Wojciech? zaskoczona spojrzała sąsiadka, Teresa Kowal, jesteś w domu? Myślałam, iż jedziesz do Warszawy. Lidia mówiła, iż dopiero za dwa tygodnie się zmienicie.
Dopadło mnie przeziębienie mruknął Wojciech Nowak, zamykając drzwi i odwracając się do sąsiadki.
Coś poważnego? zapytała troskliwie.
Coś takiego! wykrzyknął z oburzeniem Wojciech, kaszlę parę razy, a już cała dzielnica wróży, iż zaraz wyjebieś wszystkich! Lidia musiała iść na własny koszt. Nocą odjechała.
I jak długo zamierzacie tak żyć? dodała z nutą sarkazmu, nie męczy was to już?
Co masz na myśli? zmarszczył brwi Wojciech.
Nie lubił, gdy ktoś wtrącał się w jego rodzinne sprawy, ale tym razem nie powstrzymał się przed odpowiedzią.
Pracuję na zasadzie rotacji!
No i co z tego, Tereso? skrzywił się Wojciech, co ma tu rotacja? Nie jedziemy do pracy na zmiany. Dla nas to po prostu przyjemność.
Przyjemność? zauważyła, patrząc na niego, widzę, iż ostatnio chodzicie po domu jakbyście kąpali się w wodzie! Cieszcie się! Może już przestanecie się z siebie nabijać? Nikt i tak nie doceni.
***
Po ukończeniu studiów córka Wojciecha i Lidy, Jadwiga, od roku szukała pracy w swoim fachu, ale zawsze coś szło nie tak: albo za daleko, albo płaca mała, albo po prostu nie podobało się. Rodzice pocieszali ją, mówiąc, iż w końcu znajdzie to, czego szuka. ale marzenie o wymarzonej posadzie wciąż pozostawało jedynie snem.
W końcu Jadwiga postanowiła wyjechać do Warszawy. Koleżanka z roku podzieliła się, iż znalazła tam miejsce i zaproponowała wspólny wyjazd mając dwie osoby, jest łatwiej i mniej strasznie, bo to przecież inny kraj.
Rodzice nie byli zachwyceni. Twierdzili, iż w domu można się dobrze ułożyć, trzeba tylko poczekać. Jadwiga nigdy nie mieszkała sama, nie miała pojęcia, co to znaczy samodzielnie radzić sobie w wielkim mieście a wynajem mieszkania to nie tania sprawa. Kto weźmie na siebie ten ciężar? Na jak długo? rozmyślali. Mimo ich sprzeciwów, Jadwiga obiecała dzwonić codziennie i przyjeżdżać częstoczęsto, po czym wsiadła w pociąg do Warszawy.
Znalazła się w akademiku, więc nie musiała wynajmować własnego lokum czego nie śniła choćby najbardziej optymistycznie. Na początku przyjeżdżała często, tęskniła, potem wizyty stawały się rzadsze, a kontakt ograniczał się do sporadycznych telefonów.
W Warszawie zakochała się w Kamilie, młodym warszawskim programiście. Ich romans rozwijał się gwałtownie i niedługo doszło do rozmów o małżeństwie. Wojciech i Lidia byli w siódmym niebie: ich córka potajemnie wyznała, iż spodziewa się dziecka.
***
Po ślubie młodzi wynajęli mieszkanie. Kamil stanowczo odmówił zamieszkania z rodzicami. Rodzice Kamila poczuli się urażeni, ale nie wdawali się w spory: Chcesz żyć samodzielnie? Żyj. Ale nie licz na naszą pomoc. Kamil odpowiedział z uśmiechem:
Nie zamierzam liczyć!
Po co tak? zapytała łagodnie Jadwiga, gdy zostali sami to przecież twoi rodzice. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
Nie bój się! objął ją Kamil, wszystko będzie dobrze.
***
I tak było. Wszystko szło gładko. Para dobrze zarabiała, ciąża przebiegała bez komplikacji. Jadwiga przeszła na urlop macierzyński, urodziła zdrową, różową córeczkę Zosię. Dziadkowie nie szczędzili radości, a warszawscy seniorzy odwiedzali wnuczkę co tydzień. Rodzice Jadwigi przyjeżdżali, kiedy tylko mogli: ojciec pracował w nocnej zmianie, a matka dopiero zbliżała się do emerytury.
