Mój Mąż Zaszokowany, Gdy Powiedziałam, iż Dziecko Może Nie Być Jego — Odpowiedziałam: 'Przynajmniej Nie Jest Twoje’

newskey24.com 5 dni temu

Mój mąż płakał, gdy powiedziałam, iż dziecko może być kogoś innego — a ja na to „Przynajmniej nie twoje”.

No bo serio, czemu faceci tak się przejmują tym DNA? Przecież dobrze wiedział, iż nie byłam świętą, gdy się poznaliśmy. A teraz to ja jestem ta zła, bo wspomniałam, iż dziecko może nie być jego? Oj, dajcie spokój. Przynajmniej miałam odwagę mu powiedzieć, zamiast pozwolić, żeby dowiedział się z testu ojcostwa. Szczerze, myślałam, iż odetchnie z ulgą. No bo widzieliście jego zdjęcia z dzieciństwa?

Krzysztof już planował, jak będzie uczył nasze dziecko jeździć na rowerze i grać w piłkę, więc uznałam, iż muszę trochę ostudzić jego zapał, zanim zbyt mocno przywiąże się do wizji, które mogą się nie spełnić. Odłożyłam telefon, spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam najłagodniej, jak potrafiłam: „Jest szansa, iż dziecko może nie być twoje”.

Cisza, jaka zapadła, była wręcz przytłaczająca. Tablet Krzysztofa wyślizgnął mu się z rąk i z hukiem upadł na stolik kawowy. Patrzył na mnie, jakbym właśnie wyznała, iż jestem kosmitą w ludzkiej skórze. Otwierał i zamykał usta, ale żaden dźwięk nie wydobywał się z jego gardła.

Czekałam, aż przetrawi to, co usłyszał, spodziewając się pytań o logistykę, terminy albo co to oznacza dla naszego małżeństwa. Zamiast tego w jego oczach pojawiły się łzy i po prostu zaczął płakać. Nie krzyczał, nie rzucał się — tylko ciche łzy spływały po jego twarzy, jakbym złamała coś fundamentalnego w jego wnętrzu.

„Co masz na myśli?” — wyszeptał, a głos mu się załamał, jak u nastolatka. „O czym ty mówisz, Zosia?”

Przewróciłam oczami i oparłam się o poduszki kanapy. Właśnie takiej dramatycznej reakcji chciałam uniknąć, mówiąc mu o tym od razu. „Nie zachowuj się, jakbym kogoś zabiła” — powiedziałam, starając się zachować lekki ton. „Przynajmniej nie jest twoje”.

Wyraz twarzy Krzysztofa zmienił się z zranionego na totalnie zdezorientowany. „Co to w ogóle ma znaczyć? Jak to ma mi pomóc?”

Wytłumaczyłam, iż jeżeli dziecko nie jest jego, nie będzie musiał się martwić, iż przekazał mu rodzinne skłonności do depresji i lęków. Nie będzie stresował się, czy odziedziczy po nim alkoholizm dziadka czy cukrzycę mamy. Genetycznie byłoby to czyste pole.

Krzysztof otarł łzy dłonią i zadał pytanie, którego najbardziej się bałam: „No to czyje?”

Powiedziałam, iż nie jestem gotowa wdawać się w szczegóły, iż powinniśmy skupić się na przyszłości, zamiast grzebać w przeszłości. Najważniejsze, iż będziemy mieć dziecko — przecież tego od dawna chciał.

„Naprawdę to takie ważne?” — zapytałam, szczerze nie rozumiejąc jego zawzięcia. „To ty tak bardzo chciałeś dzieci. Daję ci to. Dlaczego DNA ma aż takie znaczenie?”

Krzysztof wstał z kanapy i zaczął chodzić po pokoju jak zwierzę w klatce. Ciągle przepuszczał dłonie przez włosy i mamrotał coś pod nosem. Gdy poprosiłam, żeby mówił głośniej, odwrócił się i rzucił: „Więc okłamywałaś mnie od miesięcy?”

