Może ma rację? Mają rodzinę i niedługo narodziny dziecka – jak to będzie wyglądać, gdy z nimi mieszkasz?

newsempire24.com 12 godzin temu

10 września 2023

„Grażynka, może Olga ma rację? Oni mają rodzinę, niedługo urodzi się dziecko. Jak to będzie wyglądało, iż ty z nimi mieszkasz?” – powiedziała mi mama. „A dlaczego ja mam się nad tym zastanawiać? To mieszkanie jest tak samo moje, jak jej!” – odparłam, ale w głębi poczułam, jak uraza i wątpliwości ściskają mi serce. Ta rozmowa z mamą stała się ostatnią kroplą. Życie z siostrą i jej mężem w jednym mieszkaniu stawało się coraz trudniejsze, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak mamy się wszyscy dogadać.

Ja i Olga jesteśmy siostrami, a mieszkanie, w którym żyjemy, odziedziczyłyśmy po babci. Jest duże, trzypokojowe, w centrum Warszawy – prawdziwy skarb. Babcia zapisała je nam obu, żebyśmy mogły dzielić je po równo. Kiedy Olga wyszła za mąż za Krzysztofa, przeprowadzili się tu, a ja wtedy mieszkałam w innym mieście, wynajmowałam kawalerkę i nie protestowałam. Ale rok temu wróciłam – moja praca przeszła na tryb zdalny i uznałam, iż nie ma sensu płacić czynszu, skoro mam swój udział w tym mieszkaniu.

Na początku wszystko było w porządku. Olga i Krzysztof to dobrzy ludzie, z siostrą zawsze się dogadywałyśmy. Starałam się nie przeszkadzać – zajmowałam jeden pokój, pomagałam w sprzątaniu, robiłam zakupy. Ale gdy Olga zaszła w ciążę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Krzysztof coraz częściej sugerował, iż może powinnam pomyśleć o wyprowadzce. „Grażyna, jesteś młoda, możesz sobie coś wynająć” – mówił z uśmiechem, ale wyczuwałam w jego słowach ukryty przekaz. Olga milczała, ale widziałam, iż się z nim zgadza.

Mama, dowiedziawszy się o napięciu, stanęła po ich stronie. „Grażynko, oni mają rodzinę, dziecko w drodze. Potrzebują przestrzeni. A ty jesteś sama, tobie łatwiej” – powtarzała. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Łatwiej? To mieszkanie jest moje z prawa, mam do niego takie samo prawo jak Olga! Dlaczego mam ustąpić tylko dlatego, iż oni będą mieli dziecko? Ja też chcę żyć w swoim domu, budować własne życie. Ale słowa mamy zabolały. Może naprawdę jestem egoistką? Może powinnam odejść, żeby nie psuć ich rodzinnego szczęścia?

Wspólne życie stawało się coraz cięższe. Olga zaczęła irytować się drobiazgami – raz puszczałam muzykę za głośno, innym razem zajęłam łazienkę, gdy ona potrzebowała. Krzysztof pewnego dnia zauważył, iż z dzieckiem będą potrzebować mojego pokoju na dziecięcy kącik. Próbowałam rozmawiać spokojnie: „Słuchajcie, dogadajmy się. Mieszkanie jest wspólne, nie mam nic przeciwko pomocy, ale wyrzucać mnie – to niesprawiedliwe”. Olga westchnęła: „Grażyna, nikt cię nie wyrzuca. Ale rozumiesz, iż będzie nam ciasno”. Rozumiałam, ale czułam się jak w potrzasku.

Postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. „Mamo, dlaczego ja mam się wyprowadzać? To mój dom, ja też tu chcę żyć. Dlaczego Olga z Krzysztofem nie szukają własnego mieszkania?” Mama odparła, iż oni są młodzi, mają w planach dziecko, a ja „jeszcze zdążę się urządzić”. Ale mam 29 lat, nie jestem dzieckiem – mam swoje życie, swoje plany. Pracuję, płacę rachunki, kupuję jedzenie. Dlaczego mój udział w mieszkaniu nagle stał się mniej ważny?

Zaczęłam myśleć, jak rozwiązać tę sytuację. Sprzedać swoją część? Ale kocham to mieszkanie, tu minęło moje dzieciństwo i młodość. Poza tym sprzedaż udziału w wspólnym lokalu to skomplikowana sprawa, a Olga z Krzysztofem raczej nie będą mogli go wykupić. Wynająć coś sama? To możliwe, ale wtedy wszystkie moje oszczędności pochłonie czynsz, a marzenia o podróży lub samochodzie odejdą w niepamięć na lata. Zaproponowałam siostrze prawny podział mieszkania, żeby każda miała swoją część, ale odmówiła: „Grażyna, to bez sensu, dzielić jedno mieszkanie. Lepiej żyj swoim życiem”.

Te słowa zabolały mnie najbardziej. Swoim życiem? A to mieszkanie to nie część mojego życia? Zaczęłam czuć się obco we własnym domu. Olga i Krzysztof już planują, gdzie stanie łóżeczko, a ja siedzę w swoim pokoju i zastanawiam się, co dalej. Mama dzwoni prawie codziennie, namawia do ustąpienia. „Grażynka, rodzina to najważniejsze. Pomyśl o siostrzeńcu czy siostrzenicy” – mówi. Ale ja też chcę być częścią tej rodziny, a nie czuć się jak intruz.

Wczoraj porozmawiałam z przyjaciółką, która jest prawniczką. Poradziła mi sporządzić umowę o korzystaniu z mieszkania lub choćby podzielić je przez sąd, jeżeli nie znajdziemy kompromisu. Ale nie chcę iść na sąd – to przecież moja siostra, moja rodzina. Zaproponowałam Oldze i Krzysztofowi inną wersję: jestem gotowa płacić więcej za media i wziąć na siebie część remontu, jeżeli przestaną na mnie naciskać. Obiecali pomyśleć, ale widzę, iż im to nie pasuje.

Teraz stoję przed dylematem. Może mama ma rację i powinnam odejść dla ich szczęścia? Ale wtedy czuję, iż zdradzam samą siebie. To mieszkanie to nie tylko ściany – to wspomnienia o babci, o naszym dzieciństwie z Olgą. Nie chcę tego tracić. Wierzę, iż możemy znaleźć rozwiązanie: może podzielimy pokoje, ustalimy grafik, żeby wszystkim było wygodnie. Chcę, żeby mój przyszły siostrzeniec czy siostrzenica dorastali w miłości, a nie w kłótniach.

Ta sytuacja nauczyła mnie doceniać swój dom, ale też pokazała, jak trudno walczyć o swoje prawa, gdy chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, iż Olga i Krzysztof mnie zrozumieją, a mama przestanie widzieć we mnie tylko „młodszą siostrę, która powinna ustąpić”. Chcę być częścią ich życia, ale nie kosztem własnego szczęścia. Może czas wszystko ułoży i znajdziemy sposób, by żyć razem jak prawdziwa rodzina.

Dzisiaj zrozumiałem, iż czasem najtrudniejsze decyzje to te, które musimy podjąć nie przeciwko innym, ale dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału