"Musiałam się zapożyczyć, by wysłać syna na obóz. Pracuję i nie mam wyjścia"

mamadu.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Kolonie i obozy potrafią zrujnować domowy budżet. fot. Andrzej Zbraniecki/East News


Oferta obozów i kolonii jest bardzo bogata, ale też droga. Rodzice łapią się za głowy i zastanawiają, skąd na to wszystko wziąć? A jeżeli ktoś ma dwójkę lub trójkę dzieci, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Spotkanie z koleżankami uświadomiło mi, z czym za kilka lat będę musiała się zmierzyć.


Kolonie i obozy są dla rodziców ogromnym ułatwieniem w planowaniu wakacji. Bo kiedy mama i tata idą do pracy, z dzieckiem przecież trzeba "coś zrobić". Babcie, dziadkowie i zorganizowane wyjazdy pomagają ogarnąć szarą rzeczywistość. Jednak gdy przyjrzymy się temu bliżej, może się okazać, iż wcale tak kolorowo nie jest.

Tanio? A gdzie tam!


Dawniej kolonie kosztowały grosze. Domowy budżet nie odczuwał, iż przyszły wakacje. Dzieci spały w szkołach, dużych ośrodkach, spacerowały po łąkach, polach i lasach lub bawiły się na plaży. Wychowawczynie pilnowały, by nikomu nie stała się żadna krzywda i tak naprawdę kilka więcej należało do ich obowiązków. Teraz to wygląda zupełnie inaczej. Obozy językowe, taneczne, sportowe. Zajęcia, treningi, parki trampolin i sale zabaw.

– Mój syn ma tyle zajęć na tym obozie, iż choćby połowy nie jestem w stanie wymienić. Dzień mają wypełniony po brzegi, od rana do wieczora. Fajnie to wszystko zorganizowane, no ale za takie pieniądze to wiadomo, iż muszą się postarać. 10-dniowy wyjazd kosztował mnie ponad 3 tysiące – mówi mi Sandra.

– Krucho u nas w tym roku z kasą, no ale przecież dziecku nie mogę odmówić. Julek tak strasznie chciał pojechać na obóz piłkarski. Dwa tygodnie nad morzem, w jakimś wypasionym ośrodku. Trenerzy, rozgrywki, mecze. Wszystko na najwyższym poziomie. Podobno choćby dieta jest jakaś specjalna. No i co miałam zrobić? – pyta Marta, a ja czekam na dalszy rozwój wydarzeń.

– Przegadywaliśmy to z mężem wiele razy. Liczyliśmy z każdej strony, no ale nijak nam to nie wychodziło. Potrzebowaliśmy 4 tys. złotych na obóz i kilku stówek na jakieś nowe ubrania, buty, plecak. Wiadomo, coś synowi do portfela też musieliśmy dać. 5 tys. było potrzebne na już, a my nie mieliśmy żadnego pomysłu, jak w szybkim tempie pomnożyć nasz domowy budżet. No nie miałam wyjścia, musiałam pożyczyć od rodziców. Dobrze, iż im udało się odłożyć.

Nawet nie chcę myśleć, co poczułby mój syn, gdybym zniszczyła mu wakacyjne plany. Wiem, jak bardzo mu zależało. Poza tym, taki wyjazd też trochę ratuje nam życie. Przez dwa tygodnie nie musimy się martwić o opiekę. Pracujemy od 8 do 16, zanim wrócimy do domu, jest przed 17. Trudno to ogarnąć. A tak to syn siedzi na tym obozie, a my w spokoju możemy zająć się tutejszymi obowiązkami. Tylko teraz się zastanawiam, skąd ja wezmę kasę na oddanie? – kontynuuje.

Szczerze? Nie zazdroszczę. Z jednej strony nie lubimy, a czasami choćby i nie umiemy odmawiać naszym dzieciom, a z drugiej co ma zrobić rodzic, którego nie stać na wykupienie dziecku takiego wyjazdu?

A wyobraźmy sobie, iż ktoś ma dwójkę dzieci, które chcą wyjechać na kolonie. 10 tys. rozpryśnie się w mgnieniu oka. Dla jednych to mało, a dla niektórych roczne oszczędności.

Idź do oryginalnego materiału