„Gosia, może Ola ma rację? Oni mają swoją rodzinę, niedługo urodzi im się dziecko. Jak to będzie wyglądało, iż ty z nimi mieszkasz?” — powiedziała mi mama. „A dlaczego ja mam się nad tym zastanawiać? To mieszkanie jest tak samo moje, jak jej!” — odparłam, ale w głębi duszy poczułam, jak uraza i wątpliwości ściskają mi serce. Ta rozmowa z mamą była ostatnią kroplą. Życie z siostrą i jej mężem pod jednym dachem stawało się coraz trudniejsze, no i zaczęłam się zastanawiać, jak tu znaleźć wspólny język.
Ja i Ola jesteśmy siostrami, a mieszkanie, w którym teraz żyjemy, dostałyśmy od babci. To duże, trzypokojowe, w samym centrum Wrocławia — prawdziwy skarb. Babcia zapisała je nam obu, żebyśmy mogły dzielić je po połowie. Kiedy Ola wyszła za mąż za Krzysztofa, wprowadzili się tu, a ja wtedy mieszkałam w innym mieście, wynajmowałam pokój i nie miałam nic przeciwko. Ale rok temu wróciłam — moja praca przeszła na home office i stwierdziłam, iż nie ma sensu płacić za wynajem, skoro mam swoją część w tym mieszkaniu.
Na początku było w porządku. Ola i Krzysztof to dobrzy ludzie, z siostrą zawsze się dogadywałyśmy. Starałam się nie przeszkadzać — zajmowałam jeden pokój, pomagałam w sprzątaniu, robiłam zakupy. Ale kiedy Ola zaszła w ciążę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Krzysztof coraz częściej napomykał, iż może powinnam pomyśleć o wyprowadzce. „Gosia, jesteś młoda, możesz coś wynająć” — mówił z uśmiechem, ale czułam w tym ukryty przekaz. Ola milczała, ale widziałam, iż się z nim zgadza.
Mama, kiedy tylko dowiedziała się o napięciu, stanęła po ich stronie. „Gosiu, oni są rodziną, dziecko w drodze. Potrzebują przestrzeni. A ty jesteś sama, tobie łatwiej” — powtarzała. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Łatwiej? To mieszkanie jest moje z prawa, mam do niego takie samo prawo jak Ola! Dlaczego mam ustąpić tylko dlatego, iż oni będą mieli dziecko? Ja też chcę żyć w swoim domu, budować własne życie. Ale słowa mamy mnie zraniły. Może rzeczywiście jestem egoistką? Może powinnam wyjść, żeby nie psuć im rodzinnego szczęścia?
Życie razem stawało się coraz cięższe. Ola zaczęła irytować się drobiazgami — iż za głośno puszczam muzykę, iż zajmuję łazienkę, kiedy ona potrzebuje. Krzysztof pewnego dnia rzucił, iż z dzieckiem będą potrzebowali mojego pokoju na dziecięcy. Starałam się rozmawiać spokojnie: „Kochani, dogadajmy się. Mieszkanie jest wspólne, nie mam nic przeciwko pomocy, ale wyrzucać mnie — to nie w porządku”. Ola westchnęła: „Gosia, nikt cię nie wyrzuca. Ale sama rozumiesz, będzie ciasno”. Rozumiałam, ale czułam się jak zwierzę w klatce.
Postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. „Mamo, dlaczego ja mam się wyprowadzać? To mój dom, też chcę tu żyć. Dlaczego Ola i Krzysztof nie szukają swojego mieszkania?” Mama odpowiedziała, iż oni są młodzi, dziecko w drodze, a ja „jeszcze zdążę się urządzić”. Ale mam 29 lat, nie jestem dzieckiem, mam swoje plany. Pracuję, płacę rachunki, robię zakupy. Dlaczego moja część nagle stała się mniej ważna?
Zaczęłam myśleć, jak rozwiązać tę sytuację. Sprzedać swoją część? Ale kocham to mieszkanie, tu spędziłam dzieciństwo i młodość. Poza tym, sprzedaż części wspólnego mieszkania to skomplikowana sprawa, a Ola z Krzysztofem i tak pewnie nie będą mieli pieniędzy na wykup. Wynająć coś sama? To możliwe, ale wtedy moje oszczędności pójdą na czynsz, a marzenia o podróży czy samochodzie odłożą się na lata. Zaproponowałam siostrze prawny podział, żeby każda miała swoją część, ale odmówiła: „Gosia, bez sensu dzielić jedno mieszkanie. Lepiej żyj swoim życiem”.
Te słowa zabolały mnie najbardziej. Swoim życiem? A to mieszkanie to nie część mojego życia? Zaczęłam czuć się obco we własnym domu. Ola i Krzysztof już planują, gdzie stanie łóżeczko, a ja siedzę w swoim pokoju i myślę, co dalej. Mama dzwoni prawie codziennie, namawia, żeby ustąpić. „Gosiu, rodzina to najważniejsze. Pomyśl o siostrzeńcu czy siostrzenicy” — mówi. Ale ja też chcę być częścią tej rodziny, a nie czuć się zbędna.
Wczoraj pogadałam z koleżanką, która jest prawniczką. Doradziła mi spisanie umowy o użytkowaniu mieszkania albo choćby podział przez sąd, jeżeli nie znajdziemy kompromisu. Ale nie chcę iść tą drogą — to przecież moja siostra, moja rodzina. Zaproponowałam Oldze i Krzysztofowi inne wyjście: będę płacić więcej rachunków i zrobię część remontu, jeżeli przestaną na mnie naciskać. Obiecali, iż pomyślą, ale widzę, iż im to nie pasuje.
Teraz stoję przed dylematem. Może mama ma rację i powinnam wyjść dla ich szczęścia? Ale wtedy czuję, iż zdradzam samą siebie. To mieszkanie to nie tylko ściany — to wspomnienia po babci, o naszym dzieciństwie z Olą. Nie chcę tego tracić. Wierzę, iż możemy znaleźć rozwiązanie: może podzielimy pokoje, ustalimy grafik, żeby wszystkim było wygodnie. Chcę, żeby mój przyszły siostrzeniec czy siostrzenica dorastali w miłości, a nie w kłótniach.
Ta sytuacja nauczyła mnie doceniać swój dom, ale też pokazała, jak trudno walczyć o swoje prawa, gdy chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, iż Ola i Krzysztof mnie zrozumieją, a mama przestanie widzieć we mnie tylko „młodszą siostrę, która musi ustąpić”. Chcę być częścią ich życia, ale nie kosztem własnego szczęścia. Może czas wszystko ułoży i znajdziemy sposób, żeby żyć razem jak prawdziwa rodzina.