Mężczyzna moich marzeń odszedł od żony do mnie, ale choćby nie przypuszczałam, jakim koszmarem to się obróci

przytulnosc.pl 9 godzin temu

Marcin był bardzo przystojny, tego nie można mu było odmówić. Zarabiał też przyzwoicie i wychował się w dobrej, zamożnej rodzinie, ale najbardziej pociągała mnie jego charyzma. Uroczy, wysoki, z poczuciem humoru i zawsze w centrum uwagi. Wzdychałam do niego jeszcze na studiach. Można powiedzieć, iż była to bezwarunkowa miłość — głupia i ślepa. I kiedy w końcu zwrócił na mnie uwagę, całkowicie straciłam głowę. Stało się to jednak kilka lat po ukończeniu studiów: trafiliśmy do jednej firmy. W końcu ten sam kierunek, tak się często zdarza. Ale myślałam, iż to przeznaczenie.

Wydawało mi się, iż on jest mężczyzną moich marzeń. W młodości wcale nie przeszkadzało mi, iż miał już żonę. Sama wcześniej nigdy nie wychodziłam za mąż i nie wiedziałam, jak to jest, gdy małżeństwo się rozpada. Dlatego nie było mi wstyd, iż Marcin postanowił odejść od żony do mnie. Kto by pomyślał, iż obróci się to dla mnie w takie nieszczęście. Słusznie mówią: na cudzym nieszczęściu nie zbudujesz własnego szczęścia.

Kiedy wybrał mnie, byłam po prostu wniebowzięta i mogłam mu wszystko wybaczyć. Szczerze mówiąc, w życiu codziennym okazał się wcale nie takim księciem jak publicznie. Jego rzeczy ciągle trzeba było zbierać po całym mieszkaniu, a zmywać naczyń kategorycznie odmawiał. Cała praca domowa spadła na moje barki. Ale było mi to obojętne, bo Marcin umiał mnie udobruchać. Potrafił przyjść do domu z ogromnym bukietem chryzantem lub tortem, zorganizować randkę i tak dalej.

O swoim poprzednim małżeństwie zapomniał dość szybko. Nie mieli dzieci, a na ślubie, jak się okazało, nalegali jej rodzice. Co innego ze mną! Ze mną wszystko było inaczej — tak mi mówił.

Ale wiem, w czym był powód. Po studiach bardzo wypiękniałam: chodziłam do kosmetyczki, zrzuciłam parę zbędnych kilogramów i nauczyłam się dobierać ubrania do swojej figury. Nie mogę powiedzieć, iż zamieniłam się z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia. Ale niektórzy znajomi z roku przez cały czas nie poznają mnie na ulicy.

Moje szczęście nie trwało długo, wystarczyło, iż zaszłam w ciążę. Początkowo Marcin był bardzo szczęśliwy, iż będzie miał dziecko. choćby zorganizowaliśmy duże rodzinne przyjęcie z tej okazji. Życzono nam dużo miłości, pomyślności i zdrowia dla malucha. Ten wieczór do dziś pozostaje w mojej pamięci jako jeden z najlepszych. I niczego nie żałuję, gdy go wspominam. Jednak od tego momentu moja bezwarunkowa miłość zaczęła blednąć.

Im większy stawał się mój brzuszek, tym rzadziej widywałam Marcina. Poszłam na urlop macierzyński, więc teraz spotykaliśmy się tylko późnym wieczorem. Zaczął częściej zostawać w pracy, chodzić na imprezy firmowe. Na początku nie miałam nic przeciwko, ale bardzo gwałtownie mi się to znudziło. W końcu prace domowe stawały się coraz trudniejsze do wykonania. I już nie mogłam tak po prostu schylić się, by pozbierać porozrzucane skarpetki.

W tym okresie często nachodziły mnie myśli, czy nie pospieszyliśmy się z dzieckiem? Ale dwa lata małżeństwa wydawały się odpowiednim czasem na to. Wiedziałam, iż uczucia z czasem stygną, ale nie spodziewałam się, iż stanie się to tak szybko. Marcin przez cały czas przynosił kwiaty i czekoladki, ale w tamtym okresie chciałam, żeby po prostu był przy mnie.

Wkrótce stało się oczywiste, iż Marcin nie chodzi na imprezy firmowe bez powodu. Moje koleżanki przy kawie podzieliły się informacją, iż do naszego działu przyszła młoda pracownica. Już wcześniej brakowało nam personelu, a kiedy poszłam na macierzyński, sytuacja stała się zupełnie krytyczna. Taka ironia.

Nie miałam pewności, iż to właśnie ona. Ale mąż na pewno kogoś miał, bo zupełnie zniknęło mu wolne czas. Albo praca, albo spotkanie biznesowe, albo kolejna impreza firmowa, której nie można przegapić. A pewnego razu znalazłam w kieszeni jego marynarki kartkę podpisaną nieznanymi mi inicjałami. Nie wiem, co mną kierowało w tamtym momencie. Odłożyłam kartkę na miejsce i postanowiłam udawać, iż nic nie wiem.

Było bardzo strasznie zostać samą w siódmym miesiącu ciąży, a mąż i tak już zaczął narzekać, iż stałam się całkiem nerwowa. Każda kłótnia kończyła się jego rozczarowanymi westchnieniami. Nie wiem dokładnie, ale zrozumiałam, iż jeżeli poruszę ten temat, to na pewno zostanę sama. Strach przed utratą męża był tak silny, iż nie mogłam myśleć o niczym innym. Jest takie przekonanie, iż jeżeli czegoś bardzo się boisz, to to na pewno się wydarzy.

Bez względu na to, jak pięknie Marcin o mnie zabiegał, dżentelmenem na pewno nie był. Najbardziej okropne słowa, jakie usłyszałam w swoim życiu, to iż nie jest gotowy na dzieci. I iż ma romans na boku. Nie pamiętam już, jak dokładnie to przedstawił, ale w tym momencie wydawało mi się, iż oszaleję.

Sama nie spodziewałam się po sobie, iż znajdę siłę, by złożyć pozew o rozwód. Wydaje się, iż on nie spodziewał się, iż nie będę tolerować jego wybryków. Jak i tego, iż wystawię wszystkie jego rzeczy za próg następnego dnia. W tym momencie cieszyłam się, iż mieszkanie mamy wynajęte i nie musimy go dzielić.

— A co z dzieckiem, pomyśl o dziecku. Jak go utrzymasz?
— Nic. Znajdę pracę w domu. Poza tym rodzice już dawno oferowali mi pomoc. Mama zawsze mówiła, iż jesteś kobieciarzem, trzeba było jej słuchać.

Prawdopodobnie odpowiedzialność za przyszłego syna dodała mi pewności siebie. Sama nigdy nie odeszłabym od Marcina. Ale rozumiałam też, iż z takim ojcem niczego nie zbuduję. A jego zdrada była tak podłym postępkiem, iż nie chciałam mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. Jakby opadła mi zasłona z oczu. Nie, Marcin nie był charyzmatyczny ani wyjątkowy. Po prostu umiał dobrze kłamać i robił to doskonale. Cóż, zawód adwokata do tego predysponuje. Nic dziwnego, iż tak dobrze zarabiał.

Pierwsze kilka miesięcy po rozwodzie, w tym poród, były bardzo trudne. Przeprowadziłam się z powrotem do domu rodziców, co ich bardzo ucieszyło, zwłaszcza wnuk. Nie mogę powiedzieć, iż nie tęskniłam za Marcinem, ale starałam się nie myśleć o nim zbyt dużo. W głębi duszy byłam pewna, iż postąpiłam słusznie i będę mogła dać synowi wszystko, co najlepsze.

Gdy tylko wróciły mi siły, zaczęłam szukać pracy. Wcześniej czasami zajmowałam się tłumaczeniami prawniczymi, a teraz robiłam to w domu. Oczywiście zdarzały się miesiące, gdy to w ogóle nie przynosiło dochodu, ale wtedy wspierali mnie rodzice. A bardzo gwałtownie zdobyłam stałą bazę klientów i pomoc nie była mi już potrzebna.

Kuba gwałtownie rósł i nie zauważyłam, jak minęło pierwsze kilka lat. Zwróciłam na to uwagę, gdy zrozumiałam, iż potrzebuje własnego pokoju. Rodzice bardzo nie chcieli nas wypuszczać, ale chciałam zorganizować dla nas przestrzeń. Potrzebowałam własnego biura, a on — komfortowego miejsca do nauki. W tym momencie mogłam już spokojnie pozwolić sobie na wynajęcie mieszkania.

Od tego momentu wszystko zaczęło się układać. Przedszkole zamieniło się w szkołę, pierwsza klasa w piątą, i po raz pierwszy od długiego czasu znów poczułam szczęście i wolność. Kiedy nagle na horyzoncie znów pojawił się on.

Nasze miasto jest średniej wielkości, ale w naszej branży prawniczej wszyscy się znają. Dlatego Marcinowi nie sprawiło trudności znalezienie mojego biura. W tym momencie pożałowałam, iż nie przeprowadziłam się z synem gdzieś dalej. Były mąż, jak się okazuje, już się wyszalał i bardzo żałował tego, co zrobił. Mówił, iż był zbyt młody i głupi. Że bardzo żałuje, iż nie zna własnego syna. Nalegał na spotkanie.

Sytuacja wygląda następująco: prawo nie zabrania ojcu widywać się z synem. I wiem, iż jeżeli Marcin bardzo zechce, znajdzie sposoby, by dotrzeć do Kuby. Ale boję się choćby dopuszczać do siebie myśli o tym. Od rozmowy minęło już kilka tygodni. Powiedziałam, iż się zastanowię, ale tak naprawdę po prostu nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Chcę znaleźć sposób, by uniknąć spotkania Kuby z ojcem.

Teraz w ogóle myślę, iż to moja kara. Kara za to, iż odebrałam Marcina jego pierwszej żonie. Może rzeczywiście lepiej przeprowadzić się do innego miasta?

Idź do oryginalnego materiału