Miękko wprowadza, twardo zaskakuje

polregion.pl 1 dzień temu

— No więc, tym razem mam nadzieję, iż nie na trzy dni przyjedziecie? Pobędziecie u nas dłużej? Jadwisiu! Dlaczego milczysz?
— Zofio Bronisławo, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Niech Pani nie choruje, dba o siebie! Jak tylko z Witoldem wszystko ustalimy, zaraz zadzwonimy.
Jadwiga gwałtownie odłożyła słuchawkę.
„Brr, trafiają się takie rzeczy”, pomyślała, odkładając telefon, „rozmowa była przecież miła, teściowa wyjątkowo uprzejma, a powód do dzwonienia radosny — jej jubileusz. A jednak od pierwszej sekundy aż do ostatniego słowa pragnęłam, by ta rozmowa się skończyła”.
Jadwiga wcale nie chciała spędzać wymarzonych wakacji z teściową. Długo oczekiwany urlop wreszcie zbiegł się z urlopem męża. Sądziła w głębi duszy, iż istnieją miliony lepszych miejsc, gdzie ona, Witold i dzieci mogliby miło spędzić czas. Próbowała delikatnie zasugerować mężowi, iż może przynajmniej tego lata wypoczęliby gdzieś indziej, a nie w działkowym domku Zofii. Witold był jednak nieugięty. Tak go wychowano. Starszych należy szanować i kochać. To niestosowne nie ucieszyć rodziców wizytą.
* * *

— Jadziu, rodziców widzę może raz w roku. Chcesz, żebyśmy przestali do nich jeździć choćby na wakacje? Dzieci w końcu zapomną, iż mają drugich dziadków w innym mieście.
— Kochany, jak ci to powiedzieć łagodnie… Nigdy nie przyszło ci do głowy, iż te przyjazdy są tak naprawdę tylko dla ciebie?
— O co ci chodzi? — Witold zmarszczył brwi i zdziwiony spojrzał na żonę.
— O to, iż twoi rodzice przywykli żyć bez ciebie, bez twojej rodziny. Dobrze im tak. Nie cierpią z powodu rozłąki z wnukami. Bez tego mają się świetnie.
— Jadziu, co ty mówisz? Skąd takie myśli?
— Stąd, iż twoja mama w korespondencji prosi mnie tylko o jedno: przesłać zdjęcia starszych dzieci czy filmik najmłodszego. I koniec. Nigdy nie pyta, jak się miewają, jak się uczą, czy nie chorują. Wnuki potrzebne jej są tylko po to, by pochwalić się ładnymi fotografiami koleżankom czy sąsiadce. Ładny obrazek, nic więcej. To, co dzieje się naprawdę, już jej nie obchodzi. Wcale nie interesują ją nasze problemy.
— Tu się z tobą nie zgadzam. Po prostu mieszkamy daleko. Nie mają jak posiedzieć z Tadeuszkiem, odprowadzić go do przedszkola czy odebrać starszych ze szkoły. Gdybyśmy mieszkali blisko, wszystko wyglądałoby inaczej.
— Wiesz, Witold… Moja mama też mieszka w innym mieście, a jednak nie przeszkadza jej to przyjechać w każdej trudnej sytuacji. Jest jak sprytny Bociek, zawsze gotowa pomóc. Przypomnij sobie, ile razy w ostatnim roku brała urlop albo zwolnienie, kupowała bilet na pociąg i pędziła do nas na każde zawołanie. U twoich rodziców jakoś tego zapędu nie widzę.
— Tak, Jadziu, teściowa to złoto. Nie przeczę. Jestem Marzenie Janinie bardzo wdzięczny. Nieraz jej to mówiłem. Niezastąpiona nasza pomoc.
— Właśnie. Gdy przyjeżdżamy do niej, zawsze stara się spędzić z chłopakami jak najwięcej czasu. Biega z nimi, jeździ na rowerach, kąpie się w rzece, gra w chowanego, berek, kopie piłkę. Kocha nasze dzieci, a one ją za to uwielbiają. Tak powinno być w rodzinie. Ciepło, troska, miłość.
— Jadziu, czego ode mnie chcesz? Ludzie są różni. Twoja mama to wulkan energii. Wiecznie młoda, pełna życia, krava chodząca. Moi rodzice są starsi, inaczej postrzegają świat. Mam ich więc odwiedzać czy nie?
Jadwiga na chwilę zamilkła, zaciąwszy usta, jakby hamując słowa. Postanowiła jednak nie milczeć.
— Czułam się tam źle. Dzieci też. Nieswojo, niewygodnie. Nie umiem tego dobrze wyrazić.
— Jak to? Dlaczego? Rodzice mają świetny domek, oddają nam osobne pokoje, jest czyściutko, przytulnie, wygodnie. Czego więcej do szczęścia?
— Witoldzie, znasz to przysłowie: „Miękkie ściele, ale twardo śpi”? Idealnie opisuje mój stan u teściowej.
— To niespodziewane. Czemu nie mówiłaś wcześniej? Zawsze myślałem, iż tobie i dzieciom tam dobrze. Wakacje u moich rodziców wydawały mi się idealne. I dziadków odwiedzę, i wam będzie przyjemnie. Więc co jest nie tak, Jadziu?
— Wszystko. Od pierwszej chwili, gdy pojawiamy się całą rodziną w ich progu, idealny, spokojny świat rodziców rozpada się. Byli do tego przyzwyczajeni.
— Nigdy nie zauważyłem. Jadziu, chyba wszystko wymyślasz. Z wiekiem robisz się zbyt drażliwa.
— Witoldzie, najdroższy, ty tam często zajęty jesteś pomocą rodzinie. W działkowym domku rzadko spędzasz czas ze mną czy z dziećmi, zawsze starasz się służyć rodzicom. Ja zaś doskonale słyszę i widzę, co się dzieje. Ich cierpkie komentarze, nieżyczliwe uwagi twojej mamy, nieprzyjemne spojrzenia ojca. Myślisz, iż to miłe? Jesteśmy małżeństwem prawie dziesięć lat, a mam wrażenie, iż Zofia Bronisława wciąż nie pogodziła się z tym, iż to ja zostałam twoją żoną. Ani z tym, iż masz teraz nas wszystkich.
— Co ty opowiadasz, Jadwigo! — Mąż stawał się nerwowy i chciał skończyć przykrą rozmowę.
— Zróbmy tak. Pojedziemy do twoich rodziców, niech
Samochód zatrzymał się dopiero nad Bałtykiem, gdzie Marek obejmując ramieniem Alicję patrzył, jak chłopcy z piskiem wbiegają do fal, czując po raz pierwszy prawdziwą ulgę i wolność. Rodzinne szczęście buduje się na wzajemnym szacunku, nie na przymusie – pomyślał, głaszcząc żonę po dłoni.

Idź do oryginalnego materiału