Moja teściowa chciała rządzić w MOIM domu. Pokazałam, kto tu rządzi.

newsempire24.com 3 dni temu

Dziś w moim dzienniku zapiszę historię, która nauczyła mnie, iż czasem trzeba postawić twardą granicę, choćby przed rodziną.

Moja teściowa postanowiła wprowadzić swoje zasady w MOIM domu. Przypomniałam jej, kto tu tak naprawdę rządzi.

Tak wyszło, iż musiałam wpuścić do swojego mieszkania teściową. Nie dlatego, iż miałam na to ochotę. Po prostu mój mąż, Wojtek, to wspaniały człowiek i błagał, żebym pomogła – jego matka znalazła się w trudnej sytuacji. Zgodziłam się, zgrzytając zębami. Chciałam zachować spokój w rodzinie. Ale wygląda na to, iż jego mama gwałtownie o tym zapomniała.

Teściowa zaczęła urządzać się u mnie, jakby to była jej posesja. A przecież od razu powiedziałam, iż to moje mieszkanie i nie pozwolę, by ktoś naruszał moją przestrzeń. Nasze relacje nigdy nie były ciepłe. Zawsze miała mi za złe, iż nie tańczę, jak ona zagra. I drażniła mnie jej maniera pouczania i narzucania swojej woli.

Od razu poskarżyła się Wojtkowi. Na szczęście, mój mąż ma rozum – nie dał się wciągnąć w jej gry. Jego matka od początku nie mogła pogodzić się z faktem, iż mieszkanie należy do mnie. Wściekała się, iż nie może rządzić tak, jak zawsze.

Teściowa ma młodszą córkę – Kasię, cztery lata ode mnie. Rok temu wyszła za mąż, już będąc w ciąży. Młoda para zamieszkała z jego rodzicami, ale długo nie wytrzymała. Po pół roku, gdy urodziło się dziecko, Kasia wróciła z powrotem do matki. Teściowa wrzeszczała przez łzy:

— Zniszczyli moją córkę! Jaką ona ma teściową – to wąż, nie kobieta! Wszystko krytykuje, poniża, obraża! Jak można tak traktować synową?

Ledwo się nie roześmiałam. Ta „straszna” teściowa była dokładnie taka sama jak ona. Po prostu jej odbicie w lustrze. No cóż, jak mówią – co zasiejesz, to zbierzesz.

Kasia się nie rozwiódł, mąż dalej pomagał finansowo. Po miesiącu wrócił do żony – teraz już do kawalerki teściowej. Oczywiście, było tam ciasno, a teściowa spała na kuchennej sofie. Z zięciem się nie dogadywała, a Kasia, co zabawne, stawała po stronie męża w kłótniach:

— Mamo, nie waż się niszczyć mojego małżeństwa!

Wtedy powiedziałam teściowej wprost:

— Może niech wynajmą sobie coś?

— A za co? Kasia na macierzyńskim, a on ledwo zarabia. Co oni mogą sobie pozwolić?

— To ich problem. I nas nie dotyczy.

Ale zaczęła coraz częściej wpadać do nas. Najpierw narzekała na los, potem na ból pleców od spania na sofie, w końcu na kłótnie z zięciem. Aż w końcu rzuciła:

— Nie wytrzymam z nimi! Mogę zostać u was? Na trochę?

Chciałam odmówić. Ale Wojtek błagał:

— Mama zostanie tylko dwa miesiące. Rozmawiałem z Kasią, niedługo wynajmą mieszkanie.

Uległam. Ale od razu postawiłam warunki. Teściowa kiwała głową: „Oczywiście, córeczko, wszystko rozumiem”. Pierwsze dwa tygodnie była cicha jak mysz. Ale potem zaczęło się.

Przeorganizowywała przestrzeń. Rozkładała swoje serwetki, przestawiała obrazy, proponowała nowe firanki. Z początku znosiłam to w milczeniu. Potem poskarżyłam się mężowi. Próbował z nią rozmawiać – bez skutku. Mijały miesiące, a „tymczasowo” zmieniło się w pół roku. Kasia, jak się domyślałam, nie myślała o wyprowadzce.

Teściowa coraz częściej czepiała się mnie: „Marnujesz wodę!”, „Źle gotujesz!”, „Nie umiesz sprzątać!” Pewnego dnia wyrzuciła całą moją chemię domową i kupiła szare mydło, które śmierdziało na całe mieszkanie. Oświadczyła: „Chemia to trucizna, wróćmy do tradycji!”

Co więcej, regularnie wyrzucała jedzenie z lodzenia, choćby to, które właśnie przygotowałam. Mówiła, iż „zła energia” albo „niezdrowe dla mojego syna”. W końcu wybuchłam. Tym razem nie biegłam do męża – sama powiedziałam, co myślę:

— Mieszka pani w MOIM mieszkaniu. Zgodziłam się na to TYMCZASOWO. Czas się skończył. Niech pani się pakuje i wraca do córki. Nie potrzebuję drugiej matki. Jestem dorosła i nie pozwolę, by ktoś dyktował mi, jak mam żyć we WŁASNYM domu!

Teściowa się obraziła. Gdy Wojtek wrócił, zaczęła na mnie narzekać. A on tylko rozłożył ręce:

— Rozwiążcie to same. Nie będę się wtrącał.

Wtedy poszła na całość: twierdziła, iż „jest starsza i mądrzejsza”, iż „powinnam być wdzięczna”. Wtedy postawiłam kropkę nad „i”:

— Wdzięczna? Za co? Za to, iż zamieniła pani mój dom w piekło? Nie prosiłam o nauki życia. I na pewno nie pozwolę, by moje mieszkanie stało się oddziałem psychiatryka!

Dałam jej miesiąc na spakowanie się. Niech sami rozwiązują swoje problemy. Dlaczego ja mam być zakładniczką ich chaosu? Z własną córką nie dała rady, a teraz chce zrujnować życie mnie?

Nie, dziękuję. Dość. W moim domu – moje zasady.

**Lekcja na dziś:** choćby wobec rodziny trzeba czasem zachować twardą rękę. Ustępstwa nie mogą oznaczać rezygnacji z własnego komfortu.

Idź do oryginalnego materiału