego inne nie miały – serce, które biło w zgodzie z moim.
Kiedy przyprowadziłem ją do domu, moja matka spojrzała na nią z góry i głośno oznajmiła:
— Taka teściowa nam nie pasuje.
Ojciec poparł ją. Kasię dosłownie wyrzucono na progu naszego domu. Nie słuchali mnie, nie dali mi choćby głosu.
— Jesteś naszym jedynym synem! Wychowaliśmy cię, uczyliśmy, a ty przyprowadzasz do domu biedaczkę?!
Kasia stała cicho, ale widziałem, jak w jej oczach pojawia się ból. Nie zaczęła awanturować się, nie wybuchła płaczem. Po prostu spojrzała mi w oczy, wzruszyła ramionami i odeszła.
Biegłem za nią, próbując przekonać, by pojechała ze mną do innego miasta, by zacząć wszystko od nowa. Ale była mądrzejsza ode mnie.
— Twoi rodzice zrobią wszystko, aby zniszczyć nasze życie — powiedziała. — Nie dadzą nam spokoju. Nie chcę żyć w permanentnej walce.
I odeszła.
Stracone lata
Kilka lat później dowiedziałem się, iż wyszła za mąż za swojego dawnego znajomego. On także pochodził z prostej rodziny, ale zaczęli razem od zera, pracowali, budowali dom i wychowywali dzieci.
Czasami widywałem ją na ulicy. Zawsze uśmiechnięta. Wyglądała na szczęśliwą.
Pewnego dnia nie wytrzymałem i zapytałem:
— Kochasz go?
Spojrzała na mnie z lekkim smutkiem i odpowiedziała:
— W rodzinie najważniejsze nie jest tylko uczucie, ale szacunek, zaufanie i stabilność. Bez nich żadne emocje nie uratują sytuacji.
Nie zgodziłem się z tym. W moim sercu na zawsze pozostawała jedyną miłością.
Jednak nigdy więcej nie spotkałem kobiety, której mógłbym powiedzieć te same słowa.
Samotny dom
Nie ożeniłem się.
Rodzice namawiali mnie, starali się swatać z dziewczynami z „przyzwoitych rodzin”. Ale nie mogłem. Nie chciałem żyć z kobietą, której nie kochałem.
Z upływem lat się pogodzili. Zaczęli prosić mnie przynajmniej o to, bym się żenił i doczekał potomstwa, ale było mi to obojętne.
Minęły lata. Rodzice się zestarzeli, zachorowali, jeden po drugim odeszli.
A ja zostałem w naszym ogromnym domu, sam.
Teraz moi przyjaciele mają rodziny, dzieci, wnuki. Coraz rzadziej się z nimi spotykam, ponieważ nie chcę czuć tego bólu – bólu obcego szczęścia, które mogło być moim.
Obce dzieci – moje pocieszenie
Aby wypełnić pustkę, zacząłem pomagać na placach zabaw – malowałem zjeżdżalnie, naprawiałem huśtawki. Czasami porządkowałem podwórka przedszkoli.
Nie potrzebowałem pieniędzy. Sprzedałem wszystkie rodzicielskie ziemie i dziedzictwo.
Część przeznaczyłem na cele charytatywne, oddałem do szkół, domów dziecka.
Pewnego dnia przyjaciel zapytał mnie:
— Dlaczego nie przekażesz pieniędzy domom opieki?
Uśmiechnąłem się.
— To mój sposób na zemstę na rodzicach, którzy uczynili mnie samotnym.
Tak, to okrutne. Ale teraz wierzę tylko w dzieci. Tylko one – to przyszłość.
A gdy mnie nie będzie, mój dom przejdzie do szkoły, w której się uczyłem. Niech wykorzystają go dla dobra.
Nie mogę już zmienić swojego życia. Ale może uda mi się pomóc innym dzieciom, aby ich losy potoczyły się inaczej.