Dzieci się buntują
"Słyszałam o buncie dwulatka. Ba! choćby myślałam, iż jestem na niego gotowa. Nie raz widziałam dzieci w 'takim' stanie. Reakcje rodziców były przeróżne: od pełnej wyrozumiałości przez obojętność po złość. Ja zawsze byłam jednak pewna, iż będę tą empatyczną mamą. Usiądę spokojnie na podłodze, wezmę w ramiona moje zbuntowane maleństwo i już wszystko będzie ok.
Kończyłam studia z pedagogiki i staram się dużo czytać. Wiem, iż bunt (nie tylko dwulatka) to bardzo naturalny etap rozwoju dziecka. Kształtuje się osobowość i niezależność, jednak umiejętności dotyczące komunikacji jeszcze zawodzą. Dwulatki podobno także są przekonane, iż ich zdanie to zdanie wszystkich innych wokoło. Stąd nieporozumienia i niezadowolenie, szczególnie gdy mama mówi: 'nie'. Tyle iż na tym kończy się teoria, a zaczyna prawdziwe życie.
Na to nie byłam gotowa
Przekonana, iż jestem gotowa na ten moment, doznałam totalnego szoku, gdy moje dziecko nagle się 'odpaliło'. Złość pojawiła się niespodziewanie, bez żadnego uprzedzenia. Nagle, bez jakiegoś wyraźnego powodu. Odmówiłam córce lodów, zresztą nie pierwszy raz, zawsze kończyło się to płaczem. Ale nie tego dnia.
Miałam wrażenie, iż to nie jest 'ten bunt', który widziałam u koleżanek czy u przypadkowych dzieci na placu zabaw. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, dosłownie jakby coś nagle ją opętało, a ja trafiłam w sam środek filmu 'Egzorcysta'.
Córka zaczęła krzyczeć, a na jej twarzy była wymalowana wściekłość. Zalała ją purpura. Oczy były szalone i nieobecne, jakby płonął w nich ogień. Buzia wykrzywiła się w przerażający grymas, który widziałam pierwszy raz na oczy. Jej małe ciałko zaczęło się aż telepać ze złości. Czułam, iż mnie nienawidzi.
Zamiast empatii i troski, czułam bezsilność i... przerażenie. Gdzie moja słodka dziewczynka? Co się dzieje? Czułam, iż ziemia pod nogami mi się osuwa... Tak to pamiętam.
Jak grom z jasnego nieba
W wieku 18 miesięcy moja córka po raz pierwszy w życiu była tak bardzo z czegoś niezadowolona, iż wybuchła. Moja maleńka, która zawsze w takich chwilach wpadała zrozpaczona moje ramiona, nagle zaczęła walić rękoma na oślep, drapać mnie i szarpać, a potem rzuciła się na podłogę. To nie był płacz, który znam, a przeraźliwy wrzask, jakby ktoś obdzierał ją ze skóry.
Nie wiedziałam, co robić. Przytulenie nie wchodziło w grę, bo choćby dotknięcie palcem pogarszało sytuację. Każde moje słowo sprawiało, iż podkręcała głośność. Bunt był na pełnych obrotach. Minęło dziesięć minut i obie płakałyśmy, siedząc na podłodze.
Konsekwentna mama przestała istnieć. Poczułam, iż zrobiłabym absolutnie wszystko, by tylko przestała. Zrozpaczona zaczęłam nakłaniać ją na bajkę i słodycze, czując, jak bardzo sięgnęłam dna.
Sama miałam ochotę krzyczeć, ale moja córka wrzeszczała za nas dwie. Cała sytuacja trwała w sumie godzinę. Zakończyła się, gdy mała po prostu padła z wycieńczenia. Dosłownie usnęła na podłodze.
Co przeoczyłam?
Czułam się beznadziejnie. Czułam, iż zawiodłam jako mama. Gdzie popełniłam błąd? To była prawdopodobnie najstraszniejsza godzina w moim życiu rodzica. Poród, nacięcie krocza, nieprzespane noce, kolki to pikuś. Ludzie ostrzegali mnie przed napadami złości, ale nikt nie powiedział, jak bardzo niszczą one duszę. Nikt nie wspominał, iż to tak ciężkie doświadczenie.
Od tego czasu było wiele napadów złości. W tym czasie przeszukałam każdy centymetr internetu w poszukiwaniu prostego rozwiązania, które powstrzyma furię malucha i jestem przekonana, iż ono po prostu nie istnieje.
Jak w tej chwili wygląda mój mechanizm radzenia sobie z buntem? Trzymam się kurczowo myśli, iż te napady kiedyś się kończą".
Dla was także pierwszy napad złości był szokiem? Macie jakieś swoje sposoby na ukojenie malucha, którym targają tak silne emocje?