Mąż kontra syn: Jak uratować rodzinę przed rozpadem?

newsempire24.com 6 godzin temu

Siedziałam w naszej ciasnej kuchni w Łodzi, ściskając zimną filiżankę herbaty, gdy poczułam, jak łzy wzbierają mi w gardle. Mąż, Piotr, i ja mieliśmy dwójkę dzieci, a na pozór wszystko było idealnie: przytulny dom, samochód, stałe dochody. Jednak nasze szczęście niszczył jego siedemnastoletni syn z poprzedniego małżeństwa, Kacper, który mieszkał z nami. Część czasu spędzał u matki, ale coraz częściej osiadał u nas, zamieniając moje życie w koszmar.

Kacper był jak drzazga w sercu. Traktował mnie jak służącą, rozrzucał rzeczy, zostawiał brudne naczynia, a na moje prośby o pomoc tylko przewracał oczami. Najgorzej było, gdy znęcał się nad naszym czteroletnim synem, Jakubem. Widziałam, jak dał mu klapsa tylko dlatego, iż maluch przypadkiem dotknął jego telefonu. Nasza dwuletnia córeczka, Zosia, spała z nami w sypialni, bo w dwupokojowym mieszkaniu nie było miejsca na jej łóżeczko. Gdyby Kacper wyprowadził się do matki, moglibyśmy urządzić pokój dziecięcy.

Ale Kacper nie miał zamiaru wyjeżdżać. Jego szkoła była rzut beretem od naszego domu, więc wygodniej mu było mieszkać z ojcem. Całe dnie spędzał przed komputerem, wrzeszcząc w słuchawkach, przez co Jakub nie mógł zasnąć. Byłam wykończona: gotowałam, sprzątałam, zajmowałam się dziećmi, a on choćby palcem nie ruszył, żeby pomóc. Jego obecność wisiała nad nami jak czarna chmura, zatruwając każdy dzień.

Próbowałam rozmawiać z Piotrem, błagałam, by wytłumaczył synowi, iż lepiej będzie u matki. Jego była żona, Agnieszka, miała przestronne trzypokojowe mieszkanie, gdzie mieszkała sama. A my we czworo tłoczyliśmy się w dwupokojowym, gdzie każdy kąt przypominał o braku przestrzeni. Czy to sprawiedliwe? Gdyby chociaż Kacper dogadywał się z moimi dziećmi, ale on je upokarzał. Jakub, patrząc na niego, zaczął być opryskliwy i marudny, naśladując starszego brata. Bałam się, iż mój syn wyrośnie na takiego samego bezdusznego gbura.

Piotr nie chciał nic zmieniać. „To mój syn, nie mogę go wyrzucić” — powtarzał jak mantrę, nie widząc, jak jego słowa mnie ranią. Kłóciliśmy się o Kacpra prawie każdego wieczoru. Czułam się jak zmęczony koń, ciągnący cały dom, podczas gdy mąż przymykał oczy na zachowanie syna. Miałam dość jego wymówek, jego ślepej miłości do dziecka, które rujnowało naszą rodzinę.

Pewnego dnia nie wytrzymałam. Kacper znowu nakrzyczał na Jakuba, bo rozlał sok, i wtedy wybuchłam:
— Dość! To nie jest hotel, żeby się tak zachowywać! jeżeli ci się tu nie podoba, wracaj do matki!

Tylko się uśmiechnął:
— To mój dom, nigdzie się nie wyprowadzam.

Zadrżałam z bezsilnej złości. Piotr, słysząc sprzeczkę, stanął po stronie syna, oskarżając mnie, iż „nie potrafię znaleźć wspólny język“. Wyszłam do sypialni, tuląc zapłakaną Zosię, i puściłam wodze łzom. Dlaczego mam znosić tego obcego, aroganckiego nastolatka, skoro jego matka żyje w luksusie i choćby o nim nie myśli?

Zaczęłam zastanawiać się, jak rozwiązać ten problem. Może sama porozmawiam z Kacprem? Przekonam go, iż u matki będzie lepiej, iż do szkoły może jeździć autobusem? Ale bałam się, iż wyśmieje mnie w twarz, a Piotr znowu nazwie mnie okrutną. Marzyłam, żeby Kacper zniknął z naszego życia, żeby moje dzieci mogły dorastać w spokoju i miłości. Ale każde jego spojrzenie, każdy ostry gest przypominał mi, iż jest tu jak nieproszony gość, którego nie da się pozbyć.

Czasem wyobrażałam sobie, jak pakuję rzeczy i wyjeżdżam z dziećmi do mojej mamy, zostawiając Piotra sam na sam z jego synem. Ale kocham męża i nie chcę niszczyć naszej rodziny. Pragnę tylko spokoju w naszym domu. Dlaczego mam cierpieć, patrząc, jak Kacper znęca się nad moimi dziećmi, podczas gdy jego matka cieszy się wolnością? Jestem zmęczona złością, zmęczona strachem o moje maluchy. Potrzebuję wyjścia, ale nie wiem, gdzie go szukać…

Idź do oryginalnego materiału