Mam na imię Dawid, moja żona to Natalia. Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat i teraz oczekujemy narodzin dziecka. Lekarze powiedzieli nam, iż urodzi się chłopiec. Zawsze marzyłem o synu. Chciałem nadać mu imię Aleksander. Brzmi to przecież dumnie: Aleksander Dawidowicz.
Okazało się jednak, iż moja żona ma zupełnie inne plany. Już dawno obiecała sobie, iż jeżeli będzie miała syna, nazwie go imieniem swojego ojca, który zmarł kilka lat temu. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż jej tata miał na imię Wacław. A ona chce, żeby nasz syn też tak się nazywał. Jestem stanowczo przeciwny, bo w mojej opinii Wacław Dawidowicz zupełnie nie brzmi.
Już nie wiem, co mam mówić, żeby przekonać Natalię do mojego pomysłu. Ona ciągle stara się przeforsować swoje zdanie i choćby nie daje mi prawa głosu. Gdybym sam się nie odezwał, to jestem pewien, iż choćby nie zapytałaby mnie o zdanie. Oczywiście przedstawiłem jej swoją perspektywę, ale całkowicie ją zignorowała. Jest przekonana, iż to matka powinna wybierać imię dla dziecka, bo to ona je urodzi. Mógłbym się z tym zgodzić, ale uważam, iż to bardzo egoistyczne podejście.
Rozmawiałem o tym z moją mamą, bo kiedyś opowiadała mi, iż z tatą mieli podobny konflikt. Mama powiedziała mi coś, co dało mi do myślenia: “Wy nie próbujecie wybrać imienia dla dziecka – wy tylko chcecie postawić na swoim.”Uświadomiłem sobie, iż to prawda.
Może faktycznie powinienem spróbować przekazać Natalii słowa mojej mamy. Bo jeżeli przez cały czas będziemy się kłócić, nigdy nie dojdziemy do kompromisu. Skończy się tym, iż któreś z nas pójdzie w tajemnicy do urzędu i zarejestruje dziecko bez zgody drugiego.
Pytałem też o zdanie moich znajomych, którzy mają dzieci. I niestety, ich historie mnie nie pocieszyły. Jedni przez pół roku kłócili się o imię, zanim znaleźli kompromis, inni po prostu pozwolili żonom wybrać imiona bez dyskusji. Ten drugi scenariusz jest dla mnie trudny do zaakceptowania, bo wtedy czuję, jakby mężczyzna nie miał w małżeństwie nic do powiedzenia.
Nie twierdzę, iż żona powinna słuchać męża we wszystkim. Wręcz przeciwnie – zawsze uważałem, iż w związku powinna panować równowaga. I decyzje dotyczące tak ważnych kwestii powinniśmy podejmować wspólnie.
Nie wiem, jak rozwiążemy ten problem. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to znalezienie wspólnego rozwiązania, które zadowoli nas oboje. Można mówić, iż to mąż jest głową rodziny, ale przecież razem będziemy wychowywać nasze dziecko. A ja naprawdę chcę, żeby nasz syn dorastał w atmosferze miłości i spokoju. Wiem, jak wygląda dom, w którym rodzice się nie kochają – nie chcę, żeby moje dziecko musiało przez to przechodzić.
Na razie nie mamy rozwiązania. Co w takiej sytuacji zrobić?