Poprawiłam go, iż nie okłamywałam, tylko zarządzałam informacjami. To duża różnica. Powiedziałam, iż jestem w ciąży — to prawda. Pozwoliłam mu myśleć, iż to jego dziecko — bo wydało mi się to lepsze niż od razu robić aferę o coś, co może nie być problemem.

„Kiedy to się stało?” — zapytał, podnosząc głos. „Kiedy byłaś z kimś innym?”

Odpowiedziałam, iż szczegółowy harmonogram nikomu nie pomoże. Ważne, iż teraz jesteśmy małżeństwem, iż jesteśmy razem i iż będziemy mieć dziecko — bez względu na biologię. Zaproponowałam, żeby skupiliśmy się na rodzicielstwie zamiast roztrząsać dawne romanse.

Krzysztof zaśmiał się, ale nie było w tym ani odrobiny humoru. „Romanse? Chyba zdradę. Zdradziłaś mnie, będąc w związku, i zaszłaś w ciążę z innym facetem”.

Zwróciłam uwagę, iż słowo „zdrada” jest zbyt mocne i oceniające. Miałam po prostu chwilę słabości, gdy nasz związek przechodził kryzys. To nie było zaplanowane, po prostu czułam się zaniedbywana i nieważna.

„Kryzys?” — powtórzył. „Jaki kryzys? Kiedy cię zaniedbywałem?”

Przypomniałam mu wiosnę, gdy pracował do późna prawie każdego wieczoru i ledwo się widzieliśmy. Był zestresowany jakimś projektem i zupełnie wyłączył się z relacji na tygodnie. Czułam się samotna, a gdy ktoś okazał mi zainteresowanie, po prostu na to odpowiedziałam.

Krzysztof patrzył na mnie, jakbym mówiła w obcym języku. „Mówisz o tym, gdy pracowałem nad kontraktem Kowalskiego? Gdy harowałem, żebyśmy mogli kupić to mieszkanie?”

Wytłumaczyłam, iż jego motywacje nie zmieniają faktów. Potrzebowałam wtedy wsparcia, a gdy go nie dostałam, znalazłam je gdzie indziej. To, iż pracował dla naszej przyszłości, nie znaczy, iż moje potrzeby przestały być ważne.

„Więc postanowiłaś mieć romans” — stwierdził sucho.

Znowu go poprawiłam — to nie był romans, tylko przelotna znajomość. Romans sugeruje regularne oszukiwanie i emocjonalne zaangażowanie, a to było tylko chwilowe wypełnienie pustki. Różnica jest kluczowa.

Krzysztof podszedł do okna i stał tam tyłem do mnie przez kilka minut. Gdy się w końcu odwrócił, jego twarz była jak maska. „Potrzebuję powietrza” — powiedział, sięgając po kluczyki ze stolika.

Zawołałam za nim, iż ucieczka nic nie rozwiąże, iż musimy porozmawiać jak dorośli. Ale on już wyszedł, zostawiając mnie samą w mieszkaniu, które kupiliśmy z takim optymizmem zaledwie półtora roku temu.

Czekałam do północy, aż wróci, w końcu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Mai, żeby ponarzekać, jak nieracjonalnie Krzysztof to wszystko odebrał. Maja wysłuchała mnie, po czym powiedziała, iż musi iść spać i odezwie się jutro. choćby ona zdawała się uważać, iż to ja jestem winna.

Następnego ranka łóżko po jego stronie było nienaruszone, a na parkingu brakowało jego samochodu. Nie zostawił ani słowa, ani SMS-a.

Część 2: COFNĄĆ SIĘ W CZASIEPo miesiącach samotnych wieczorów i nieprzespanych nocy w końcu zrozumiałam, iż czasem najtrudniej przeprosić nie innych, ale siebie samą za to, jak bardzo się pogubiłam.

Idź do oryginalnego materiału