Wszystko było w porządku, dopóki Kamil nie stracił pracy. Nie stracił, po prostu sam zrezygnował, pewny, iż dostanie lepszą ofertę. Oferta nie nadeszła, a stanowisko przydzielono innemu. Rozczarowany, Kamil popadł w depresję, po której trafił do szpitala psychiatrycznego. Jadwiga była rozdarta między mężem a dzieckiem. Kamil wymagał coraz więcej uwagi, niekiedy więcej niż dwulatka Zosia.
Aż do teściowej
Ciągle powtarzała, iż Jadwiga zupełnie porzuciła jej syna, iż nie dba o niego, choć jedynie siedzi przy jego szyi. Jadwiga reagowała oburzeniem:
Na której szyi? pytała ja jestem na urlopie macierzyńskim!
Więc może już przestań w domu siedzieć! Dziecko ma dwa lata! Idź pracować! Czy chcesz całe życie żyć za naszymi pieniędzmi?!
Jadwiga nie mogła uwierzyć, czy teściowa naprawdę tak myśli, czy tylko udaje. Kamil od pół roku nie pracował, a oni żyli z zasiłku macierzyńskiego i z pieniędzy, które oszczędzili na własne mieszkanie. Rodzice Kamila przekazywali im jedną pensję, a teściowa zarzucała im, iż nie wnoszą nic do domu.
Pewnego dnia Jadwiga opowiedziała o wszystkim rodzicom. Wojciech i Lidia wysłuchali i zasugerowali, żeby poszukać przedszkola na wszelki wypadek.
Po pierwsze, to zajmie trochę czasu powiedziała matka.
Po drugie, jeżeli teściowa podniosła ten temat, raczej nie odpuści dodał ojciec.
A Zosia pozostało mała! szlochała Jadwiga jakie przedszkole?!
Twoją córkę, kochanie, oddaliśmy do żłobka półtora roku temu uśmiechnęła się Lidia i patrz, co z niej wyszła!
Mamo! łzy kipiały w oczach Jadwigi więc nie mogłam inaczej! A teraz co? Dlaczego mam ranić dziecko, bo moja niewyraźna teściowa tego chce?!
Zobacz sama, córko wtrącił Wojciech ale pamiętaj, jeżeli potrzebujesz, pomożemy, jak tylko możemy.
Lidia, słysząc to, wzruszyła ramiona i pomyślała: Ciekawe, czym jeszcze możemy pomóc, skoro dzielą nas 700km!
***
Jeśli coś, to szybciej niż myślałaś.
Miejsce w przedszkolu znalazło się niemal od razu. Jadwiga poinformowała szefostwo, iż po miesiącu wróci do pracy. W tym samym czasie Kamil znalazł nową posadę. Pozostało tylko przyzwyczaić Zosię do przedszkola
***
Przedszkole wymagało, by najpierw przyprowadzić Zosię na godzinę, potem dwie, aż do obiadu. Brzmiało to prosto, ale w praktyce było niewyobrażalnie trudne. Gdy tylko zobaczyła budynek, Zosia zaczęła krzyczeć na całe gardło nie płakała, a ryczała. Tak ryczała tydzień. W szatni chwilowo się uspokajała, ale kiedy tylko zauważyła, iż mama odchodzi, krzyk wznawiała się.
Próbowano, by Kamil ją tam woził bez skutku. Potem rodzice z mężem, potem z rodzicami. Nic nie pomagało. Zostawiali ją w nadziei, iż uspokoi się po ich odejściu, ale nic nie zmieniło się. Dzieciak zdawał się wyczuwać, iż ojciec i matka są w pobliżu i wyładowywał swój strach na wychowawczyni.
W końcu wychowawczynie nie wytrzymały:
Nie martwcie się, to normalne. Przyprowadzajcie Zosię po kilku miesiącach, niech rośnie. Miejsce zostawimy.
Łatwo mówić po kilku miesiącach wykrzyknęła Jadwiga, wracając do domu a ja muszę iść do pracy! Co teraz?
Nie wiem rzucił Kamil ale nie mogу tak cierpieć dziecko.
Twoi rodzice są na emeryturze! zaiskrzyła Jadwiga, widząc w tym rozwiązanie i mieszkają niedaleko! Niech przyprowadzają Zosię!
Dobrze, porozmawiam z nimi odparł Kamil, wahając się, czy uda mu się ich przekonać.
Dziadkowie, początkowo niechętni, w końcu zgodzili się wozić Zosię. I nagle cud! Dziewczynka szła spokojnie do grupy, machając ręką na pożegnanie.
