Poniżej pełna treść listu.
"Jestem pełna żalu"
"Moja mała córeczka przeżyła okropną wpadkę podczas pierwszego tygodnia szkoły. Sytuacja sprawiła, iż obudziły się we mnie najgorsze instynkty.
Moja córka zmoczyła się podczas lekcji matematyki. Tak, 7-letnia dziewczynka po prostu nie wytrzymała z przepełnionym pęcherzem! Dlaczego? Ponieważ miała zakaz wyjścia do toalety na lekcji!
I niestety, nie skorzystała z tej możliwości na przerwie. Nie dziwię się jej, tłumaczyła przez łzy: tyle się działo, był stres, emocje ogromne. Ktoś zaproponował wspólną aktywność, potem zwiedzali budynek. Czas przerwy minął, zanim zdążyła zauważyć.
Jestem pełna żalu. Oczywiście byłam u nauczycielki, rozmawiałam z nią, wyjaśniłam, iż dla mnie jest zasadą nieludzką niewypuszczanie dziecka do łazienki. Odpowiedziała mi, iż w szkole to ona jest odpowiedzialna za moje dziecko i iż gdyby córka uciekła, zabłądziła lub poślizgnęła się na mokrej podłodze i zemdlała — wina leżałaby po jej stronie.
Nie przyjęłam tego tłumaczenia, chociaż bardzo się starałam zrozumieć. Moja córka jest mądrą, rozsądną dziewczynką. Nie widzę powodu, by miała uciekać. A omdlenie może się jej przydarzyć wszędzie. Dlaczego zakładać najgorszy scenariusz i przez to wywoływać kolejne problemy?
Nauczycielka wie chyba, jak długo dziecka nie ma w klasie? A o ile to jest trudne logistycznie, może warto pomyśleć nad rozwiązaniami systemowymi? Może warto pomyśleć o nauczycielu asystencie?
Zrobić cokolwiek innego niż zakazywać 7-letnim dzieciom zaspokojenia ich fundamentalnej potrzeby!
Niedługo mam spotkanie z dyrekcją szkoły. Żadna rozmowa jednak nie sprawi, iż moja córka zapomni. I ja nie zapomnę jej łez cieknących po czerwonych ze wstydu policzkach, kiedy odebrałam ją ze placówki…
Nie wybaczę nauczycielce tego wstydu, który musiało czuć moje dziecko. o ile zasady nie działają — należy je zmienić, tak by służyły przede wszystkim dzieciom. Nie dorosłym".