"Muszę wam podziękować. Wam, uczniowie, bo zmieniliście całe moje życie"

mamadu.pl 3 miesięcy temu
Zdjęcie: Wystarczyło zmienić podejście do uczniów, by zauważyć efekty. fot. halfpoint/123rf


Piszą do nas rodzice, którym zdarza się wychwalać lub krytykować zachowanie nauczycieli. Wyrażają swoje poglądy i opinie. Dzielą się z nami tym, co dobre i tym, co złe. Tym razem otrzymaliśmy list od nauczycielki. List przepełniony szczerością, odwagą i emocjami. Chwyta za serce i pokazuje, jak to wygląda z drugiej strony. Zza biurka.


"Jestem nauczycielką z 20-letnim stażem. Wiele widziałam, choć czasami kierowałam wzrok w drugą stronę. Słyszałam jeszcze więcej, ale niekiedy udawałam, iż pewne słowa do mnie nie dotarły. Życie nauczyciela nie jest usłane różami, jak to niektórym się wydaje" – czytamy we wstępie.

Tylko wymagałam


"Fizyka nie jest przedmiotem uwielbianym przez uczniów. Wagary czy nieprzygotowania są na porządku dziennym. Uczniowie wiedzą, iż gdzieś dzwoni, ale w którym kościele? Wiem, iż mówią (a adekwatnie mówili) o mnie 'wymagająca fizyca'. Niektórzy nie kryją niechęci do tego przedmiotu. Udają, iż słuchają, ale czy wszystko rozumieją, to mam pewne wątpliwości.

Przez pierwszych 10 lat pracy byłam święcie przekonana, iż uczniowie za mną nie przepadają. Że mnie nie lubią. Miałam rację. Byłam zła sama na siebie. Czułam bezradność, niesprawiedliwość. Złość. Zdarzało się, iż płakałam w poduszkę. Zarzucałam sobie niekompetencje. Złe podejście do młodzieży. Dopiero po 10 latach coś zrozumiałam. Otworzyłam oczy i inaczej spojrzałam na świat.

Zmiany, wielkie zmiany


Zmieniłam podejście do młodzieży, zmieniałam sposób nauczania. Na wszystko zaczęłam patrzeć z większym spokojem, uważnością. Delikatniej, mniej wymagająco. Bez presji. Przestałam wymagać od siebie perfekcjonizmu, a od uczniów doskonałości. Pamiętam dzień, w którym usiadłam za biurkiem. Wypuściłam z siebie powietrze i nieco zgarbiłam plecy. Zmieniając postawę, zmieniłam tak naprawdę wszystko.

Zaczęłam patrzeć na nich, jak na równych sobie, jak na ludzi, których chcę czegoś nauczyć, a nie na uczniów, którzy coś muszą. Na efekty nie musiałam długo czekać. Przestali opuszczać lekcje, przestali notorycznie zgłaszać nieprzygotowania. Ze sprawdzianów otrzymywali lepsze oceny, dopytywali, gdy czegoś nie rozumieli.

Moje życie


Przez 10 lat byłam spiętą nauczycielką, która wymaga. Nie miałam poczucia własnej wartości, nie wierzyłam w siebie i swoje umiejętności. Czułam, iż nie jestem akceptowana, iż nie mam w szkole 'przyjaciół'. Byłam zakompleksioną babką od fizyki. Nie miałam mężczyzny, zbyt wielu znajomych. Po pracy wracałam do domu i nie miałam do kogo ust otworzyć.

Jednak kiedy trochę odpuściłam i zaczęłam inaczej patrzeć na młodzież, zobaczyłam uśmiech na ich twarzach. Usłyszałam: 'Dziękuję', 'Teraz wiem, o co w tym zadaniu chodzi'. Poczułam, iż coś się we mnie zmienia. Że mogę, umiem, potrafię. Że jestem coś warta, iż fajna ze mnie kobieta. Kobieta i nauczycielka. To dzięki moim uczniom otworzyłam się na świat i na pewne sprawy zaczęłam patrzeć z innej perspektywy.

Zaczęłam nowe życie, którym żyję po dziś dzień. Wyszłam za mąż, urodziłam dwójkę dzieci. Poczułam, iż jestem na dobrej ścieżce, iż podążam we adekwatnym kierunku. Zmierzam tam, gdzie powinnam.

I choć nigdy nie powiedziałam wam tego wprost, to teraz napiszę, z nadzieją, iż przeczytacie. Dziękuję, bo to dzięki wam zobaczyłam, co w życiu jest ważne. To wy pokazaliście mi, iż wystarczy zmienić niewiele, by osiągnąć to, co wydawało się nieosiągalne".

Idź do oryginalnego materiału