Jednak w południowej porze dzieci zaczęły kłaść się spać, a Zosia zdecydowanie odmówiła położenia się w łóżku. Wychowawczynie dzwoniły do babci, a ona lądowała z torbą lub przywoływała dziadka. System gwałtownie się ułożył, a Zosia przychodziła do przedszkola jedynie do dwunastej.
Rodzice Kamila zaczęli narzekać, iż potrzebny jest stały nadzór, a oni mają bóle pleców i nadciśnienie. Kamil, zmieszany, odpowiedział:
Wiem, ale co teraz zrobić? Dziecko wychodzi po południu, a my w pracy
A my nie możemy się za to podziękować! wybuchła teściowa patrz, jak nas nagrodzono za rok opieki nad dzieckiem!
Nie rok, skorygowała Jadwiga, a kilka miesięcy. To wasz pomysł, by oddać Zosię do przedszkola. Gdybyście tego nie zrobili, siedziałaby w domu i nie byłoby kłopotów.
Czyżbyśmy więc byli winni?! wykrzyknęła matka Kamila, łapiąc męża za rękę i wybiegając z pokoju.
***
Co teraz? zapytał Kamil, kiedy drzwi za rodzicami zatrzasnęły się.
Nie wiem wzruszyła ramiona Jadwiga chyba będę musiała odejść z pracy.
To nie jest rozwiązanie.
Co proponujesz?
Odprowadź Zosię do przedszkola i zostaw ją do wieczora.
A rano? Czy sam ją tam przywieziesz? Nie biorę w tym udziału!
Ale wszystkie dzieci chodzą do przedszkola bez problemu!
Nasza córka nie jest wszystkimi! zakrzyknęła Jadwiga i zaczęła płakać.
W tym momencie zadzwoniła jej matka.
Przyjadę jutro! obiecała Lidia, właśnie wracająca z urlopu. Będziemy mieli cały miesiąc, żeby się z tym uporządkować.
Po rozłączeniu Jadwiga z euforią klasnęła w dłonie:
Jutro przyjedzie mama! oznajmiła mężowi, jesteśmy uratowani.
Wspaniale! odparł Kamil, wreszcie poznam teściową. Mam nadzieję, iż się dogadamy.
Oczywiście, iż się dogadamy uśmiechnęła się Jadwiga mam mamusię, która zawsze coś wymyśli.
Lidia rzeczywiście wymyśliła plan. Zadeklarowała, iż ona i ojciec będą przyjeżdżać na zmianę, żeby sprawować opiekę nad Zosią, bo synowie nie mają takiej możliwości.
Nie gniewaj się, Łucjo pouczała matka, patrząc na zięcia wiek to tylko liczba. Kiedyś mieliśmy siłę, a potem nagle jej nie było.
Nie gniewam odparła Jadwiga ale nie wiem, jak wy dwaj będziecie tu jeździć? A ja mam pracę!
Ja przeorganizuję grafik, a ojciec za dwa tygodnie zostanie emerytem. Wszystko będzie w porządku. A kiedy przyjedzie, Zosia już będzie sama chodziła do przedszkola, więc on tylko ją odbierze. Ma już cztery lata!
Tak postanowiono.
Rano Lidia poprowadziła Zosię do przedszkola; dziewczynka poszła spokojnie, a po dwunastej Lidia usłyszała telefon: trzeba ją odebrać.
***
Od tego czasu Lidia i Wojciech co dwa tygodnie zjeżdżają do Warszawy. Czasem Wojciech zostaje dłużej jest już na emeryturze, wolny człowiek, który odwozi Zosię do przedszkola i odbiera ją o dwunastej, czekając, aż przyjadą rodzice z pracy. Wieczorami wraca do domu i spaceruje po Warszawie, nie z miłości do miasta, ale dlatego, iż nie może patrzeć, jak młodzi budują własne życie.
Nic nie robią, tylko jedzą zamówione jedzenie i oglądają brzydkie kreskówki. Nie rozumiem, jak można tak żyć! mówi do żony, gdy spotykają się na jedną noc.
Ja po prostu znajduję sobie zajęcie wzdycha Lidia pranie, sprzątanie, gotowanie. Co nam zostało? Współczesna młodzież toWojciech w końcu zrozumiał, iż jedyną rzeczą, którą naprawdę może dać swoim bliskim, jest nieustanne wsparcie i bezwarunkowa miłość, choćby gdy życie zmusza ich do nieustannej wędrówki.















