Słowa rozbrzmiały echem po złocistych korytarzach posiadłości Kowalski, wprawiając wszystkich w osłupienie. Marek Kowalski, miliarder i biznesmen znany w finansowych kręgach jako człowiek, który nigdy nie przegrywa, stanął jak wryty, nie wierząc własnym oczom. Potrafił negocjować z zagranicznymi ministrami, przekonywać akcjonariuszy i podpisywać kontrakty warte miliardy złotych w ciągu jednego popołudnia, ale na to nie był przygotowany. Jego sześcioletnia córka, Zosia, stała pośrodku marmurowej podłogi w niebieskiej sukience, ściskając pluszowego króliczka. Jej mały palec wskazywał prosto na Krystynę sprzątaczkę. Wokół nich stała starannie dobrana grupa modelek eleganckich, wysokich, obsypanych diamentami i owiniętych jedwabiem które wierciły się teraz, wyraźnie zawstydzone. Marek zaprosił je tu z jednym celem: by Zosia wybrała kobietę, którą zaakceptuje jako nową matkę. Jego żona, Agnieszka, odeszła trzy lata temu, pozostawiając pustkę, której nie zdołała wypełnić żadna fortuna ani ambicja. Marek sądził, iż urok i glamur zaimponują Zosi. Że piękno i gracja pomogą jej zapomnieć o smutku. Ale zamiast tego Zosia zignorowała cały ten blichtr i wybrała Krystynę, służącą w prostej czarnej sukience i białym fartuchu.
Dłoń Krystyny podniosła się do piersi.
Ja? Zosiu nie, kochanie, ja jestem tylko
Jesteś dla mnie dobra odpowiedziała cicho dziewczynka, ale jej słowa niosły prostą, dziecięcą pewność. Opowiadasz mi bajki wieczorem, kiedy tata jest zajęty. Chcę, żebyś ty była moją mamą.
Szept zdumienia przemknął przez salę. Kilka modelek wymieniło się ostrymi spojrzeniami, inne uniosły brwi. Jedna choćby wybuchnęła nerwowym śmiechem, który natychmiast stłumiła. Wszystkie oczy zwróciły się ku Markowi. Jego szczęka się zaciśnięta. On, człowiek, którego nic nie mogło zachwiać, został właśnie zaskoczony przez własne dziecko. Wpatrywał się w twarz Krystyny, szukając śladu wyrachowania, oznak ambicji. Ale wydawała się równie zaskoczona jak on. Po raz pierwszy od lat Marek Kowalski nie znalazł słów.
Wieść o tej scenie rozniosła się po rezydencji Kowalskich jak błyskawica. Jeszcze tej samej nocy szepty płynęły z kuchni do szoferów. Upokorzone modelki opuściły posiadłość w pośpiechu ich obcasy dźwięczały po marmurze jak salwy pożegnalne. Marek zamknął się w swoim gabinecie z kieliszkiem koniaku w dłoni, powtarzając w myślach słowa Zosi: *Tato, wybieram ją. Tę panią.* To nie był jego plan. Chciał, by Zosia poznała kobietę, która błyszczy na charytatywnych galach, uśmiecha się do magazynów i przyjmuje gości z klasą podczas dyplomatycznych kolacji. Kogoś, kto odzwierciłby jego publiczny wizerunek. Na pewno nie Krystynę kobietę, którą płacił za polerowanie sreber, składanie prania i przypominanie Zosi o myciu zębów.
A jednak Zosia nie ustępowała. Następnego ranka przy śniadaniu chwyciła swoją szklankę soku pomarańczowego i oznajmiła:
jeżeli jej nie zostawisz, nie będę z tobą rozmawiać.
Marek upuścił łyżeczkę.
Zosiu
Krystyna delikatnie wtrąciła:
Panie Kowalski, proszę Zosia pozostało dzieckiem. Nie rozumie
Przerwał jej ostro:
Ona nie ma pojęcia o świecie, w którym żyję. O odpowiedzialności. O pozorach. I pani też nie.
Krystyna spuściła wzrok, kiwnęła głową. Ale Zosia skrzyżowała ramiona, uparta jak ojciec podczas negocjacji.
W kolejnych dniach Marek próbował przekonać córkę. Proponował jej wyjazdy do Wiednia, nowe lalki, choćby szczeniaka. Ale dziewczynka za każdym razem potrząsała głową:
Chcę Krystynę.
W końcu Marek zaczął obserwować Krystynę uważniej. Zauważył detale: jak cierpliwie zaplatała Zosi warkocze, choćby gdy ta wierciła się niespokojnie. Jak schylała się do jej poziomu, słuchając, jakby każde słowo miało znaczenie. Jak śmiech Zosi brzmiał jaśniej, swobodniej, gdy tylko Krystyna była w pobliżu.
Krystyna nie była wyrafinowana, ale była czuła. Nie nosiła perfum, ale pachniała świeżym praniem i ciepłym chlebem. Nie znała języka miliarderów, ale potrafiła kochać samotne dziecko. I po raz pierwszy od dawna Marek zadał sobie pytanie: czy szukał żony dla wizerunku czy matki dla córki?
Przełom nastąpił dwa tygodnie później podczas balu charytatywnego. Marek, wierny pozorom, zabrał Zosię. Miała na sobie księżniczkową sukienkę, ale jej uśmiech był wymuszony. Gdy rozmawiał z inwestorami, Zosia zniknęła. Ogarnęła go panika, aż w końcu zobaczył ją przy stoł