**Dziennik osobisty**
Na! Bierz! Daremnie cię słuchałam! krzyczała nieznajoma.
Wychowuję córkę, którą urodziła kochanka mojego męża. Tak, dobrze przeczytaliście. Ktoś pomyśli, iż jestem kobietą niepełną rozumu i powinnam się leczyć. Ale proszę, wysłuchajcie mojej spowiedzi do końca.
Był rok 2005, razem z Leszkiem mieliśmy rodzinę i własny biznes. Ukochany prowadził kilka sklepów spożywczych, towar sprowadzał z Polski, Włoch i Niemiec. Jego praca pozwalała mi nie zatrudniać się i całkowicie poświęcić się domowi. Tym bardziej iż mieliśmy wtedy pięcioletniego syna, Bartka. Całą siebie oddałam wychowaniu chłopca i gospodarstwu. Leszka w domu zawsze czekał domowy barszcz, pierogi, gołąbki. No i gdzieżby bez idealnego porządku?
Jednak wszystko runęło tej przeklętej nocy. Wracaliśmy do domu po wizycie u przyjaciół, syn już spał w samochodzie. Gdy podjeżdżaliśmy pod dom, zauważyłam, iż Leszek zaczął się denerwować. Przed bramą stała młoda dziewczyna, trzymając różowy kocyk. Gdy tylko wyszliśmy z auta, podbiegła do męża:
Na! Bierz! Daremnie cię słuchałam i nie zrobiłam aborcji!
Patrzyłam na nią jak wryta. Leszek też nie rozumiał, co się dzieje.
Nie chcę jej ani widzieć, ani słyszeć! Nie waż się do mnie dzwonić ani mówić córce cokolwiek!
Stałam kilka minut na mrozie, podczas silnej zamieci. Sąsiedzi już wyglądali przez okna, przyciągnięci krzykami. Tylko Leszek milczał, trzymając w ramionach różowy kocyk.
Chodźmy, nie stójmy na zimnie. W domu wszystko wyjaśnię
Okazało się, iż ta dziewczyna to nasza była pracownica, która rok wcześniej odeszła. A powód? Zgadliście sami.
I co z nią zrobimy? cicho zapytał Leszek, gdy ostrożnie położył dziewczynkę do łóżka.
Jak to co? Wychowamy. To przecież twoja córka.
Dogadałam się z lekarzami za kopertę, żeby wpisali mi fałszywą drugą ciążę do karty medycznej. Dziewczynkę nazwaliśmy Kingą. Nie czułam do niej nienawiści ani innych złych emocji. Po prostu zrozumiałam, iż dziecko niczemu nie jest winne. Za co miałabym nienawidzić dwumiesięcznego niemowlaka?
Długo nie mogłam wybaczyć Leszkowi zdrady. Chodziliśmy do psychologa, choćby myśleliśmy o rozwodzie. Ale wiecie co? Czas leczy rany. Zobaczyłam, iż mąż naprawdę żałuje swojego grzechu i stara się odzyskać zaufanie. Uwierzcie, nie wybaczyłam mu od razu zajęło to lata.
Nasz syn Bartek bardzo pokochał Kingę. Ciągle się z nią bawił, wychodził na spacery z wózkiem, chwalił się znajomym, jaka ma śliczną siostrzyczkę. I nigdy nie pozwolił, by ktoś ją skrzywdził.
Minęło 18 lat. Kinga wyrosła na żywą kopię Leszka. choćby tak samo marszczy nos, gdy ma kichnąć. Zawsze nazywałam ją swoją rodzoną córką. Choć niektórzy sąsiedzi wciąż lubią plotkować i patrzeć krzywo, gdy przechodzimy z Kingą przez podwórko.
Tydzień temu córka obchodziła osiemnastkę. Zdecydowaliśmy się najpierw na uroczystość w gronie rodziny, a potem Kinga poszła z przyjaciółmi do kawiarni. Byli teściowie, moi rodzice, chrzestni Kingi. I niespodziewanie pojawiła się nowa gościa jej biologiczna matka.
Co ty tu robisz? warknął Leszek i wyprowadził ją za bramę.
Jak to co? Przyjechałam do córki. Gdzie jest Wiktoria?
Nie nazywa się Wiktoria, tylko Kinga. Czego chcesz?!
Boże, nie mogliście lepiej jej nazwać? No cóż, przywiozłam jej prezenty. Kosmetyki, nowy telefon. Gdzie ona jest?
Słuchaj, ma rodziców. A ty jesteś nikim. Przypomniałaś sobie o córce po 18 latach? Gdzie byłaś wcześniej?
Co cię to obchodzi? W ogóle mogę was pozwać do sądu!
Wynoś się i nie waż się tu więcej pokazywać. Inaczej wezwę policję.
Leszek przegonił ją. Wtedy zrozumiałam, iż nic nie zniszczy naszej rodziny. Jaki jesteśmy gotowi bronić się nawzajem i dawać miłość. Mimo wszystko Leszek jest wspaniałym ojcem i cieszę się, iż dzieci mają takiego tatę.
A wy potrafilibyście przyjąć obce dziecko, jak nasza czytelniczka?